sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 25

Louis's POV 

 Czym prędzej ruszyliśmy do biura. Nie miałem pojęcia, skąd Eleanor wie, że jestem w mieście. Na pewno nie od Viv, a oprócz niej nikt tego nie wiedział. A może Tristan mnie śledził i teraz oboje wiedzą o tym domku? Chyba bym tego nie zniósł...
 Przez większość podróży trzymałem Harry'ego za rękę. Puszczałem jego dłoń, tylko wtedy, gdy musiałem zmienić bieg. Przez ten gest chciałem mu dodać otuchy, uzmysłowić, że będzie dobrze, jednak sam w to nie wierzyłem. Nie miałem zielonego pojęcia, jak wyjść z tej beznadziejnej sytuacji. Byłem już na dnie. Spojrzałem się na mojego chłopaka, który opatulony był szalikiem, bawił się jego frędzlami na końcu i wpatrywał się przed siebie, nie racząc nawet na mnie zerknąć. Westchnąłem i wróciłem do obserwowania drogi. Cały czas gładziłem kciukiem dłoń Loczka, zastanawiając się jak mogłem ugrzęznąć w takim bagnie.
 Pod firmą zaparkowałem na moim stałym miejscu i pędem ruszyłem w stronę wejścia do budynku, nawet nie sprawdzając, czy Hazz idzie za mną, bo wiedziałem, że jest blisko mnie. Całe szczęście nie musieliśmy marnować czasu na szukanie miejsca parkingowego. Nikt nie odważyłby się zająć miejsca szefa, chociaż nie było ono podpisane. Po prostu każdy wiedział, że tam ja parkuję. W hallu było pełno ludzi, rzuciłem wszystkim dzień dobry i nagle każdy rozstąpił się na bok, abym mógł dobiec do windy bez problemu. Patrzyli na mnie jak na jakiegoś wariata, ale w tamtym momencie nie miałem im tego za złe. Musiałem wyglądać komicznie. W zwykłych jeansach, koszulce z jakimś ufoludkiem, a na to gruba kurtka, której nawet nie zapiąłem. Szalik, czapkę i rękawiczki zostawiłem w shelter, żeby nie marnować czasu. Eleanor powinna tu być w przeciągu 20 minut.
 Na moje nieszczęście winda, która prowadziła na moje piętro, właśnie odjechała, a ja miałem ochotę coś uderzyć. Zmęczony, oparłem głowę o ścianę i przymknąłem oczy. Ciężko oddychałem, bo mimo iż, nie byłem w najgorszej kondycji, stres zrobił swoje. Poczułem silną dłoń na moim ramieniu i spojrzałem na mężczyznę, który w tej chwili był moim jedynym wybawieniem.
 - Przepraszam cię Harry.- szepnąłem.- To nie tak miało wyglądać. Chciałem, aby było zupełnie inaczej.- mówiłem ściszonym głosem, aby tylko mój chłopak mnie usłyszał. Już miał coś powiedzieć, gdy winda zjechała na dół i wraz z nami wsiadło do niej jeszcze kilka osób. Westchnąłem i oparłem się o ścianę, czekając, aż znajdziemy się na górze. Źle się czułem, gdy pojawiałem się w pracy w "cywilnych" ciuchach i Eleanor na pewno to zauważy. Jedyne co mi teraz pozostało to nadzieja, że Viv znalazła chociaż marynarkę w mojej szafie.
 Na piętrze złapałem Harry'ego za rękę i gdy tylko drzwi się otworzyły, pociągnąłem go w stronę gabinetu. Moja wspólniczka spojrzała się na nas z ulgą i podeszła do drzwi gabinetu. Otworzyłem je szybko, nie zamieniając z nią ani jednego słowa. Wpadłem do środka, puszczając Loczka. Na biurku leżała czarna koszulka i marynarka w tym samym odcieniu.
 - Dziękuję ci kobieto.- ucałowałem ją w policzek i zacząłem się przebierać. Harry w tym czasie nerwowo chodził po pomieszczeniu, a Vivienne stała w progu i patrzyła, czy Eleanor idzie.
 - Winda podjeżdża na górę.- powiedziała, a ja jęknąłem z przerażenia.- Chwilę ją zatrzymam, a ty Harry się schowaj.- powiedziała, zamykając za sobą drzwi. Podszedłem do mojego chłopaka i delikatnie musnąłem go w usta, po czym go mocno objąłem.
 - Jeszcze raz cię przepraszam.- powiedziałem, a on przyległ do mnie jeszcze bardziej. Poczułem, że płacze, więc spojrzałem się na niego i wierzchem dłoni otarłem łzy.
 - Kocham cię Lou i znajdziemy sposób, żeby to rozwiązać.- mruknął i musnął moje czoło. Wziął swoje rzeczy, które pospiesznie zdjął w między czasie i poszedł do łazienki, zamykając się w niej. Chwilę później usłyszałem stukot obcasów. Nie myliłem się - w drzwiach pojawiła się Ellie, w swoich kozakach na dość wysokim obcasie. Uśmiechnęła się szeroko na mój widok i rzuciła mi się na szyję. Objąłem delikatnie, chociaż to było dość niezręczne. W tych butach była wyższa ode mnie, a mój wzrost był zawsze kompleksem. Jedynym wyjątkiem był moment, gdy przytulałem się do Harry'ego.
 - Niedawno wróciłem.- powiedziałem, siląc się na przyjazny ton, gdy tak naprawdę zbierało mi się na wymiotowanie.- Chciałem ci zrobić niespodziankę i wrócić wcześniej.- odpowiedziałem, przełykając ślinę.
 - Oh, głuptasku! Teraz jesteś mi bardziej potrzebny, niż jakieś niespodzianki.- zachichotała, a moje ciało przeszły ciarki.- Może usiądziemy?- zapytała, a ja kiwnąłem głową, po czym ją puściłem i usiadłem na moim fotelu. Nie minęła chwila, gdy ona znalazła się na moich kolanach i objęła moją szyję. Dla pozorów położyłem swoją dłoń na jej udzie i czekałem na to, co ma mi do powiedzenia.
 - Coś się stało, że przyjechałaś do mnie do pracy?- uśmiechnąłem się, a ona znowu zaczęła chichotać. Ludzie, błagam, zabierzcie ją i jej denerwujący śmiech.
 - Nie mogę już zobaczyć mojego misiaczka?- zapytała ironicznie, a ja wywróciłem oczami, nie zapominając o tym, żeby cały czas się szczerzyć. Nienawidziłem być dla niej miły.- A tak naprawdę to chciałam ci opowiedzieć o ślubie.- otworzyłem szerzej oczy i mogłem przysiąc, że siedzący w łazience Hazz, zrobił to samo.- Odbędzie się w twoje urodziny, skarbie. Mamy już wynajętą salę weselną, wysłałam zaproszenia do mojej i twojej rodziny, znajomych i ugh, nawet Harry;ego zaprosiłam z jego rodziną.- powiedziała z taką pogardą w głosie, że chciałem zacząć na nią krzyczeć, lecz musiałem się powstrzymać. Rzuciłem szybkie spojrzenie w stronę toalety, aby po chwili spojrzeć znowu na El.- Mamy też już wynajętą panią, która udzieli nam ślubu! Czy to nie cudowne!- pisnęła, a ja tylko pokiwałem głową. Nagle sięgnęła do torebki i wyciągnęła katalog z jakimiś sukienkami.- Zobacz! Podoba ci się ta jasnoniebieska? Bo taką będę miała na ślubie! Mamy tylko 2 tygodnie, więc musimy wszystko załatwiać. Chociaż nie... ja wszystko zamówię, bo to MÓJ wielki dzień. A teraz lecę do cukierni, aby wybrać tort weselny. Papa!- zawołała, wstając i ruszyła w stronę wyjścia. Po chwili zniknęła za moimi drzwiami, a ja nie mogłem przestać myśleć o jej słowach. Ta kobieta jest chyba chora psychicznie...
 Nagle z toalety wyszedł zapłakany Harry. Podniosłe się natychmiast i podszedłem do niego. Loczek oparł tylko głowę na moim ramieniu i przytulił mnie tak mocno, jak tylko potrafił. Gładziłem go po plecach i szeptałem na ucho miłe słowa, próbując sprawić, żeby przestał płakać.
 - Lou, ale to nie tak miało być.- załkał, pociągając nosem.- Mieliśmy mieć piękną salę weselną, wystrojoną na biały, różowy i fioletowy... wiesz, takie pastelowe kolory... miało być dużo kwiatów i balonów, piękny tort weselny. Taki klasyczny z zewnątrz, a w środku tęczowe ciasto. W końcu to byłby ślub dwóch facetów.- zachichotałem, jednak po moich policzkach również płynęły łzy. Wyobrażałem sobie ten dzień. Byłoby idealnie.- Nasz pierwszy taniec, nasze rodziny, znajomi... Mielibyśmy piękne obrączki ślubne. Jeszcze nie wiem jakie, ale ty miałbyś coś z zielonym, a ja z niebieskim... Wiesz, jak nasze oczy. I byłbyś moim mężem. A ja twoim. I nic więcej nie byłoby nam potrzebne do szczęścia.
 - Dzieci.- dodałem, a Harry się ode mnie odsunął. Otarł łzy z policzków, cały czas patrząc na mnie ze zdziwieniem.- Adoptowalibyśmy dzieci. I pieska. Dlatego dwie sypialnie są większe i w stanie surowym. Bo chcę, żeby tam kiedyś były nasze dzieci, Harry.- powiedziałem i pocałowałem go w usta.
 Może nie wszystko zawsze szło po mojej myśli. Może nie zawsze było idealnie. Może teraz wszystko się sypało. Ale teraz przynajmniej wiedziałem, czego brakuje mi do szczęścia. Mojego męża, a w przyszłości również małych szkrabów.
 Bo na świecie nie ma nic piękniejszego niż bezinteresowna miłość.

***
a/n.: he... zostało 5 rozdziałów, he... zeszyt się nie znalazł, he... mam skręconą kostkę i siedzę w gipsie,  he.... byłam w górach... heA jak wam mijają wakacje?
Wasza Lucy x

2 komentarze:

  1. Zacznę od tej gorszej części i per księżniczki, by krew mi się gotuje, kiedy o niej myślę. Skąd ona się wyrwała? Cholera, ona jest na pewno psychiczna, weszła swoimi różowymi szpileczkami w życie Larry'ego... Chichocząca hiena. "Chociaż nie... ja wszystko zamówię, bo to MÓJ wielki dzień" - tak, tak, wmawiaj sobie. Jestem ciekawa, czy Eleanor myśli, że Louisa coś do niej czuje. No bo serio, obchodzą ją tylko pieniądze i "jej wielki dzień"? Czy może wmawia sobie samej, że pomiędzy nią a Lou są jakiekolwiek uczucia (oprócz tych negatywnych)?...
    A teraz przyjemniejsza cześć :) Jakie to jest kochane, że Louis wspomniał o dzieciach. Boże, ta cała wizja ślubu jest niesamowita. Wierzę, że tak to naprawdę będzie. A po kilku miesiącach, latach, w ich domu będą biegać dzieci (i ten piesek :D).
    ***
    Jeśli ktoś to czyta, to niech zda sobie sprawę, jaka Lucy jest silna. Zeszyt, o którym pisała był dla niej bardzo ważny. Zgubiła go, ale Madzi udało się napisać rozdział, chociaż sama mi napisała, że nie miała weny. Jesteś dzielna, kochanie ♥
    Do następnego? :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam odpowiedzieć na pytania, szlag. Ale dopisuję :p
      1. Co wymyśli Larry?
      Obawiałam się tego pytania, ponieważ nie mam pomysłu na odpowiedź. Ciągle bez policji, tak? A może (uwaga, jestem głupia) powiadomią szpital o Eleanor. Okaże się, że z niego uciekła, więc znowu ją tam zabiorą... xD
      2. Czy dojdzie do ślubu?
      Może skończy się na tym momencie, w którym ksiądz (a w tym wypadku pani urzędniczka, pff) zapyta "czy ktoś ma coś przeciw?", a Harry wbiegnie do kościoła (nie do końca kościoła, nie wiem, co tam sobie Ela wyśni) i krzyknie NIE!
      Um, nie, do ślubu nie dojdzie. Nie przyjmuję tego do wiadomości ;P
      3. Jak skończy się ta sytuacja?
      Na to też nie mam pomysłu, słońce. W każdym razie najważniejsze, by zakończenie było dobre. :)

      Usuń

Obserwatorzy