niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 21

 - A..ale jak to?- zapytała słabym głosem, łapiąc się za głowę. Opadła z bezsilności na fotel i strasznie pobladła. Zacisnąłem usta w wąską kreskę i spuściłem wzrok. Policzyłem do dziesięciu, po czym wróciłem wzrokiem do Vivienne.- Powiedz mi co było nie tak?- zapytała, a ja zmarszczyłem brwi.- Przyjmę wszystko z pokorą, tylko żądam wyjaśnień.
 Tego się nie spodziewałem. Serio. Nie byłem na to przygotowany. Myślałem, że będzie wściekła, uderzy mnie, a potem podpisze wypowiedzenie. Klasnąłem w dłonie i uśmiechnąłem się ironicznie. Musiałem coś wymyślić.
 - Znalazłem kogoś lepszego na twoje miejsce. Tyle.- Vivienne podniosła się i odgarnęła swoje wyprostowane włosy za ucho. Podeszła chwiejnym krokiem do stolika, nalała sobie wody z cytryną i wypiła ją jednym duszkiem.
 - Daj te papierzyska.- odstawiła szklankę z hukiem. Wróciła do mnie z morderczym wzrokiem. Usiadła, zakładając nogę na nogę. Wyciągnąłem odpowiednie dokumenty z teczki, podałem je jej wraz z długopisem. Czekałem. Bez zawahania podpisała.
 - Nie przeczytasz?- zdziwiłem się. Prychnęła, ale wróciła wzrokiem do dokumentów. Najpierw sprawdziła ilość stron, datę i inne pierdoły, a potem zaczęła czytać:
 - Umowa o wypowiedzenie szanownej pani Vivienne Christine Melody... O, pofatygowałeś się, aby sprawdzić moje drugie imię... ze stanowiska osobistej sekretarki oraz asystentki swojego pracodawcy... Boże, jak formalnie! Pełna profeska człowieku... pana Louisa Williama Tomlinsona, właściciela Tomlinson's Tectonicts International Centre T.T.I.C... Człowieku, czemu ty mi to robisz? Nie mogłeś chociaż uprzedzić, abym znalazła nową pracę?!- jęknęła i przekręciła kartkę. Westchnęła i spojrzała się na mnie. Pokręciła się głową, a ja poczułem lekkie wyrzuty sumienia. Ona mnie zabije.- Dobra dalej... W ramach odszkodowania pracobiorca może żądać płatności... O! To mi się podoba, teraz jest lista, czego mogę chcieć. Nowy samochód wygląda bardzo fajnie, a może ta piękna, pięciocyfrowa kwota? Zastanowię się chwilę.- uśmiechnęła się ironicznie, przekręcając na kolejną stronę umowy. Moje serce przyspieszyło, ponieważ ta część była moją ulubioną. Ukradkiem spojrzałem na jej długie, bordowe paznokcie. Miałem nadzieję, że nie użyje ich do wydrapani mi oczu.- Pani Vivienne Melody poprzez otrzymanie wypowiedzenia, zobowiązuje się do przejęcia części obowiązków prezesa wyżej wymienionej firmy.- jej oczy rozszerzyły się. Zaniemówiła i nie wiedziała, co powiedzieć. Błądziła wzrokiem po kartce, czytając to zdanie od początku. I tak parę razy.
 - Proszę, czytaj dalej.- zachęciłem ją gestem ręki. Przełknęła ślinę, a jej głos brzmiał, jakby słowa, które wypowiadała, nie mogły do niej dotrzeć.
 - Pod jej sprawowanie podejdą wszystkie filie w Brazylii, Argentynie, stanu Ohio, Kentucky oraz Wyoming. Będzie dysponowała całym zarobkiem, który otrzyma z tych siedzib. Może przeznaczać go na dowolne cele bez konsultacji ze swoim szefem L.W. Tomlinsonem. Dochód należy w pełni do V.C.Melody, jedyną zasadą, którą będzie się musiała kierować, jest poszanowanie godności pracownika. Nie może zmniejszyć ilości płac, zarobków, ani pracowników zatrudnionych do tej pory przez swojego przełożonego. Jedynym wyjątkiem będzie złe sprawowanie i niewywiązywanie się ze swoich obowiązków. Pani Melody ma prawo do zatrudniania nowych pracobiorców, jeśli jest taka potrzeba oraz zwalniania ich z wyżej wymienionych przyczyn.- zatrzymała się. Wpatrywała się w kartkę i przetwarzała informacje, które właśnie wyczytała. Odłożyła umowę i złapała się za głowę. Podniosłem się i stanąłem za jej fotelem, kładąc dłonie na jej drobnych ramionach.- Louis, ja nie mogę... nie...
 - Już to podpisałaś.- prychnąłem. Odwróciła się i spojrzała na mnie lekko zdezorientowana. Przymrużyła oczy, nie wiedząc do końca, co się właśnie dzieje.- Słuchaj mnie teraz uważnie. To są moje przeprosiny, na które nigdy nie zdołałem się zdobyć. Od lipca jestem nie do zniesienia, poświęciłaś się dla mnie i dla Harry'ego, obaj jesteśmy ci wdzięczni. To była nasza wspólna decyzja. Zasługujesz na to jak nikt inny. Przepraszam cię za wszystko Viv. Jesteś wspaniałą kobietą.- szatynka podniosła się i zarzuciła mi ręce na szyję. Podniosłem ją i zakręciłem się wokół własnej osi. Mieć taką przyjaciółkę to skarb.
 - Dziękuję... Jesteś niesamowity Lou. Harry cię zmienił. Na lepsze oczywiście.- westchnęła i położyła głowę na moim ramieniu. Nasza relacja była tak czysta, że każdy mógłby pomyśleć, że jesteśmy razem. Szczerość, wsparcie, pomoc, bezinteresowność. To nas łączyło. Nigdy nie miałem siostry, choć marzyłem, aby być starszym bratem dla takiej drobnej osoby, która nie poradzi sobie bez męskiego wsparcia. Vivienne była właśnie dla mnie młodszą siostrą.
 - Masz może jakieś pytania?- spytałem, odsuwając się. Wróciłem na swoje miejsce, a Viv wytarła łezkę spod oka. Usiadła, zastanawiając się przez chwilę.
 - Czy przydział w Brazylii ma jakieś znaczenie z pewnym Mulatem, który jest nieziemsko przystojny?- spytała. Zacząłem się śmiać, a ona mi zawtórowała.
 - Chyba za dobrze mnie znasz.- odpowiedziałem.- Tak, troszkę. Nie namawiam cię, abyś od razu pakowała walizki i tam wyjeżdżała, ale jeśli z Zaynem ci się ułoży oraz jeśli będzie to coś poważnego, to masz tam już gotowe biuro. Nie powiem, bo będę bardzo tęsknił, ale łatwiej byłoby ogarnąć siedziby w Ameryce Południowej, gdybym miał tam kogoś znajomego i zaufanego.- uśmiechnąłem się do niej, a ona odwzajemniła mój gest.- Będzie tutaj niedługo i mam nadzieję, ze go przygarniesz na jakiś czas. Teoretycznie mógłby mieszkać u nas, bo nasz dom będzie już gotowy, ale taka prywatność wam się przyda...
 - Kiedy przyjeżdża?!- pisnęła, a mnie uszy aż zabolały.- Czemu mi wcześniej nie mówiłeś?! Jezu!
 - Wystarczy Louis...- zachichotałem, a ona wywróciła oczami.- W Mikołajki przyjeżdża, a wcześniej po prostu zapomniałem. Mam do niego dzwonić, że się zgadzasz?
 - Ja zadzwonię sama, a ty odpisz Liamowi, bo nagrywa się od 3 dni na pocztę głosową i błaga o kontakt. Zapomniałam ci powiedzieć!
 - Głupia!- zaśmiałem się, a ona wstała i wybiegła (jeśli można tak było nazwać dreptanie w 8-centymetrowych szpilkach). Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer mojego przyjaciela.
~*~
 - Żartujesz, prawda?!- krzyknąłem, chodząc po pokoju. Byłem cholernie szczęśliwy i kurczę! Nie mogłem się doczekać, aż zobaczę przyjaciela i go mocno uściskam.
 - Jak mógłbym żartować w takich chwili?! Pomyśl no trochę, Tomlinson.- wybuchł śmiechem w słuchawkę, a ja wraz z nim. Usiadłem za biurkiem i, trzymając komórkę ramieniem, wpisałem w wyszukiwarkę prezenty na baby-shower dla dziecka i rodziców.
 - Który to tydzień, czy tam miesiąc?- zapytałem spokojniej, przeglądając stronę z dziecięcymi akcesoriami. Ręce mi się trzęsły, a uśmiech nie znikał z twarzy. Wiadomość, że Liam będzie ojcem, była najwspanialsza na świecie. Nie wyobrażam sobie nikogo lepszego w tej roli. A to, ze poprosił mnie na chrzestnego było jeszcze lepsze. Mimo, iż na początku spierałem się z nim, że mi nie pozwolą, bo jestem w związku z mężczyzną, on uparł się, że nie znajdzie nikogo lepszego na moje miejsce i ich dziecko znajdzie we mnie oparcie i przykład. Zażartowałem sobie, że po prostu chcieli, żeby miało bogatego wujka, który będzie je sponsorowało.
 - Wiesz... teoretycznie na ślubie była już w ciąży...- zaniemówiłem. Idealny Payne, który nigdy nie pozwoliłby, aby jego dziewczyna wpadła, bo "dziecko to akt miłości, a nie nieuwagi".- Sophię kocham od dawna, ślub był już zaplanowany pół roku temu, a że trochę pospieszyliśmy się... wiesz... kurde...
 - Dobra, dobra. Nie tłumacz się. Kochacie się, jesteście wspaniałym małżeństwem, a to dziecko będzie miało najlepszych rodziców, jakich znał ten świat. Więc kiedy ten berbeć się urodzi?
 - Na początku maja. Przed świętami dowiemy się jaka to jest płeć.- jego głos się rozpływał i mogę się założyć, że miał świeczki w oczach. Pewnie wyobraził sobie Sophię z troszkę większym brzuszkiem, albo jak ich brzdąc jest już na świecie.- Dobra Louis. Muszę kończyć. Zobaczymy się w Sylwestra, tak jak się umawialiśmy?
 - Oczywiście. Pozdrów Sophię i mojego chrześniaka. Kocham was.
 - My ciebie też, stary.- rozłączyłem się i rozsiadłem na fotelu. To było tak wspaniałe. Wszystko się układa po naszej myśli. Moi przyjaciele są szczęśliwi, moja rodzina również. Nagle mój telefon zawibrował. Może Harry napisał?! Spojrzałem na ekran, widniało na nim imię Rosie. Odblokowałem go i wczytałem wiadomość.
 "Dziękuję ci za radę. Porozmawiałam szczerze z N. i uznał, że kocha Teddy jak własne dziecko. Zapytał mnie, czy chcę być jego dziewczyną. Zgodziłam się. Jesteś wspaniały Lou x"
 Uśmiechnąłem się szeroko i przypomniałem sobie moją rozmowę z Rosie, kiedy byliśmy u nich na wsi. Miała dylemat, co zrobić z Niallem i jak odbierać jego zachowania. Doradziłem jej, aby zastanowiła się, co jest dla niej najważniejsze i czy Niall to spełnia. Uznała, że dla niej liczy się jej córka. Powiedziałem, aby z nim pogadała, a jeśli nie pokocha Teddy jak swojej córki, to nie może z nią być. No i miałem rację. Odpisałem jej szybko "a nie mówiłem! Szczęścia!", po czym do srodka weszła Viv. Była zarumieniona i bardzo szczęśliwa.
 - Za tydzień mam jechać po niego na lotnisko...- zaczęła. Zachęciłem ją do dalszego mówienia, gestem ręki.- Zabierze mnie potem na kolację...
 - A reszty mogę się domyślić.- zaśmiałem się. Podeszła do krzesła i usiadła na nim cała rozanielona. Przez najbliższe 10 minut zachwycała się osobą Zayna, jaki to on jest wspaniały, utalentowany, romantyczny i inne pierdoły, które kobiety i geje kochają w facetach. Cały czas się uśmiechała, gadając jak najęta. Była tak szczęśliwa, że nie miałam serca jej przerywać.
 - Dobra. Koniec. A ty i Harry?- zapytała, opierając ręce na moim biurku. Westchnąłem, wyciągając bordowe, małe pudełeczko z kieszeni marynarki, wiszącej na oparciu mojego fotela. Otworzyłem go, a jej szczęka opadła na widok złotej obrączki dla Loczka. Patrzyła to na mnie, to na biżuterię i nie wiedziała co powiedzieć.- Boże, jaka piękna! W stylu Harry'ego... wygrawerowane H&L?- kiwnąłem głową, a ona totalnie się rozpłynęła.- Jakie to uroczę, aww! Jejku, kiedy chcesz mu to dać? Będę przy tym?
 - Nie wiem, Viv...- burknąłem.- Chcę wybrać idealny moment, coś specjalnego, czego nie zapomni do końca życia...
 - Jesteś totalną pierdołą i idiotą, Tomlinson.- powiedziała, uderzając w biurko.- Gdzie teraz jesteś?! Chodzi mi o miasto.
 - W Nowym Jorku Viv. Nie wiem, co to ma do rzeczy, ale...
 - A gdzie jest Harry?- zagłuszyła mnie. Wywróciłem oczami. Jej zachowanie było absurdalne. Do czego ona mogła zmierzać?
 - W Paryżu. Ale Viv, to jest...
 - HMMM!- powiedziała dosadnie głośno, zakładając ręce na piersi- Harry jest w Paryżu, mieście zakochanych, pewnie długo tam nie wróci, marzy, abyś był obok niego, całował się z nim i podziwiał zakochanych ludzi, jednak ty siedzisz w Nowym Jorku, szukając w tym przydupionym mieście okazji, aby się oświadczyć. To ma zupełny sens- krzyknęła, zaczynając sarkastycznie klaskać w dłoni. Otworzyłem szerzej oczy. Oświadczyny w Paryżu! Tak, to jest to!
 - Boże, Viv. Jesteś geniuszem. Zajmij się firmą, wracam za tydzień z moim narzeczonym.- zgarnąłem marynarkę, pocałowałem ją w czoło i wybiegłem z gabinetu, aby pojechać do domu się spakować i polecieć prosto do Francji.
~*~
 Ciągnąłem moją małą walizkę za sobą i spieszyłem się, aby zdążyć na samolot, ponieważ moim leciał Harry. Co chwilę próbowałem się do niego dodzwonić, aby dowiedzieć się, czy już wylądował. Właściciel domu mody wysłał mi wiadomość, gdzie Harry będzie spał, więc mogłem iść do niego, nie zapowiadając mu wcześniej mojej obecności. Byłem podekscytowany i szczęśliwy. Vivienne to skarb i skarbnica mądrości. Jak nikt inny znała się na gejowskiej miłości. Ogólnie na miłości. Jeśli Zayn potraktuje ją przyzwoicie, to zyska niesamowitą osobę w swoim życiu. Spojrzałem na zegarek. 45 minut do odlotu, plus jeszcze 30 spóźnienia. Zdążę. Ruszyłem przez terminal, gdy nagle stanąłem jak wryty.
 W oddali zobaczyłem Tristana, który rozglądał się po budynku. Całe szczęście mnie nie zauważył, jednak byłem tak spanikowany, że nie potrafiłem się ruszyć. A co jeśli on poleci ze mną? Co jeśli znowu będzie chciał to zrobić? A jak będzie chciał się zemścić za Harry'ego? Zacząłem się trząść i nie wiedziałem co robić. Bałem się.
 Na jego twarzy nadal nie zniknęły obrażenia, był trochę zadrapany i posiniaczony. Musiał na kogoś czekać. A jeśli czekał na mojego Loczka, bo myślał, że leci teraz właśnie do Paryża? Nagle się odwrócił w moją stronę. Zobaczył mnie. Zaczął do mnie iść. Spanikowałem. Nagle usłyszałem znajomy głos.
 - Louis? Lou!- odwróciłem się i zobaczyłem Eleanor w czapce, długim płaszczu i skórzanych rękawiczkach. W dłoni trzymała sporą, różową walizkę.- Co tu robisz? Czekasz na kogoś?- pokręciłem głową. Musiała zauważyć, że jestem wystraszonym.- Może pójdziemy do mnie, napijesz się kawy, a ja odpocznę po podróży. Właśnie wracam z Seattle.- pokiwałem głową i ruszyłem za nią.
 Wtedy nie wiedziałem, że jedna decyzja może zmienić moje życie.
***
notka o autorki: Zostało 9 rozdziałów. Masakra. To już koniec :( Pewnie epilog i kilka ostatnich rozdziałów (2-3) pojawi się w sierpniu, bo wyjeżdżam 7 lipca, a wracam 31 dopiero. Ale na razie nie myślmy o wakacjach, tylko o bieżącej części. Jak wam się podoba? ;>
Wasza Lucy x

6 komentarzy:

  1. Brawo Lou teraz zamiast oświadczyć się Harremu poszedł pić z El, i gdzie tu logika?

    OdpowiedzUsuń
  2. Louis ty pieprzony dupku, po co tam leziesz, przeciez tam bedzie Tristan i co? I nie zdązysz na samolot kurwa

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra....oświadczyny prawie zaliczone, tylko... Czemu do chuja Ty z nią idziesz?! Porwą cię, zgwałcą i zrobią supeł z twojego kutasa! Nogi za pas i uciekaj, a nie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcę zrobić komuś coś złego, usunął mi się komentarz...
    ***
    1. Jak osądzasz decyzje Lou wobec Viv?
    Nie mogła być lepsza, Vivienne jak najbardziej zasługuje na to stanowisko, dodatkowo Brazylia, aw! Chociaż kocham Ziama i Zialla, w tym opowiadaniu zdecydowanie shippuje Zavienne (?) ^^
    2. Jak określisz relację między Viv, a Lou?
    Bardzo przyjacielsko; to przyjaźń, która przetrwała wielu prób i wyszła jeszcze silniejsza. (Chyba nie chcesz ich skłócić? Jestem ostrożna wobec Twoich pytań).
    3. Co sądzisz o decyzji Liama?
    Louis chrzestnym to piękny obraz, teraz będzie w pewien sposób ojcem :D Ta ceremonia będzie niewątpliwie wzruszająca, Harry będzie smarkał w chusteczki, haha.
    4. Co może nam przynieść w przyszłości, zakończenie tego rozdziału?
    Nie wiem i nie chcę tego wiedzieć...
    ***
    Zaczynam zauważyć jakiś ustalony "tok pisania". Najpierw szczęśliwie, przynosząc nadzieję, a pod koniec, w ostatniej części coś, co zapowiada następny rozdział pełen grozy. Zapowiedziałaś, że 22 będzie szczęśliwy. Ale co do cholery, Lou?
    Do następnego? :(
    @smolipaluch

    OdpowiedzUsuń
  5. Co ten Lou zrobil
    Ja sie poplakalam ze szczescia ze chce sie oswiadczyc Harry'emu jeju
    A teraz cos sie stanie i dupa

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy