środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 2

Louis' POV

    Do mojej głowy nie docierały żadne informacje. Wiedziałem, że słyszę jakieś głosy, lecz nie rozumiałem ich znaczenia, jakby mówili w innym języku. Wiedziałem, że ktoś mnie woła, próbuje nawiązać ze mną kontakt, lecz moje powieki były tak ciężkie, że nie miałem tyle siły, aby je otworzyć. Było przyjemnie tak leżeć, nic nie czuć i mieć świadomość, że zaraz mnie tu nie będzie.
    Jednak czy na pewno nie będzie?
    Poczułem wstrząs. Moje ciało gwałtownie uniosło się i upadło. Czułem, że ciepło do mnie powraca, a słowa docierają do mojego mózgu.
     - Jeszcze raz! Tracimy go!- usłyszałem męski głos, a potem chłodny metal na moim ciele. Dreszcze przebiegły po mojej skórze i zareagowałem tak samo, jak poprzednio.
    Ulga.
    Jedyne właściwe słowo, którego mogłem użyć, gdy usłyszałem jak mężczyzna obok mnie wzdycha. Powieki nadal ciążyły i nie miałem zamiaru ich unosić. Mogłem pozostawić mój umysł czystym. Nie myśleć o niczym, co się dzieje i czekać tylko, aż poczuję się lepiej. Coś za mnie oddychało, coś pobudzało do życia, a ja tylko leżałem i choć przez chwilę mogłem czuć się wolnym.
~*~
    Otworzyłem oczy, lecz natychmiastowo je zamknąłem. Białe światło, jakby paliło moje gałki, czułe i delikatne na tak rażące promienie żarówki. Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu muszę się obudzić, stawić czoło problemom, które pozostawiłem i odpokutować wszystkie uczynki. Uniosłem powieki, tym razem wolniej, równocześnie ruszając palcem. Wszystko mnie bolało, jednak z trudem uniosłem dłoń do góry i położyłem ją na mojej twarzy. Poczułem ucisk w klatce piersiowej. Nie zważałem na to i pociągnąłem maskę z mojej twarzy. Wziąłem głęboki oddech, choć natychmiastowo tego pożałowałem. Syknąłem z bólu i przekręciłem głowę na bok. Vivienne siedziała na krześle, powoli się z niego zsuwając, głowę trzymała na moim łóżku, a w ręce trzymała telefon. Ubrana była w zieloną, szpitalną odzież ochronną. Spała w najlepsze, pewnie leżała tu ze mną kilka godzin. Byłem jej wdzięczny, że nie zostawiła mnie samego, ale też zły na samego siebie, że nie potrafiłem się nawet zabić.
     - Boże, zaraz będę musiała wstać.- mruknęła do siebie i poprawiła głowę, cały czas mając zamknięte oczy. Delikatnie uniosłem lewą nogę, na której dziewczyna trzymała swoją rękę i natychmiastowo się obudziła, spadając przy tym z fotela i krzycząc wniebogłosy.- LOUIS!- pisnęła, zakrywając usta dłonią. Patrzyła na mnie jak na ducha, cały czas siedząc na ziemi. W końcu wreszcie się podniosła i dostawiła dłoń do mojego czoła, potem do policzków, jakby chciała się upewnić, że nie jestem duchem. Wywróciłem oczami, wzdychając, co sprawiło mi niemały ból.- Boże, myśleliśmy, że się nie obudzisz!- pisnęła, a ja się zdziwiłem. Ile tutaj leżałem?- 3 dni minęło, a ty nawet nie drgnąłeś! Rozumiesz to?! Myślałam, że zejdę na zawał, bo dwa razy musieli cię ratować! Od razu przechodzisz na specjalną dietę, zero ciastek, bo po badaniach krwi okazało się, że...- dziewczyna paplała jak najęta, zapominając o tym, co działo się jeszcze kilka tygodni temu między nami, jakby wszelkie konflikty poszły w niepamięć, a my zaczynaliśmy znajomość z nową, czystą kartą. Opowiadała mi, co się działo w pracy, jak to dziwnie zareagowali, że ona teraz trochę będzie rządzić, jak lekarze wykryli coś tam na moim sercu (nie specjalnie się tym przejąłem, bo okazało się, że to niegroźne i wystarczy zmienić sposób żywienia się, aby to uregulować, co oznacza, że nie mogę jeść pierniczków!), aż w końcu przeszła do moich objawów.- Masz wstrząs, lecz już jest lepiej. Złamane jedno żebro, całe szczęście i pęknięta kość w kostce, ale to nie jest takie groźne. Gips będziesz nosił maksimum 3 tygodnie, ale to nie przeszkadza w niczym, bo jak będziesz na terapii to zajmą się tobą i ...- urwała, spoglądając na mnie przerażona i zakryła usta obiema dłońmi, jakby to pomogło, żebym nie usłyszał tych słów. Rzuciłem jej groźne spojrzenie, a ona cofnęła się w głąb fotela.
    Do pokoju wszedł lekarz z uśmiechem na twarzy. Vivienne wyraźnie zadowolona z jego obecności, wybiegła na korytarz, rzucając krótkie "do zobaczenia!" i zamknęła za sobą drzwi.
     - Widzę panie Tomlinson, że wrócił pan do żywych!- zaśmiał się doktor.- Teraz, gdy oddycha pan samodzielnie, można pana przenieść na inny oddział.- uśmiechnął się i przeszedł do profilaktycznych badań. Powtórzył parę formułek, które przedstawiła mi Viv. Kazał mi dbać o siebie, zacząć uprawiać sport, mniej się stresować i inne takie tam mało przydatne rzeczy. Po chwili wjechała pielęgniarka z wózkiem dla niepełnosprawnych. Podczas przesadzania mnie na mój "pojazd", zrobiło się niezręcznie, przynajmniej dla mnie. Zachowywała się, jakbym był mały dzieckiem i dotykała z taką delikatnością, jakby zwykłe uszczypnięcie miało mnie zabić. Mówiła też tak, jakbym miał 5 czy 6 lat. "A nasz Lou nie jest może głodny? Mamy pyszną zupkę na stołówce i możemy tam jechać, zanim pojedziemy na sale! Będziesz mógł wcisnąć guzik w windzie!". Nie odzywałem się jednak, tylko przewracałem oczami raz po raz. Miałem ochotę wykrzyczeć jej w twarz parę niemiłych słów, ale udało mi się pozostawić je dla siebie.
~*~
    W nowej sali było nudno. Nie pamiętam jak wyglądała poprzednia, ale ta była beznadziejna. Zwykłe białe ściany, zwykła granatowa podłoga, zwykłe łóżko z jasnożółtą pościelą i zwykły, mały telewizorek. Brakowało tylko zwykłego, denerwującego współlokatora. Vivienne szła tuż obok mnie i pielęgniarki, a teraz zostaliśmy sami i panowała trochę niezręczna cisza.
     - Wzięłam ci dresy, dżinsy, jakieś luźne rzeczy do spania, kosmetyki, szczoteczkę, parę rzeczy do włosów, bieliznę, twój szkicownik z projektami, tablet, laptopa, iphone'a, którego powinieneś zresztą wymienić, bo jest potłuczony.- zaczęła wymieniać i rozpakowywać moje rzeczy do małej szafki stojącej obok łóżka.- ładowarki do tych wszystkich urządzeń, chciałam też zabrać gitarę, ale przecież nie wyprowadzasz się na zawsze, tylko na razie będziesz w szpitalu, a potem...- spojrzałem się na nią. Widząc, jak robi się spięta, chrząknąłem nieznacznie i czekałem, aż skończy swoją myśl.- Lou, po prostu uznaliśmy... w sensie rozmawiałam z twoją mamą i w ogóle...- zaczęła się plątać w swoich słowach, jakby nie wiedziała co mówi, lub coś okrywała. Westchnęła i odwróciła się do mnie. Usiadła na łóżku i złapała moją dłoń, delikatnie ją ściskając.
     - Louis, uważam, że to dobra decyzja. Jak tylko twój stan się poprawi, spakujemy twoje rzeczy i to jest na prawdę miłe miejsce. Czekaj... jak to się nazywało.- zmarszczyła brwi, a po chwili gwałtownie nabrała powietrza, wydając przy tym cichy świst, jakby dostała olśnienia.- SUNNY! Tak, jedno z lepszych ... no wiesz, takich miejsc w mieście. Obsługa jest uczciwa, pomocna, zawsze służy dobrą radą. A terapia może zmieni coś w twoich myślach, zachowaniu... Nie chodzi tylko o... niego i o to, co chciałeś zrobić. Tylko, że stawiasz pracę na 1 miejscu. Uważałeś, że nie jesteś w stanie kochać. Po prostu od dawna potrzebny był ci psychiatryk.- westchnęła.- Będę cię odwiedzała.- uśmiechnęła się promiennie i wróciła do pakowania.- Przyniosłam ci coś do przekąszenia, bo szpitalne żarcie jest okropne! Kiedy byłam na operacji dwa lata temu...- znowu zaczęła swoją paplaninę, układając jakieś jogurty, owoce i zdrowe jedzenie na szafeczce. Sięgnąłem po mój szkicownik, wziąłem ołówek i zacząłem rysować plany mieszkania, które kupiłem przed moim domniemanym samobójstwem.
    Rysowanie sprawiało, że mogę się rozluźnić i pomyśleć o tym wszystkim. Czy na pewno psychiatryk jest takim złym miejscem? Może mi pomogą, odnaleźć siebie? Może to nowy początek?
    Początek nowego życia, dorosłego, dojrzałego, prawdziwego, wypełnionego miłością i szczęściem
    Muszę odnaleźć moją drogę do szczęścia, zmienić się i pomóc samemu sobie, dopiero wtedy mogę pomagać innym. Nie wiem co będzie schronieniem w drugiej "rundzie" mojego życia. Dostałem kolejną szansę, żeby nauczyć się żyć, kochać, po prostu być. To nie mogło się tak skończyć, więc muszę poszukiwać tego, co da mi szczęście. Może będzie to garniec złota? Czterolistna koniczyna? Podkowa? A może jednak pewien zielonooki chłopak, którego pokochałem?
    Życie nie zawsze jest grą, lecz tym razem los się nade mną zlitował i mogę brnąć dalej. Kolejny poziom, kolejne wyzwania. Wystarczy zmienić swoje życie, nauczyć się go na nowo i może to wszystko teraz mi w tym pomoże? Nowe mieszkanie, terapia, po prostu nowy ja? Mam wokół bliskich, którzy na pewno mi pomogą i muszę nauczyć się ich doceniać. Trzeba spróbować, bo inaczej nie dowiem się co z tego wyjdzie.
     - Oh, mój Louisek rysuje!- starsza pielęgniarka weszła do środka. Przewróciłem oczami i rysowałem dalej, pochylony nad moim szkicownikiem.- Kto to? Twoja dziewczyna?- spytała rozanielonym tonem. Spiąłem się i spojrzałem na kobietę, tak samo jak i Viv.
     - Nie, jestem tylko przyjaciółką, ale też i sekretarką w jego firmie.- odpowiedziała rzeczowym tonem.
     - Z przyjaźni do miłości wystarczy jeden krok!- powiedziała. Zacisnąłem szczękę i odwróciłem od niej wzrok.
     - On już jest zajęty.- skłamała dziewczyna. Widząc, jak kobieta chce coś jeszcze powiedzieć dodała:- Ma CHŁOPAKA.- zaakcentowała ostatnie słowo. Pielęgniarka się zmieszała i pospieszni wyszła, pod pretekstem, że musi zajrzeć do sali obok. Pokręciłem głową z politowaniem.- Wariatka.- mruknęła Viv, podnosząc się.- Louis, tak w ogóle, czemu ty nic nie mówisz? Boli cię? Wezwać lekarza? A może zapomniałeś jak się mówi? O MÓJ BOŻE, A MOŻE TY MNIE NIE PAMIĘTASZ!- jęknęła, a ja uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło.- Dobra, dobra, zmiana koloru włosów mi nie służy, bo przejęłam cechy typowej blondynki, nawet jeśli są to tylko końcówki. Więc, czemu nie mówisz?
    Wzruszyłem ramionami i rysowałem dalej, bardzo dokładnie. Miałem już zaplanowany parter, a domek miał mieć jeszcze piętro i poddasze. No i podwyższenie w jednym miejscu, które wyglądałoby jak wieża. Mam nadzieję, że niedługo to skończę, a Vivienne dopilnuje budowy, gdy będę siedział w wariatkowie.

Harry's POV

    Wszedłem do wielkiego budynku i natychmiastowo poczułem zapach lawendy. W całym ośrodku tak pachniało, czy to w ogrodzie, na parkingu, czy na holu. Powoli mnie to irytowało, jednak nie miałem ochoty zwracać na to uwagi. Siedziałem na sofie w kolorze kości słoniowej, przede mną stałam stara, brązowa ława, a na niej pełno różnych czasopism. Nagle zobaczyłem kobietę w krótkich, czarnych włosach, ściętych na boba. Na nosie miała okulary, w jednej ręce teczkę z różnymi papierami, a w drugiej podłużnego papierosa. Była mulatką o dużych, zielonych oczach i szczerym uśmiechu. Stanęła przede mną, przełożyła papierosa do ręki, w której miała też papiery i wyciągnęła do mnie dłoń. Podniosłem się gwałtownie i złapałem ją delikatnie.
     - Harry Styles.
     - Doktor Robyn Fenty. Wyjdziemy porozmawiać na zewnątrz?- zapytała, a ja pokiwałem głową. Ruszyliśmy w stronę ogrodu i przez chwilę panowała cisza. Nie była jednak ona niezręczna. Polegało to na tym, że jakby dała mi czas na zebranie myśli.
     - Już przez telefon przedstawiłem pani zarys tej sytuacji, ale chciałem najpierw zobaczyć warunki, w jakich Louis musiałby żyć.
     - No to widzi pan nasz ośrodek.- zakręciła się wokół własnej osi z rozprostowanymi rękoma.- Mamy duży ogród, dużo pacjentów lubi tu spędzać czas. Mamy też salę muzyczną, artystyczną, świetlicę, w której można spotykać się z gośćmi, gabinety psychologów, jadalnia, no i pokoje. Zwykle są dwuosobowe.- kobieta zapaliła swojego papierosa i skinęła głową w kierunku ławki. Usiedliśmy obok siebie, założyła nogę na nogę i otworzyła teczkę. Miała tam wydrukowanego maila ode mnie, którego wysłałem jej wczoraj wieczorem. Zaczęła błądzić po nim wzrokiem, co chwila wypuszczając kłęby dymu z ust.
     - A psycholog, który zająłby się Lou?- spytałem niepewnie.
     - Chciałabym się zająć osobiście tą sprawą. Jest dość interesującym przypadkiem.- spojrzała na mnie. Wystawiła rękę w moją stronę.- Chcesz?- zapytała. Pokręciłem głową, czekając, aż skończy swoją myśl.- Zachowuje się, jakby był uzależniony od seksu. Do tego nie wierzy w samego siebie. Pracoholik. A na dodatek próbował popełnić samobójstwo.- westchnęła. Zgasiła papierosa o ławkę i wrzuciła go do kosza, stojącego obok.
     - Ile będzie trwała terapia?
     - Zależy, jak tłumaczysz pojęcie terapia.- powiedziała profesjonalnym głosem.- To ile tu czasu spędzi, zależy tylko od tego, jak będzie się starał. Będąc tutaj, będzie miał możliwości spędzać różnie czas, nie tylko rozmawiając ze mną. A same wizyty mogą trwać około pół roku. Może dłużej.- wytłumaczyła.
     - Mam nadzieję, że pani mu pomoże.- szepnąłem.
     - Postaram się.
***
notka od autorki: Hehe, drugi rozdział ^^ Jak wam się podoba do tej pory? Liczę na komentarze. Jeśli zastanawiacie, czemu pogrubiłam te 4 słówka to skojarzcie sobie z zwiastunem i zobaczcie opis ^^
Chciałabym, żebyście zapoznali się ze wszystkimi zakładkami c:
Wasza Lucy x

11 komentarzy:

  1. jak zawsze - świetny rozdział ;)
    / @louzstyles

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm, hmmm :3 cudo. ale trochę przykro, że Louis będzie oddzielony od Harry'ego

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta babka jest podejrzana ok ona na pewno tylko teraz zgrywa taką miłą a serio to jest zła xD
    Do następnego :*
    @shipbulshit

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakos nie moge uwierzyć, że Louis tak spokojnie przyjął wiadomość o Świrolandii.. Ja bym kopała i waliła na oślep byleby mnie nie zamknęli. Btw to słodkie jak Viv troszczy się o pana T. po tym wszystkim co zrobil 😭 interesuje mnie reakcja jak Louis będzie rozmawiał z Harrym...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ok. Piszę ten piep**ony komentarz piep**ony trzeci raz więc nie zdziw się jak będzie krótki, nudny i bez sensu. Wcześniej napisałam takie cudo... soooo.
    Zacznę od początku ... SERIO? SERIOOOOOO? CHCERZ ZOSTAWIĆ LOU Z JAKĄŚ DZIWNIE MIŁĄ PANIĄ DOKTOR? NAPRAWDĘ? huh wiesz... wszyscy ludzie którzy są dziennie mili na końcu i tak okazuje się że są wariatami z chęcią zabicia każdego człowieka na ziemi. Nie nic. I jeszcze jak by tego było mało nasz biedny Louis będzie z nią zamknięty w czterech ścianach… Lou… w. czterech. Ścianach. Nie. Wiadomo. gdzie. Ahhhhha.
    Ok. Zostawmy to. Przecież i tak przeżyje nie? Z resztą musi, bo o czym byłaby dalsza część ff? No właśnie. O czym to ja jeszcze chciałam… widzisz? Nie pamiętam, ale jak już wspomniałam masz się nie czepiać. NIE. CZEPIAĆ.
    Echhhhh. W tym rozdziale to się za dużo nie działo więc o czym mam pisać? Tak. Może o tym. Chcesz rozdzielić Larrego, Tak? Rozumiem, tylko na chwilę…. Ale to takie njjjjjjjeeeee.
    Doba, kończę to pisać, bo jak zaczną moje wywody to nie wiem na czym skończę… a to było by takie złłłłłłłłłe.
    -@islouarry

    OdpowiedzUsuń
  6. CZEMU LOUIS NIE ROZMAWIAŁ Z HARRY'M ANI NIC? Sądziłam, że na wieść o tym, iż Lou się obudził, Hazza przyjedzie do szpitala i szybko pobiegnie do sali, w której Lou leży przytomny. Rzuci mu się na szyję czy coś, pocałuje i ochrzani go za próbę samobójstwa. A potem mu powie, że go kocha. Tak to sobie wyobrażałam.

    Tomlinson spokojnie przyjął do wiadomości psychitryk. Mi by się to nie udało. Chyba. Krzyczałabym, kopała albo coś. Przez niektóre filmy, uważam, że to miejsce źle wygląda, odstrasza krzykami innych i ma niedobre jedzenie. Naoglądałam się za dużo amerykańskich filmów i seriali...Znam przyczynę tych wyobrażeń.

    Fajnie, że Vivienne troszczy się o Louis'a, pomimo tego, że było między nimi źle. Dobra przyjaciółka. Oby wszystkie zdarzenia poszły w niepamięć.

    Bardzo dobry rozdział. Czekam z niecierpliwością na następny. Życzę weny i pozdrawiam - @_Bullshitxx_

    PS: Przepraszam, jeśli komentarz jest za późno albo jest za krótki. Postaram się, żeby były jeszcze dłuższe i aby były szybciej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś mi nie gra z tym ośrodkiem...

    I Louis... Nic nie mówi?? Dziwne...

    @SaraZapora

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że nie zostalam poinformowana. super.

    @HARRYISMYYBABY

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę zdziwiło mnie to, że Louis prawie nie zareagował na wieść o szpitalu psychiatrycznym, w którym ma być. Myślałam, że będzie krzyczał i protestował. Czyli jest gotowy na takie poświęcenie, by się wyleczyć (albo -"wyleczyć". Sama nazwa, SUNNY, jest przerażająca...).
    Mam nadzieję, że Vivienne, a szczególnie Harry będą przy Louisie, będą go wspierać, i po prostu z nim będą.
    Wiem, że zaskoczysz nas wieloma, wieloma rzeczami. Rules było nieprzewidywalne, myślę, że Shelter będzie jeszcze bardziej. To naprawdę wielki plus!! (dwa wykrzykniki)
    Dziękuję za informowanie, nigdy o tym nie zapominasz, a to wiele znaczy :)
    (Przepraszam po raz kolejny, że tak późno piszę, ale ostatnio zaniedbałam czytanie & komentowanie fanfictions, muszę to nadrobić).
    I kocham Cię :*
    @smolipaluch

    ***

    "Może będzie to garniec złota? Czterolistna koniczyna? Podkowa? A może jednak pewien zielonooki chłopak, którego pokochałem?"

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudooooooooooooooooooooooo!
    Świetny, z resztą jak zwykle.
    Szczególnie jeden fragment mi się podoba :3
    "Życie nie zawsze jest grą, lecz tym razem los się nade mną zlitował i mogę brnąć dalej. Kolejny poziom, kolejne wyzwania. Wystarczy zmienić swoje życie, nauczyć się go na nowo i może to wszystko teraz mi w tym pomoże? Nowe mieszkanie, terapia, po prostu nowy ja? Mam wokół bliskich, którzy na pewno mi pomogą i muszę nauczyć się ich doceniać. Trzeba spróbować, bo inaczej nie dowiem się co z tego wyjdzie."
    KOCHAM *o*
    ~*~
    Nadal twierdzę, że Harry i Viv dobrze robią, wysyłając Lou do psychiatryka..
    Nie chcę jednak, żeby Lou był odcięty o nich :c
    ~*~
    A właściwie, to czemu on nic nie mówi?!
    /Hi!
    P.S. PISZĘ TEN KOMENTARZ PORAZ TRZECI -.-

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow ;-; Louis w psychiatryku na to bym raczej nie wpadła. Chcę żeby mu pomogli, żeby wszystko było dobrze. Okej nie rozdrabniam się i lecę czytać kolejny <3 @dreamstobottom

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy