niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 1

Harry's POV

    Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Niby taka naturalna czynność, która dzieje się... bezwarunkowo. Oddychamy, nie myśląc o tym jaki tlen jest potrzebny albo, że kiedyś go zabraknie. Jednak, gdy twoja bliska osoba nabiera powietrza do płuc po raz ostatni, to i ty jakbyś go tracił.
    Gdyby nie to, że Vivienne siedziała obok, pewnie nie ogarnąłbym się tak szybko. Czułem się wykończony psychicznie, dobijał mnie stan Louisa i gdyby nie urządzenia, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że żyje, pomyślałbym po jego wyglądzie, że dawno umarł. Wokół głowy miał bandaż, tak samo jak i na żebrach, na twarzy maskę tlenową, a kostkę w gipsie. Jednak żył, jego serce biło, a teraz to było najważniejsze.
    Pogotowie przyjechało 10 minut, po tym jak zawiadomiłem ich, że Lou spadł. To był szok, że wszystko potoczyło się właśnie tak. Jakby Ktoś z góry dawał nam drugą szansę, której nie możemy zmarnować.
    Przyjechaliśmy tu trochę po 19, Viv oczywiście prowadziła, bo ja nie dałbym rady. Jechaliśmy równo za karetką, nie zważając na ograniczenia prędkości, ani znaki. Całe szczęście w pobliżu nie było policji. Zabrali Louisa od razu na salę, żeby zszyć rozcięcie na jego głowie. Zabandażowali go i przewieźli na salę, żeby założyć gips. Było trochę ciężko, zwłaszcza, że był nieprzytomny, choć z drugiej strony nie marudził. Wszystko trwało bardzo szybko, jednak dla mnie każda sekunda niewiedzy, to kolejny sztylet wbity w moje plecy. Zbliżała się 23, a ja nie miałem ochoty się ruszać. Siedziałem przy jego sali, co chwilę doglądając go przez szybkę w drzwiach. Moja przyjaciółka pojechała po rzeczy dla mnie, żebym mógł się przebrać i pilnować Lou, a także dla chłopaka, jakby się wybudził i mógł lepiej spędzić czas w szpitalu.
    W pewnym momencie podszedł do mnie lekarz dyżurujący i poprosił o rozmowę w jego gabinecie. Ani mi się śni, żebym stamtąd się ruszył, jednak uznał, że to ważna rozmowa i nie możemy jej przeprowadzić na korytarzu. Zerknąłem jeszcze na Louisa, którego tętno było w normie i ruszyłem za mężczyzną przez długi, szpitalny korytarz.
    Krzyki, dobiegające z różnych pomieszczeń, przyprawiały mnie o gęsią skórkę. Ale bardziej przejmowałem się tymi, którzy siedzieli w poczekalni lub przed salami i opłakiwali los najbliższych. Każdy cierpiał inaczej. Ból był inny, w zależności jak bardzo zżyci byli z umierającymi lub chorymi pacjentami. Jednak widziałem też łzy szczęścia i radości. Mężczyzna, który przed chwilą wziął swoje małe dziecko na ręce po raz pierwszy w życiu. Kobieta, której lekarz oznajmił, że chemioterapia właśnie się skończyła. Rodzice, którzy odebrali niesfornego synka po operacji, która dawała mu zaledwie 30% szans na przeżycie.
    Byłem też ja. Stałem między jednym, a drugim uczuciem, jakbym naruszał czasoprzestrzeń tworzącą się między pozytywnymi, a negatywnymi uczuciami. Nigdy moje myśli nie odbierały tak dwóch, różniących się, skrajnych uczuć. Szczęście - bo Lou przeżył. Smutek - bo czeka nas najgorsze.
    Lekarz, wyglądający na jakieś 40 lat otworzył przede mną drzwi, wsuwając kartę do czytnika i znaleźliśmy się w zupełnie innym korytarzu. Tamten był jasnoniebieski, z białym sufitem i granatowo - białym linoleum wyłożonym na podłodze. Od niego rozwidlały się mniejsze korytarze, gdzie przebywali pacjenci o na prawdę różnych dolegliwościach. Lou leżał na OIOM'ie, dopóki się nie wybudzi pewnie tam zostanie. Była również tam część ginekologiczna, onkologiczna i sala operacyjna. Dziwne rozmieszczenie. 3 tak różne rodzaje medycyny, tak blisko siebie.
    Korytarz, którym szliśmy teraz, był natomiast bladoróżowy, porozwieszane były różne obrazki namalowane przez dzieci. Była to bardziej świetlica, niż oddział, bo nie widziałem tu żadnych aparatur, leków, ani nawet pozamykanych, osobnych sal. Było kilka dużych, oszklonych, gdzie najmłodsi pacjenci się bawili, rysowali, grali w gry lub oglądali telewizje. Gdy przechodziliśmy obok pomieszczenia z wielkim oknem i drzwiami zamkniętymi na klucz, przystanąłem i obejrzałem się po jego wnętrzu. Przysunąłem się jak najbliżej i odczytałem napis, znajdujący się na górze.
    Adopcje.
    Przeraziło mnie, ile malutkich dzieci leżało na tej sali. Były to noworodki, niemowlęta. Dzieci, które nie przeżyją bez opieki. Spora ilość pielęgniarek chodziła tam, przewijała je, bądź usypiała. Zacząłem liczyć maluchy... jedenaście. Tyle porzuconych dzieci, które zostały w szpitalu, skąd matki nie chciały ich zabrać.
     - Coś się stało?- lekarz dopiero po chwili znalazł się obok mnie, jakby wcześniej nie zauważył, że nie ma mnie obok niego.
     - Zastanawiam się, jak można było opuścić takie małe, bezbronne istotki.- westchnąłem.
     - Nie wszyscy porzucili swoje dzieci.- odpowiedział, a ja spojrzałem się na niego. Wskazał brodą na dwie pielęgniarki w kącie, które przewijały berbecie.- To są bliźnięta, ich matka nie nadawała się do wychowywania ich. Młoda, trochę szalona, podczas ciąży przebywała w zakładzie psychiatrycznym, chociaż pod koniec ciąży, wypuszczono ją stamtąd. Jednak, nie dostała pozwolenia, żeby zająć się swoimi dziećmi. Nie podała ojca, więc musiały zostać tutaj. Są tu od półtora miesiąca, jednak pewnie niedługo zamieszkają w sierocińcu.- westchnął i ruszył dalej, zapewne w stronę swojego swojego gabinetu. Podążyłem za nim, a chwilę później znalazłem się z małym pomieszczeniu. Było tu pełno szafek na dokumentacje, ciemno-brązowe biurku przy oknie, dwa fotele po jednej i jeden po drugiej stronie biurka. Pewnie nie spędzał tu dużo czasu, bo było tutaj mało prywatnych rzeczy. Wieszak z kurtką, zdjęcie rodziny i na tym koniec. Wskazał gestem dłoni krzesło, nakazując mi usiąść, tymczasem sam zajął miejsce na przeciwko.
     - Więc, może opowiesz mi jak do tego doszło?- musiał się spieszyć, bo mówił szybko i nie zwracał uwagi na formy grzecznościowe. Wyjął z szuflady dokumenty Lou, które musiał mieć przygotowane na wierzchu, po skończonej operacji.
     - Ym...- jęknąłem, przypominając sobie moment z przed kilku godzin. Opowiedziałem o tym, że biznesmen chciał popełnić samobójstwo, wspominając również o powodach jego myśli.- I po naszej krótkiej rozmowie... cały czas chodził po krawędzi... bardzo się bałem, choć nie chciałem mu tego okazać... w pewnym momencie stracił równowagę, potknął się o coś metalowego... i po prostu spadł.- wstrzymałem oddech przypominając sobie te chwile, łzy napłynęły do moich oczu, na ten przerażający widok.
    Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
     - Co się stało później?- zapytał delikatnie lekarz.
     - Podszedłem do tej krawędzi, żeby zobaczyć ten widok, bo nie spodobało mi się to, że okolica zachowywała się tak, jakby nic nie było. I wtedy spojrzałem, że...- wypuściłem powietrze z płuc i zamknąłem oczy.- On upadł na podest do mycia okien.- mruknąłem.- Po prostu, mężczyzna, który sprzątał zostawił podest na samej górze i wyszedł przez dach. Także... Louis spadł tylko z 1 piętra, w między czasie uderzył się o ten panel sterujący.- powiedziałem. Mężczyzna chciał coś powiedzieć, lecz nagle coś zaczęło piszczeć, a on zerwał się na równe nogi. W telefonie, który spostrzegłem dopiero teraz, świeciła się czerwona lampka, a po chwili usłyszeliśmy głos jakiejś kobiety.
     - Doktorze, sala 122, tracimy go.
     - Elektrowstrząsy, zaraz tam będę.- mężczyzna pochylił się nad urządzeniem i podbiegł za drzwi. Złapałem go za rękę, a on spojrzał się na mnie pełnym zdenerwowania wzrokiem.- Jeśli on umrze to będzie twoja wina.- odpowiedział, a ja go puściłem.- Zostań.- warknął, po czym wybiegł. Jednak nie posłuchałem go i ruszyłem za nim, mając jak najgorsze przeczucia. Wbiegliśmy z powrotem na niebieski korytarz i ruszyliśmy prosto w kierunku OIOM'u. 122...122...122.... TO SALA LOU! Przyspieszyłem i prawie zrównałem się z lekarzem, niestety on wpadł na sale zamykając ją za sobą, a ja stałem przyglądając się temu wszystkiemu. Ciarki przeszły całe moje ciało, oddech stał się płytki, a źrenice znacznie się rozszerzyły. Z jednej strony nie chciałem tego oglądać,a z drugiej nie mogłem odwrócić wzroku. Poczułem ciepłą, kobiecą dłoń na moim ramieniu. Nie musiałem się oglądać, żeby wiedzieć, że to Vivienne. Żadne z nas nie odezwało się, dopóki tętno Lou nie wróciło do normy. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na przyjaciółkę. Podała mi jedną torbę ubrań i rzeczy Lou oraz mały plecaczek, gdzie miałem rzeczy na zmianę. Była zmęczona, a jutro musiała się zająć firmą, pod nieobecność Lou. Miała wątpliwości z tym, czy sobie poradzi, albo będzie na tyle zorganizowana praz odpowiedzialna, że firma niebieskookiego nie zbankrutuje.
     - Jedź do domu, połóż się spać.- powiedziałem, jednak ona pokręciła głową. Otworzyła już usta, żeby coś powiedzieć, jednak w tym czasie wyszedł lekarz. Spojrzał na mnie i wyciągnął pomiętą kartkę z kieszeni.
     - Miał to w marynarce, zapomniałem ci to oddać.- podał mi papier, a ja ścisnąłem go w dłoni.- Uważam, że powinien iść na terapie, jednak od was to zależy czy wyślecie go do psychologa albo psychiatry.- mruknął i odszedł w stronę, która podążaliśmy wcześniej razem.
    Otworzyłem kartkę i przeczytałem, to co było tam napisane. Ostatnia wola Louisa. Przełknąłem ślinę na wzmiankę o mnie. Serce łomotało mi tak głośno, że pewnie wszyscy dookoła słyszeli je bardzo wyraźnie. Miałem totalny dylemat, nie wiedziałem co robić, jednak na pomoc pospieszyła mi Viv. Wyciągnęła z torby Lou jakiś zeszyt, podając mi go. Ściągnąłem brwi i spojrzałem na to, co trzymała.
    - Jego pamiętnik.- szepnęła, a ja otworzyłem szeroko usta.- Nie czytałam go, nawet nie chciałam. Uznałam, ze jednak ty powinieneś to zrobić.- powiedziała i wcisnęła mi to w dłoni. Ucałowała mój policzek i udała się w kierunku wyjścia. Usiadłem na plastikowym krzesełku i zacząłem czytać co jest tam napisane. Przekartkowałem to na sam przód i przełknąłem ślinę. Miałem lekkie wyrzuty sumienia, jednak ciekawość wzięła górę.
    Serce zabiło mi mocniej, a łza poleciała po policzku. Już na początku naszej znajomości, łamał zasady, które sobie ustalił. Przeczytałem wszystko od początku do końca, serce łomotało mi coraz głośniej. Po przeczytaniu ostatniego wpisu, podjąłem decyzje.
    Louis pójdzie na terapię.

***
notka od autorki: DAM DAM DAM! Witam was w Nowym Roku, jeszcze nie miałam okazji życzyć wam wszystkiego najlepszego! Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną od początku Rules, a także tym, którzy dołączyli dużo później! Mam nadzieję, że przy Shelter będziecie czuli się równie dobrze, jak przy pierwszej części c:
A teraz kilka spraw organizacyjnych:
1. BARDZO DZIĘKUJĘ ZA SZABLON! JEST PIĘKNY :")
2. Spam, czy jakiekolwiek pytania proszę kierować na ask @Rules_ff  >>klik<<
3. Powtarzałam to 2892678 razy, ale powiem znowu - LISTA INFORMOWANYCH NIE PRZECHODZI Z RULES
4. Zapoznajcie się z 1 notką, jest w etykietach c:
5. Zwiastun również jest
6. Chciałabym, aby każdy pospisywał się userem lub imieniem w komentarzach, jeśli są one anonimowe 
Chyba to na tyle! Mam nadzieję, że ciepło powitacie Shelter, tak jak zrobiliście to z Rules!
Wasza Lucy x

14 komentarzy:

  1. CUDOWNE!
    Chociaż to chyba mało powiedziane
    Harry podjął dobrą decyzję, przynajmniej tak mi sie wydaję
    Czekam na kolejny <3
    /Hi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie!
    Jeju mam nadzieję, że oni będą ze sobą i, że z Lou będzie wszystko dobrze...
    Czekam na kolejny już! :')
    /@j_justsurvive

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały*___*
    proszę niech nie będzie więcej takich akcji z Lou bo umrę,a Harry podjął dobrą decyzję;)czekam na kolejny;*@nxd69

    OdpowiedzUsuń
  4. Mhm... nie no ok... ale wiesz.


    CZY TY CHCESZ MNIE KURWA ZABIĆ? NO KURDE. .. ja patrzę nowy rozdział wiesz nalerzyta podjara jest, wyszczerz na ryju obecny. I czytam. Czy ty wiesz co ja przeżyłam jak ratowali Louisa? Zawał serca normalnie.
    Uch nie uważasz że hazz nie powiniene czytać tego pamiętnika? To takie .... uch.
    I co teraz? Zamkniesz mi Lou nie wiadomo gdzie.. chlip chlip.
    Idę rozpaczać w samotności, i poszukam sobie nowego serca na allegro bo to które mam nie wytrzyma do końca tego ff.

    Oddany fan nr 1 @islouarry

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne! Szablon by me
    HarryIsMyyBaby
    A i czy w informacjach moglabys zmienic na moj user z twittera? Bloga usunelam i wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze, nie mam pojęcia, czego się spodziewać po Shelter. Szpital psychiatryczny, Eleanor, Zayn i Jacob? Jednak jestem strasznie ciekawa, cieszę się, że postanowiłaś kontynuować Rules ♥
    Szablon i zwiastun są genialne, ale jestem pewna, że to wiesz.
    Do następnego? :)
    @smolipaluch

    OdpowiedzUsuń
  7. nie mogę się doczekać co będzie dalej. jak na początek drugiej części - świetnie / @demsq

    OdpowiedzUsuń
  8. Wrażliwość i troska Harry'ego mnie rozczula. Mam nadzieje, że Louisowi sie ustawi w tej główce. Świetnie wszystko opisałaś. Czekam na kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Jezu...Shelter! Jaka ja szczęśliwa teraz jestem. Szczerzę się jak głupi do sera. Serio. Stęskniłam się za Twoimi wypocinami. Haha. Dopiero teraz czuję, że żyję. WOHOOO! Odnalazłam sens życia! Bullshit powraca!

    Z niecierpliwością czekałam na Shelter. Jak nigdy dotąd! Fajnie się zapowiada ^^. Ogólnie rozdział bardzo dobry, jak zwykle. No i co nowego można powiedzieć? Zawsze jest bardzo dobry. I bądź tutaj oryginalnym...

    Za każdym razem, jak czytam imię 'Vivienne' to śmiać mi się chce. Ty już chyba wiesz dlaczego...A tak à propos, od kiedy to się czyta czyjeś rozmowy, hmm? Nieładnie. Zawiodłam się na Tobie, ehh...

    Czekam na następny rozdział z NIECIERPLIWOŚCIĄ. Życzę weny i pozdrawiam - @_Bullshitxx_

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejuu :') Na terapię :') Kurwa mać! :'))
    Rozdział świetny. czekam na następny jak zawsze c:

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudny <3 Yeah Louis żyję( wiedziałam, że będzie żyć ale akcja trzymała w napięci) Mam nadzieję, że szybo dodasz następny bo się stęskniłam :)

    @luvmydreams

    OdpowiedzUsuń
  12. Śliczny, mamusiu ten rozdział był taki emocjonalny, i smutny, wtedy gdy Harry patrzył na te dzieci :( oh piękny,
    Do następnego :*
    @shipbulshit

    OdpowiedzUsuń
  13. Okej, wiem że nie było mnie tu bardzo bardzo długo i tak naprawdę nie wiem dlaczego, ale wracam i to już do końca ;-; Rozdział wow czuję się tak bardzo rozdarta i nie jestem w stanie opisać tego co czuje. Zabieram się za kolejny <3 @dreamstobottom ps.mam nadzieje że mi wybaczysz że tak długo mnie tu nie było <333

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem ciekawa dalszych poczynan Louisa wobec Harrego oraz Harrego wobec Louisa, cudo xx

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy