środa, 11 marca 2015

Rozdział 10

Harry's POV

    Louis otworzył w końcu drzwi, a ja musiałem chwilę wstrzymywać oddech, bo gdy tylko przekroczyłem prób mieszkania, wypuściłem powietrze ze świstem. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Ten dom... on był ogromny. Sam korytarz mnie już przeraził. Czułem się, jakbym był w jakimś pałacu, zamku, chociaż był dopiero w budowie i tak naprawdę nie było tu nic szczególnego. Oprócz świadomości, że będę tu mieszkał z moim chłopakiem. Boże, jak to świetnie brzmi. Mój chłopak. Mocniej zacisnąłem dłoń, bojąc się, że Lou gdzieś ucieknie, albo mnie zostawi. Przygryzłem wargę, gdy nie chciał odwzajemnić uścisku. Trochę się zmartwiłem. Jednak po chwili poczułem, jak wtula się we mnie i od razu zrobiło mi się lepiej.
     - Chodź, pokażę ci mieszkanie.- powiedział w końcu i pociągnął mnie za sobą. Uśmiechnąłem się szeroko, rzucają ostatnie spojrzenie na długi korytarz. Po lewo od wejścia, znajdowało się przejście do... trudno to określić, bo tak naprawdę nic tu nie było. Wystawały jakieś rury różnej wielkości, ściany były białe, a podłoga to zwykły beton. No cóż, na serio musimy tutaj popracować. Pomieszczenie było duże, przestronne, znajdowały się tutaj dwa okna, wychodzące na ulicę. Na przeciw mnie były 3 pary drzwi, prowadzące do kolejnych pomieszczeń, zapewne jakiś mniejszych. Spojrzałem na szczęśliwego Louisa. Był taki radosny, uśmiechnięty, wyglądał jak małe dziecko, które właśnie spełniło swoje marzenie. Pociągnął mnie na sam środek i zarzucił mi ręce na szyję. Przekręcił głowę na prawo i spojrzał się na mnie czule.- Tu będzie kuchnia.- powiedział mi w końcu, a wszystko nabrało sensu. Te rury to pewnie gazowe, do kuchenki albo wodociągi. Rozejrzałem się po raz kolejny. W sumie - pasowałaby tutaj kuchnia. Widok na bramę, domy sąsiadów. Siedzielibyśmy tutaj, coś gotowali, szykowali, czekając na gości. Wyszczerzyłem się i odwróciłem z powrotem do Lou, muskając jego wargi.- Tam będzie pralnia. Znaczy też łazienka dla gości, ale taka jakby przyszli posiedzieć wieczorem, czy coś.- stwierdził, po czym wzruszył ramionami.
     - Wspominałeś coś, że niektóre pomieszczenia są w miarę urządzone...- przerwałem mu, a on natychmiast pociągnął mnie w kierunku pierwszych drzwi od lewej. Był tak szczęśliwy, oprowadzając mnie po domu, że nikomu nie pozwoliłbym zabrać mu tej radości.
Przekroczyliśmy próg łazienki, a ja wreszcie zobaczyłem konkretne dowody na to, że ten dom to pałac, a nie zwykły budynek. Niby zwykłe, a takie piękne. Na podłodze były ułożone białe płytki (znając Louisa, jego wygodę oraz zamiłowanie do luksusu, pewnie było podgrzewane). Lewa, część przedniej oraz kawałek ściany obok drzwi było ułożone również w białych płytkach, jednak przez środek pomieszczenia przechodził zielony pasek, który zmieniał się w czarny, gdy również płytki przeszły na jaskrawozielone. Oprócz tego była tylko biała toaleta oraz wanna z prysznicem.
     - To jeszcze nie koniec. Będzie tutaj bardzo fajna półka, coś jakby na kształt litery "F" albo "E", będą dywaniki, ładniejsza toaleta, spłuczka, ozdoby, wszystko takie cudowne!- Louis się zachwycał. Wyszliśmy stamtąd i wróciliśmy do kuchni. Dopiero teraz zauważyłem, że w jednym miejscu ściana się po prostu urywa i przechodzi w kolejne pomieszczenie. Lou musiał wychwycić moje spojrzenie, bo odezwał się nagle, jakby czytał mi w myślach- Tam będą stały szafki kuchenne, no i pomyślałem, że lepiej tak będzie, bo łatwiej przenosić do jadalni, czy do salonu...- mruknął, rumieniąc się. Jego zachowanie topiło moje serce, no bo on był cudowny. Bał się, że jego pomysły nie spodobają mi się. To było cholernie urocze. Musnąłem go w czoło.
     - Tu będzie cudownie, naprawdę. Masz genialne plany Lou, nie martw się. A teraz pokaż, gdzie będzie nasza sypialnia.- mruknąłem mu na ucho. On zachichotał, ale po chwili już kierowaliśmy się w stronę prowizorycznych schodów, które jeszcze nie miały desek, więc wejście po nich zajęło nam trochę czasu. Jednak było warto
~*~
    Mieszkanie było wręcz idealne. Duże, przestronne, dopracowane pod każdym możliwym względem. Na parterze oprócz kuchni i łazienki, był salon, z którego można było przejść na altankę, a potem na podwórko (które swoją drogą było jeszcze większe od domu, w sumie sam basen był jak to mieszkanie), jadalnia, cała oszklona oraz dwa pomieszczenia typowo do przechowywania rzeczy. Piętro było wyposażone w dwie sypialnie gościnne, biuro Louisa, garderoby (przeraziła mnie myśl na własną garderobą. Przecież ona będzie praktycznie pusta, bo nie mam tyle ubrań co Louis!), łazienka dla gości, druga dla nas i oczywiście nasza sypialnia, w której leżało kilka materacy. Niebieskooki wytłumaczył to tym, że budowlańcy czasem tu nocowali. Był też balkon. Jeśli się przeszło cały korytarz, ominęło się każdy pokój na tym piętrze, można było przejść do kolejnych schodów (prowizorycznych oczywiście). Były one kręcone, kojarzyły mi się z typową bajką dla dziewczynek, gdzie księżniczka schodzi po takich stopniach, a za nią ciągnie się wielka, balowa suknia. Na poddaszu były kolejne trzy pokoje gościnne, dwa z nich tym razem większe od pozostałych, co mnie trochę zdziwiło, a Lou się zarumienił. Ciekawe co miał na myśli? Była też kolejna łazienka i pokój muzyczny, podobno będzie dźwiękoszczelny.
    Teraz siedzieliśmy w wieżyczce, co jeszcze bardziej kojarzyło mi się z typowymi disney'owskimi bajkami. Kręcone schody, wieża, może jeszcze Lou jest jakimś rycerzem, a to jego białe BMW było kiedyś koniem? Wzdrygnąłem się. Lou przyciągnął tu jeden z materacy i położył się na nim, a po chwili dołączyłem do niego. Trwaliśmy w takiej pozycji już dobre kilkanaście minut. Cisza była przyjemna, komfortowa, przez chwilę przypuszczałem, że Lou usnął, jednak zaczął wbijać mi palce w brzuch i odbiegłem od moich myśli.
     - Przestań.- skarciłem go, ale zacząłem chichotać, gdy dźganie zmieniło się w łaskotanie.- Lo-oohh-ueh! Loooou!- piszczałem, jednak on nie przestawał. Śmiałem się w głos, aż w końcu go zrzuciłem z siebie i przygwoździłem do materaca, całując go w usta. On szybko położył dłoń na moim karku i przyciągnął mnie do namiętnego pocałunku. Jęknąłem mu w usta. Jednak on nagle się oderwał i spojrzał mi w oczy, uśmiechając się uroczo. Spojrzałem na niego pytająco.
     - Pamiętasz naszą randkę, gdy ułożyłeś te poduszki na podłodze, zapaliłeś miliony świeczek i spróbowałem ostryg?- spytał. Zmarszczyłem czoło i powoli pokiwałem głową na znak, że nie zapomniałem o tym nieszczęsnym zdarzeniu. Lou przecież wtedy wyleciał jak poparzony, później się upił, musiałem po niego przyjechać, a w między czasie gadał najgorsze głupoty, jakie w życiu usłyszałem.- Chciałem ci powiedzieć, że to była najlepsza rzecz, którą ktoś kiedykolwiek dla mnie zrobił. Poza tym, kocham zapach owoców leśnych. I polubiłem ostrygi.- stwierdził. Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w nos.
     - Cóż, ja wolę zapach wanilii, kokosów i czekolady.- przygryzłem wargę i położyłem się obok niego, podpierając się na łokciu. Spoglądałem uważnie na jego profil, wpatrywał się w sufit i pewnie się nad czymś głęboko zastawiał.
     - Kochałem piłkę nożną.- stwierdził po chwili, nadal na mnie nie spoglądając. Popadał w zadumę, wspominał, po prostu otwierał się na mnie. Wreszcie. Więc musiałem go uważnie słuchać.- Dopóki mi nie zabrali nawet tego. Pewnie pamiętasz jak to było w szkole...- głos mu się załamał. Położyłem dłoń na jego policzku, jednak on niewzruszony nadal wpatrywał się w punkt nad sobą.
     - Oprócz fotografii, lubiłem też psychologię. A ze sportów... cóż, podziwiałem zapaśników, siłaczy, karateków, osoby, które potrafią bronić innych, używając swoich możliwości.- szepnąłem. Lou w końcu odwrócił się do mnie. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Schyliłem się i cmoknąłem go w nos.
      - Pierniczki to życie. I lody też. Ogólnie wszystkie słodycze.- zachichotał, a ja mu zawtórowałem. Co jak co, ale chyba słodkości kochał równie mocno jak mnie.
     Rozmawialiśmy tak już kilkanaście minut, niebieskooki zaczął się zwierzać, opowiadać o sobie, poznawałem go z każdą minutą rozmowy. Czasem były to naprawdę pierdoły, typu, że jego ulubionymi kolorami są granatowy oraz bordowy. Ale opowiedział mi też, że jego ojciec zostawił jego mamę, nawet go nie znał, a nazwisko miał po ojczymie, który też w końcu ich opuścił. Zrobiło mi się go szkoda, gdy mówił o rzeczach ze szkoły, których nawet ja nie zauważyłem. Miał ciężkie dzieciństwo, z jednej strony nie dziwiłem się, że postępował właśnie tak, ale z drugiej, powinien wiedzieć, że inni nie chcą być traktowani, tak jak on był. Ja też mu opowiadałem o sobie. To był nasz moment słabości, naszego wyznania, poznania siebie nawzajem. Louis uznał, że to urocze, gdy śpię z misiem, zwłaszcza, że to od Rose i Teddy. Natomiast śmiał się ze mnie, jak wyznałem, że lubię czasem się poczuć jak małe dziecko, zakopać między kocami i  poduszkami z książką w ręku, kubkiem kakao z piankami i siedzieć tak godzinami, jeśli tylko czas i obowiązki pozwalają. Śmiał się tak długo, aż w końcu rozbolał brzuch i mógł się wysłowić. Powiedział, że zrobimy kiedyś tak razem, na co tym razem ja wybuchłem śmiechem. Bawił się moimi włosami, opowiadał o swoim życiu, jakiś sytuacjach, czy głupich sytuacjach.
    Po jakimś czasie spostrzegliśmy, że jest już późno, więc zeszliśmy po schodach (co bez stopni było cholernie trudne, bo to jakby 3 piętra) i wyszliśmy na zewnątrz. Lou pozamykał wszystko, włączył kod antywłamaniowy, potem ruszyliśmy do garażu. Całą drogę powrotną spędziliśmy w miłej atmosferze. Lou włączył radio i razem śpiewalismy w głos nasze ulubione piosenki, co chwile śmiejąc się z siebie. Louis zmieniał tekst, wygłupiał się i udawał, że tańczy. Oprócz tego, że prawie wpadliśmy pod ciężarówkę, gdy zaczął machać dłońmi, to było nawet spokojnie. Weszliśmy do budynku, trzymając się za ręce. Ludzie patrzyli na nas dziwnie, na co się zarumieniłem, a Lou nawet tego nie zauważył, tylko radosny zaprowadził nas do windy. Nie obyło się bez namiętnego całowania, w duszy dziękowałem, że nikt z nami nie jedzie, ani nikt nie wsiadł. Nie żebym się go wstydził, tylko czułbym się niekomfortowo. Wjechaliśmy wreszcie na górę. Louis jęknął z dezaprobata i spojrzał się na mnie.
     - Spać.- stwierdził szybko. Ruszył w stronę schodów, a ja oczywiście za nim. Po drodze zrzucał wszystkie ubrania, które musiałem pozbierać. Wszedł do sypialni w samych jeansach i od razu rzucił się na łóżko. Popatrzyłem na niego i pokręciłem głową z politowaniem. Położyłem jego ubrania na szafce. Odwróciłem się i chciałem już wyjść, gdy on nagle zawołał.- A ty gdzie?!
    - Do domu.- odpowiedziałem, spoglądając na niego. Opierał się na łokciach, a nogami dotykał podłogi. Obserwował mnie przymrużonymi powiekami.
    - Zostań na noc.- wydął dolną wargę i podniósł się. Westchnąłem i oparłem się o framugę drzwi. No i co teraz miałem zrobić?
     - Mam rano sesję.
     - Odwiozę cię. Proszę, zostaaaań.
   - Ugh, okej. Zostanę.- odpowiedziałem ociężale. tak naprawdę to ogromnie się cieszyłem, że pozwolił mi zostać, w dodatku sam to zaproponował.- Nie mam rzeczy.- podrapałem się po karku, gdy uświadomiłem sobie, że nie mam nic na jutro, ani do spania.
     - Jak będziesz spał nago, to nie będzie mi to ani trochę przeszkadzać.- uznał, śmiejąc się. Prychnąłem i podszedłem do niego. Pochyliłem się nad nim, a on złożył usta w dzióbek, jednak ja wziąłem poduszkę i zacząłem nią go okładać.- Przestań! Stop! HARRY! - zaczął piszczeć, aż w końcu mnie złapał za koszulkę i pociągnął do siebie. Parsknąłem śmiechem, a on się we mnie wtulił. W sumie mogłem spać w samych bokserkach. Głaskałam go po plecach i słuchałem jak jego oddech się staje coraz wolniejszy. To był dla nas męczący dzień, więc nie dziwię się, że tak szybko usnął.
     - Harry...- szepnął, a ja się wzdrygnąłem. Myślałem, że już śpi...
     - Tak?- zdziwiłem się.
     - Mogę ci coś zaśpiewać?
     - Oczywiście skarbie.- odpowiedziałem.
   - Napisałem to po powrocie z Londynu, gdy myślałem, że Gemma to twoja dziewczyna.- powiedział, poprawiając się. W końcu usłyszałem jego cichy, delikatny głos:


Wasn’t prepared for when i met you/Nie byłem przygotowany by Ciebie spotkać


When ivy green saw a sea of blue/Kiedy zieleń bluszczu ujrzała morze błękitu 


And darlin’, you can be the saint, i’ll be the sinner/I kochanie, możesz być święty, ja będę grzesznikiem
I was endeared from the first ‘i love you’/Byłem Ci oddany od pierwszego ‘’ kocham Cię’’




You said, give me some space, well don’t you linger/Powiedziałeś, daj mi trochę przestrzeni, cóż nie zwlekaj dłużej


I’ve grown accustomed to having you around/Przyzwyczaiłem się, że mam cię przy sobie
'Cause if you were the ship, i'd be the anchor/Bo jeśli byłbyś statkiem, ja byłbym kotwicą 
Keep me in place, but you never weigh me down/ Trzymasz mnie w miejscu, ale nigdy nie przygnieciesz 


Yeah, you never bring me down/Yeah, nigdy mnie nie zdołujesz 
If I could bottle up your laugh for just one day/Jeśli mógłbym zatrzymać przy sobie twój śmiech choć na jeden dzień 
It would keep my company while you’re away/ Dotrzymałby mi towarzystwa w czasie twojej nieobecności
And if you ever feel alone in what we’ve made/ I jeśli kiedykolwiek poczułbyś się samotny w tym co razem tworzymy

I want you to know…/ Chcę byś wiedział, że…
You are loved/ Jesteś kochany,
You are felt/Jesteś czule traktowany
You are kissed/ Jesteś całowany
You are held/ Jesteś bezpieczny
Maybe this will be our year/ Może to będzie nasz rok
Maybe this time, my dear/ Może tym razem, mój ukochany

Ring to connect, but you don’t answer/ Dzwonię by się skontaktować, ale ty nie odbierasz
Only your breathing fills the other end/  Tylko twój oddech nie jest już taki sam.
Don’t need a puzzle to fit the pieces together/ Nie muszę się długo zastanawiać, by wszystko ze sobą połączyć.
That you are with her again/ Jesteś z nią ponownie.

Now this has gone too far, when will it end?/ Teraz wszystko zaszło za daleko, kiedy to się skończy?
Can’t keep track of what is real and what’s pretend/ Nie potrafię rozszyfrować co jest prawdziwe a co udawane
It’s okay if you choose her instead of me/ W porządku jeśli wybrałeś ją zamiast mnie.
But will answer these truthfully…/ Ale odpowiedz szczerze…

Are you loved?/ Czy jesteś kochany?
Are you felt?/ Czy jesteś czule traktowany?
Are you kissed?/ Czy jesteś całowany?
Are you held?/ Czy jesteś bezpieczny?
If the answer to these questions is no/ Jeśli odpowiedź brzmi nie.
You can always find your way back home/ To zawsze możesz odnaleźć swoją drogę do domu

Where you’re loved and you’re felt/ Gdzie jesteś kochany i traktowany z czułością
Where you’re kissed and you’re held/ Gdzie jesteś całowany i czujesz się bezpiecznie.
Never again will we grow apart/ Nigdy więcej nie oddalajmy się od siebie.
Sincerely, you’ll always be in my heart/ Naprawdę, zawsze będziesz w moim sercu.

***
notka od autorki: Wybaczcie za poślizg, za ten nudny, przejściowy rozdział, za to, że nie umiem pisać zbyt Harry's pov i wgl za wszystko. omg, już 1/3 Shelter ;-; . Czaicie to? Niedługo połowa, potem 20 rdz... i koniec planowany jest na czerwiec/lipiec. I takie pytanie do was - pasuje wam rozdział (tak jak jest) raz na tydzień, czy wolicie rzadziej (bo częściej nie dam rady)? I chcecie, żebym skończyła shelter na początku lipca (wtedy od 20 czerwca byłoby co 3 dni rozdział mniej więcej), czy pod koniec sierpnia (no bo nie będzie mnie przez 3 tygodnie w domu)? Pytam się teraz, bo nie wiem czy pisać sobie do przodu rozdziały, kiedy bd miała chwilę czasu. Bo z kolejnym ff (które rusza prawdopodobnie od września) będzie zupełnie inaczej, bo wtedy już LO, więcej nauki (którą i tak oleje po 2 dniach), więcej obowiązków (które i tak później się zmienią w pisanie ff), więc rdz będą rzadziej, ale będzie ich też pewnie więcej. Rozłożę to na cały rok szkolny tak mniej więcej. Decyzja należy do was. 
Najwięcej głosów miało Luke i Lucy (co mi się baaardzo podoba, pewnie wiecie czemu ^^), zdradzę wam tyle, że będą to bliźnięta i wokół nich będzie opierała się cała akacja ff. Na drugim miejscu było Joseph i Jasmine. Dzięki wszystkim za pomoc C:
Tu link do oryginału piosenki, miałam zgodę na wstawienie jej, tłumaczyła moja koleżanka
link - https://soundcloud.com/kickdrumofmyheart/always-in-my-heart-tia-lynn
Wasza Lucy xx

5 komentarzy:

  1. Przeczytałam od razu i powiem ci szczerze, że naprawdę się cieszę że wróciłam do czytania i śledzenia twoich ff, bo jest warto. Rozdział co tu dużo mówić, ujął mnie za serce a szczególnie momenty gdzie Lou otwiera się przed Harry'm i piosenka na końcu. Nie mogę się doczekać już nowego opowiadania. A co do twojego pytania to myślę, że rozdziały raz w tygodniu są lepsze niż częściej. I tak Lucy i Luke *o* ps. wciąż czekam na zaręczyny xD @dreamstobottom <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww jezu to jest wspaniale*___* uwielbiam ten rozdzial to cuuudo *.* kocham ich razem aww zostal na noc suupi,nie moge sie doczekac nastepnego <333 @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  3. "...może jeszcze Lou jest jakimś rycerzem, a to jego białe BMW było kiedyś koniem?" Boże coo?! XDD Tylko Ty umiesz przejść z czegos takiego do normalnej sytuacji xdd

    OdpowiedzUsuń
  4. ("Wystające rury różnej wielkości" i moja wyobraźnia nie potrzebuje niczego więcej...)
    "(...) trzy pokoje gościnne, dwa z nich tym razem większe od pozostałych", te malutkie wskazówki, które są tak bardzo dopracowane. Już to pisałam, ale cholernie Cię podziwiam :)
    Rozdział wcale nie jest nudny! Osobiście, uwielbiam słodkie szepty, pocałunki i uwięzienie w objęciach. Piosenka tworzy cudowną całość... ♥ Zbyt sentymentalnie? Musisz to wytrzymać, haha.
    Moim zdaniem, powinnaś pisać i dodawać rozdziały wtedy, kiedy masz taką możliwość i ochotę. 1 rozdział na tydzień jest świetny, nawet nie wiesz, co czuję, gdy mogę w końcu oderwać się od tych nudnych książek i przeczytać "coś Twojego" c:
    Do następnego? :)
    @smolipaluch
    ***
    "Poza tym, kocham zapach owoców leśnych."

    OdpowiedzUsuń
  5. Awhh jeju kochany rozdział, rozpłynęłam się xD jeszcze ten dom matko .. ❤
    @shipbulshit
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy