Dziewczyna usiadła na moim łóżku i spojrzała się na mnie, mrużąc oczy. Westchnąłem i odłożyłem notes wraz z ołówkiem na szafkę obok, czekając na to co powie. Jednak ona sięgnęła do kubka kawy, który kupiłem sobie w automacie, a dokładniej ubłagałem mojego współlokatora, żeby to zrobił, bo stęskniłem się za smakiem kofeiny. Pacjent, który leżał obok mnie, był 30-latkiem, który spadł z drabiny, podczas zdejmowania piłki synowi. Opowiadał dużo o swojej rodzinie, a ja z chęcią tego słuchałem, bo było to bardzo słodkie i kochane, uczucie jakim darzył swoją żonę i synka było ogromne.
- Czemu to wypiłeś?!- pisnęła i wylała prawie połowę do zlewu. Brian, czyli mój chwilowy współlokator, spuścił wzrok i siedział w swoim telefonie, żeby nie dać po sobie znać, że to jego wina.- Poszłam tylko na godzinę, spakować ci ubrania, kupić szampon, żel, maszynkę i inne pierdoły, bo jak ci już wspominałam, dzisiaj wychodzisz, a ty po prostu kupujesz kawę?! Dobrze wiesz, że kazałam ci przejść na dietę! Pff, co ja gadam! Nie ja, tylko lekarz! Jesteś okropny, wiesz? Ja się o ciebie martwię, troszczę, załatwiam wszystkie badania, a ciebie nawet to nie interesuje! Nie jest teraz najgorzej, ale im później się obudzisz, tym krócej będziesz żył. NIE PRZEWRACAJ OCZAMI TOMLINSON, JAK DO CIEBIE MÓWIĘ!- krzyknęła, a ja skuliłem się w mojej poduszce. Błogi uśmiech zagościł na mojej twarzy, byłem rozbawiony jej zachowaniem. Poprawiała mi humor każdego dnia, a ja cieszyłem się, że chociaż ona jest obok. Ja przestałem mówić, za to ona gadała jak najęta i nawet, gdybym próbował jej przerwać, ona pewnie by mi na to nie pozwoliła. W końcu sama zaczęła się śmiać i usiadła z powrotem na moim łóżku.
Jako jedyna chyba się o mnie martwiła. Było mi przykro z tego powodu. Liam odwiedził mnie raz z Sophią i nawrzeszczał, że to zrobiłem, a potem przytulił i zaczął płakać, bo nie dałby sobie rady beze mnie i tęskniłby. Cieszyłem się, że go mam. Mama dzwoniła po kilka razy dziennie, ale nie zawsze odbierałem, bo znowu wpadłaby w histerię i wypominała sobie, że była złą matką. I tak na nic nie odpowiadałem, tylko przyglądałem się jej odbiciu w ekranie komputera. Jerry też często dzwonił, potrzebował się wygadać komuś, kto nie zdradzi jego sekretów. Opowiadał mi o stresie związanym ze ślubem, wspólnym mieszkaniem, ogólnie tą dziewczyną. Cieszyłem się, że to akurat do mnie się zwracał i mówił o tym, co go męczy. Jednak żadna z tych osób nie zadowalała mnie w pełni, bo nadal czułem się okropnie.
Harry nie odwiedził mnie ani raz, nie zadzwonił, nawet nie przekazał wiadomości przez Vivienne. Po prostu mnie olał, jakby to był na prawdę koniec wszystkiego, co nas łączyło. Moje słoneczko...
Dlatego postanowiłem, że pierwszą osobą, z którą porozmawiam będzie on i dopóki go nie zobaczę, będę po prostu milczał. Przyda mi się to, zbiorę wszystkie moje myśli, poukładam je, dam sobie czas.
- Idę na dół do sklepiku.- powiedziała, spoglądając na mnie z troską. Kiwnąłem głową, na znak, że to rozumiem.- Czuję się, jakbym gadała z małym dzieckiem.- stwierdziła i podniosła się.- Kupić ci coś do jedzenia?- pokręciłem głową i wziąłem z powrotem mój notes.- Do picia?- zamyśliłem się, lecz po chwili znowu pokręciłem głową. Wszystko co potrzebowałem i mogłem zjeść lub wypić, znajdowało się w mojej szafce. A nawet jeśli nie, to mogę wezwać pielęgniarkę i razem udalibyśmy się na stołówkę.- To idę, a ty nie pij kawy.- mruknęła i wyszła na korytarz. Wróciłem do rysowania, tym razem ogrodu, lecz z mojego zajęcia wyrwała mnie piosenka Coldplay, którego Viv była fanką. Po chwili zorientowałem się, że zostawiła swoje rzeczy na moim łóżku. Sięgnąłem do białej torebki i wyciągnąłem z niej smartphone'a dziewczyny. Serce zabiło mi szybciej, gdy spojrzałem na wyświetlacz.
Harry.
Kliknąłem zieloną słuchawkę, ledwo opanowując drżenie rąk i dostawiłem telefon do ucha. Przełknąłem ślinę i wyczekiwałem, aż się odezwie. Próbowałem unormować oddech, co wychodziło mi z trudnością.
- Słuchaj przywiozłem mu jeszcze jedną torbę.- powiedział swoim głębokim tonem. Po głosie można było usłyszeć, że jest na prawdę zmęczony.- I gitarę, więc zejdź na dół i to zabierz. Lepiej, żeby jak najszybciej znalazł się w tym ośrodku.- stwierdził. Zamknąłem oczy i zacząłem liczyć do dziesięciu, co zbyt nie pomogło, jednak wystarczyło, żeby Harry się zmartwił.- Halo? Viv? Jesteś tam?
- Hazz...- szepnąłem i opadłem na poduszkę. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Wpatrywałem się w sufit i nie mogłem zrozumieć słów chłopaka. Chciał się mnie pozbyć? Był w moim mieszkaniu. Nie chcę do tego pierdolonego wariatkowa, nie chcę stąd wychodzić, tylko po to, żeby zamknęli mnie jak pieprzonego psychola. Chcę wrócić do siebie, nie chcę terapii. Rzuciłem telefon na podłogę, który pewnie się potłukł, podniosłem się do pozycji siedzącej i wcisnąłem guzik wzywający pielęgniarkę, w tym samym czasie schodząc z łóżka. Kostka piekielnie mnie bolała. Trzymałem ją w powietrzu, podczas przenoszenia się na wózek. Moje żebra dawały się we znaki. Zacząłem mieć mały problem z oddychaniem. W końcu usiadłem na nowym pojeździe i wziąłem moją torbę. Zacząłem wrzucać do niej pozostałe rzeczy. Do Harry'ego. Do Harry'ego. Ja chcę do Harry'ego. Zdjąłem z siebie starą koszulkę, którą nosiłem po mieszkaniu i założyłem jakąś wyjściową. A na to bluzę Loczka. Dajcie mi już Harry'ego, proszę. Nagle do pokoju wpadła pielęgniarka. Zacząłem się jej wyrywać, a z moich policzków spływały łzy. HarryHarryHarryHarry. Ścisnęła moje ramię i po chwili poczułem jak wkuwa we mnie igłę. Znowu nastała ciemność.
~*~
Kiedy się obudziłem, pierwsze co zrobiłem to spojrzenie na zegarek. Było po 14, a ja dopiero co wstałem. Nie wiedziałem co się stało, jakbym miał chwilowy zanik pamięci. Przetarłem oczy dłońmi i rozejrzałem się po pokoju, zauważyłem Vivienne, siedzącą obok mojego łóżka. Miała zmartwione spojrzenie, utkwione w swoich dłoniach. Uśmiechnąłem się delikatnie i podniosłem głowę, od razu spojrzała się na mnie i przygryzła wargę. Odebrało jej mowę, chyba po raz pierwszy odkąd jestem w szpitalu. Przymknąłem oczy i przypomniałem sobie zdarzenie z poranka. Głos Harry'ego, jego słowa, ton, rozchodziły się po mojej głowie, a wspomnienia uderzyły ze wzmocnioną siłą, aż rozbolała mnie głowa. Jęknąłem. Zacząłem masować sobie skronie.- Jedziemy?- szepnęła dziewczyna. Natychmiastowo zwróciłem wzrok w jej stronę.Nawet na mnie nie patrzyła. Obserwowała podłogę, jakby była dużo ciekawsza ode mnie.
- Mhm.- mruknąłem i również spuściłem wzrok. Vivienne podniosła się i podjechała wózkiem obok łóżka. Tak bardzo nienawidziłem bezradności, zwykle byłem samowystarczalny, a brak możliwości poruszania się doprowadzał mnie do szału. Usiadłem na nieco twardym siedzeniu i oglądałem poczynania mojej pracownicy, a zarazem przyjaciółki. Zbierała pozostałe rzeczy, których nie udało mi się włożyć wcześniej.
- Niektóre rzeczy mam już w samochodzie, włożyłam je tam, gdy spałeś.- uśmiechnęła się i połozyła torbę na moich kolanach.- No to jedziemy.- stwierdziła i popchnęła wózek w stronę wyjścia.
Podróż samochodem minęła w spokoju i trochę niezręcznej ciszy. Szybko dojechaliśmy na miejsce, bo Viv złamała parę zakazów, co było do niej niepodobne. Na parkingu czekał na nas już ochroniarz, który pomógł wysiąść mi z samochodu. Dziewczyna prowadziła wózek, a mężczyzna wziął moje rzeczy. Cały się trzęsłem, bo nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Brudne, zniszczone ściany? Znęcanie się nad pacjentami? Stare, spleśniałe jedzenie? Nie mogłem opanować strachu, który ogarnął moje ciało i umysł. Co chwila zerkałem na ochroniarza, idącego obok mnie. Uśmiechał się i rozmawiał z Viv, jakby byli przyjaciółmi. Miał granatowy mundur, jednak nie wyglądał zbyt poważnie. Był ze dwa, może 3 lata starszy ode mnie. Gdy zbliżyliśmy się do bramy, wciśniętej między wysoki żywopłoty, przerażenie dopadło już całe moje ciało. Ręce mi drżały, w gardle mi zaschło, panikowałem. Miałem ochotę zejść z tego wózka i wrócić się do samochodu, żeby wrócić do domu i tam w spokoju jeść moje ulubione lody. Taak, to byłby bardzo dobry pomysł. Mężczyzna otworzył drzwi, a ja zacisnąłem swoje powieki. Nie chciałem na to patrzyć, obejrzałem za dużo horrorów, żeby nie wiedzieć, jak wygląda takie miejsce. Jednak, gdy tylko poczułem zapach świeżych kwiatów oraz śmiechy ludzi, znajdujących się tutaj, otworzyłem je i myślałem, że upadnę z wrażenia. Przede mną znajdował się ogromny, biały, 3-piętrowy budynek. Okna były duże, brązowe, tak samo jak i dach. Ogromne, drewniane drzwi, aż zapraszały do środka. Ludzie, których mijaliśmy, uśmiechali się szeroko do mnie, niektórzy nawet machali. Pacjenci i pielęgniarze, lekarze, a nawet goście. Wokoło było pełno roślin, ławek, nawet huśtawki dla kilki osób. Było tutaj pięknie. To miejsce przypominało bardziej mały pałac, albo jakiś dwór, a nie psychiatryk. Wszelkie obawy zniknęły i nie mogłem się już doczekać, aż poznam tutaj wszystkich.
- Mówiłam, że nie będzie źle.- usłyszałem radosny głos Viv, która musiała się ucieszyć z mojej reakcji.- Nie wybralibyśmy niczego okropnego dla ciebie.
- Jak to mamy w zwyczaju, każdy pacjent ma swojego ochroniarza.- odezwał się mężczyzna.- Wiesz, kiedy nie masz terapii, nie siedzisz w świetlicy albo jakiejś innej sali, musi cie ktoś pilnować, abyś nie zrobił sobie krzywdy.- wytłumaczył, rzucając w moją stronę promienny uśmiech.- Nazywam się Tristan, prawdopodobnie ja będę cię pilnował, ale nazywam to bardziej zakolegowaniem się.- stwierdził i poprowadził mnie pod schody, gdzie czekała ładna dziewczyna, o jasnej cerze, brązowych włosach, związanych w warkocz i szerokim uśmiechu. Miała przejrzyste, zielone oczy, choć nie takie jak Harry, a obok niej czekał Mulat, cholernie przystojny. Posiadał kruczoczarne włosy, a w jego uchu znajdował się kolczyk. Obie ręce miał wytatuowane, nawet bardziej, niż mój Loczek.
- Siema, jestem Zayn. Będę twoim współlokatorem.- chłopak podniósł się i wystawił dłoń w moją stronę. Uścisnąłem ją i uśmiechnąłem się szeroko. chyba nie będzie tu najgorzej.- Ej, ja cię znam! Kiedyś pojechałem na taką wystawę i rozdawałem ulotki, szampana, to widziałem cię tam!- zawołał uradowany.- Nieźle, spotykamy się w takim miejscu. Siedzę tutaj od 4 miesięcy, ale ostatnio częściej wychodzę, więc...- nagle urwał, bo spojrzał się na Vivienne. Jego oczy się rozszerzyły i zlustrował ją wzrokiem. Przygryzł wargę, co w jego wydaniu było bardzo seksowne. Odwróciłem się w stronę Vivienne. Zarumieniła się i również obserwowała chłopaka. Wyglądali, jakby byli z jednej bajki. Ona miała siwą koszulkę, na której widniał napis "BOOM". Odkrywała jej pępek, w którym znajdował się mały, jasnoniebieski kolczyk. Do tego czarne rurki, podkreślające jej nogi i baleriny w tym samym kolorze. Włosy miała spięte w luźnego koka, zawiązanego granatową bandaną. Zayn natomiast miał białą koszulkę z czerwonym rękawem, a jego tatuaże pokazywały, że lubi komiksy. Na dole miał szare dresy, jednak nie były one tandetne, ani zniszczone. Spokojnie mógłby w nich wyjść na ulicę, bo wyglądały schludnie. Na nogach miał brązowe ciapy, które w tym miejscu pewnie uchodziły za wygodne. Oboje spoglądali na siebie, a ja w głowie układałem już plan, żeby ze sobą chodzili.Chyba, że on miał dziewczynę. Albo był gejem. Kurwa, chyba będę musiał się zacząć odzywać, bo inaczej nic z niego wyciągnę. Ewentualnie jest opcja, że zacznie gadać jak najęty i powie mi wszystko, niczym Vivienne.
- Jestem Viv.- powiedziała wreszcie i wyciągnęła dłoń w jego stronę. On złapał ją bez chwili namysłu i posłał szeroki uśmiech. Boże, ja już ich sobie wyobrażam na randce.
- Miło mi.- szepnął. Nagle dziewczyna, która jeszcze przed chwilą siedziała na schodkach, stanęła obok nas i uśmiechnęła się w moją stronę.
- A ja jestem Eleanor, była pacjentka, a teraz jestem wolontariuszką i prowadzę zajęcia muzyczne.- powiedziała i pomachała delikatnie. Uśmiechnąłem się i przyjrzałem jej uważnie. Wyglądała bardzo znajomo, nawet bardzo. Jednak nie przejąłem się tym bardzo i podążyłem za nimi w stronę mojego pokoju.
***
notka od autorki: Lekkie opóźnienie, no ale jest! Hehe :D Mam nadzieję, że wam się spodoba i nie znienawidzicie Hazzy przez to x.x Jak sądzicie, Lou w psychiatryku to dobra, czy zła decyzja?
Wasza Lucy x
matko, ale smutny rozdział. przez sytuację Harry'ego i Louisa oczywiście. czekam na następny x / @louzstyles
OdpowiedzUsuńCudowne, ale jakieś takie smutne.. x.x
OdpowiedzUsuńJa nadal twierdzę, że to dobrze, że Lou będzie zamknięty. W końcu tam mu pomogą, czyż nie?
Czekam na następny <3
/Hi!
Jeju genialny *.*
OdpowiedzUsuńTylko tak trochę smutno bo Harry nie chce się widywać z Louisem :(
Czekam na nn!
@luvmydreams
Świetny rozdział ale naprawdę boję sie o Lou :/
OdpowiedzUsuńKurde... Jestem ciekawa jak Harry na to wszystko reaguje, jak to znosi. Ciekawa jestem dalszego rozwinięcia xx
OdpowiedzUsuńjejku śliczny, ale dlaczego Harry nie przyjechał do swojego miśka ? ten psychiatryk wydaję się być nawet dobry ale nigdy nie wiadomo, nie mogę się doczekać zobaczenia Harry's POV i ogólnie poznania jak on patrzy na tą całą sytuację bo wątpie żeby chciała się po prosu Lou pozbyć, dziękuję za powiadomienie :* do następnego i weny
OdpowiedzUsuń@shipbulshit
*chciał oops XD
UsuńJestem pewna, że chujostwo Harry'ego nie jest bezpodstawne. Czyżby lekarze zalecili brak kontaktu?... Jeśli tak, posyłam im wszystkich środkowy palec. Choć to dziwne, umieć tak nagle zerwać kontakt ze swoją bratnią duszą :(
OdpowiedzUsuńGdy wyobrażam sobie ten szpital psychiatryczny, z kolorowymi ścianami, ławeczkami i huśtawkami na podwórku, wzdrygam się, naprawdę. To początek do jakiegoś horroru, te opisy są przerażające, haha.
I Eleanor, pomocy, kim ona była w życiu Louisa? Nie jest ona jakąś morderczynią, prawda? :D Szczerze, jestem ciekawa jej roli.
Słońce, dziękuję za informowanie i świetny rozdział. Do następnego? :) xx
@smolipaluch
Hazz... świetny!
OdpowiedzUsuńCOOO LOUIS NIC NIE MÓWI?! Ale jak to? Dlaczego? Może teraz w końcu zacznie i oby lepiej Harry go odwiedził ;-; ta cała sprawa z El wydaje sie mocno podejrzana <3 no nic lecę czytać dalej @dreamstobottom
OdpowiedzUsuń