niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 8

             Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa
    Co się z nim stało? Gdzie mój delikatny, kruchy, wiecznie onieśmielony Loczek? Gdzie zniknął ten trochę wystający brzuszek? I loki zaczesane do tyłu? Nie uśmiechał się, był poważny, stał nieruchomo i przyglądał się mi z stoickim spokojem. Przełknąłem ślinę. Harry wydawał się być wyższy niż ostatnio. I bardziej muskularny. Wcześniej było na odwrót, to ja byłem tym lepiej zbudowanym. Teraz czułem się przy nim tak mizernie, bezbronnie... Spojrzałem po sobie. Ubrania nadal były na mnie za duże, nikłem w oczach. Ciekawe, czy to zauważył? Czy się mną przejmował? Ale skoro nie odwiedził mnie ani raz... Zobaczyłem, że jego włosy są dłuższe. I to zdecydowanie, sięgały prawie do ramion. Były bardziej falowane, niż kręcone. Ubrany w białą koszulę, zapiętą prawie pod samą szyję, a na to szary płaszcz. W końcu był październik, prawda? Na nogach zwyczajowe czarne rurki. Unikał mojego spojrzenia, jakby się bał. Tylko czego mógł się bać? Oprócz krzyżyka i łańcuszka w kształcie papierowego samolociku, na jego klatce spoczywały jeszcze dwa nieśmiertelniki. Bardzo się zmienił. Wyglądał... no właśnie jak? Doroślej, dojrzalej, poważniej? Bardziej ekstrawagancko? Czyżby kariera fotografa na niego wpłynęła?
    Nagle poczułem drobne ramiona Vivienne. Przytuliłem ją, ale nawet nie zwracałem na nią uwagi. Wpatrywałem się w mojego Loczka (czy mogę nadal go tak nazywać, skoro tych loków jakby nie miał?), a w moim sercu narastała ochota, aby mu coś powiedzieć, wyrzucić wszelkie emocje targające moim umysłem, wypomnieć mu te niecałe 3 miesiące nieobecności. Jednak jego wygląd sprawiał, że zapominałem słów, stałem jak ten słup soli i wlepiałem w niego oczy, mając nadzieję, że to on odezwie się pierwszy. Marzenia - prychnąłem w myślach.
      - Harry, weźmiesz te walizki?- powiedziała Viv. Zadrżałem, gdy chłopak przeszedł obok mnie bez słowa. Wziął moje rzeczy i ruszył w stronę bramy. Stałem, jakby ktoś przybił mnie do ziemi. Spuściłem wzrok i z trudem powstrzymywałem łzy. Dziewczyna złapała mnie za dłoń i pociągnęła za sobą.- Lou, nie martw się. Będzie ok.- powiedziała ciepłym tonem. Odwróciłem się w stronę budynku. Pani Fenty stała przy drzwiach, oparta o framugę. Pomachałem jej i złapałem mocniej Viv. Proszę, niech wszystko będzie w porządku...
    Wyszliśmy za bramę i skierowaliśmy się do samochodu Viv. BMW stało zaparkowane przed bramą wjazdową zamiast na parkingu. Harry siedział już w środku, silnik był odpalony, jakby się gdzieś spieszył. Przerażało mnie jego zachowanie. Ale przynajmniej był cały. Rocky nie zrobił mu krzywdy. Odetchnąłem z ulgą, przypominając sobie słowa byłego prześladowcy. A może teraźniejszego też? Nikt nie wie jak z nim będzie.
    Wsiadłem na tylne siedzenie samochodu i opatuliłem się swoją kurtką. Oczywiście dziewczyna usiadła z przodu, pozostawiając mnie samego na wielkich siedzeniach. Czułem się jeszcze bardziej zagubiony, nie wiedziałem co myśleć o zaistniałem sytuacji. Zapiąłem pasy, usadawiając się po środku, położyłem złączone dłonie na kolanach i wlepiłem w nie spojrzenie, unikając jakiegokolwiek kontaktu z pozostałymi pasażerami. Czułem się niezręcznie, przebywając w pobliżu Harry'ego. Myślałem... właściwie, o czym myślałem? Że rzuci się na mnie, przytuli, pocałuje i będzie dobrze? Nie, to byłoby głupie. Obaj siebie zraniliśmy, wykorzystaliśmy, więc ot tak nic nie wróciłoby do normy. Musimy porozmawiać, poznać się na nowo. Może wtedy się ułoży.
    Harry ruszył spod budynku trochę zbyt nerwowo. Zacisnąłem mocniej dłonie, nie mogąc pozbyć się napięcia, które jest między nami. Obserwowałem swoje ręce, bądź spoglądałam przez okna. Nie chciałem się im narzucać, czy opowiadać o problemach. Pewnie dawno bym już płakał z bezsilności, jednak przy nich chciałem zachować resztki godności, poczucia własnej wartości. Uniosłem wreszcie wzrok i zauważyłem, że Harry wpatruje się we mnie w lusterku. Natychmiast odwróciłem głowę, a moje policzki pokrył róż.
     - Więc, Lou...- Vivienne się w końcu odezwała, przerywając ciszę. Wywróciłem oczami. Jakby nie mogli włączyć radia.- Jak w ośrodku? Ludzie byli mili? Zaprzyjaźniłeś się z kimś?- zaczęła zadawać pytania, a ja wymusiłem uśmiech, odwracając się do niej. Spoglądała na mnie z troską w oczach, niepewna czy odpowiem. Mocniej zacisnąłem dłonie, nabrałem haust powietrza i przymknąłem oczy.
     - Było w porządku. Moja doktor była nadzwyczaj miła, czasem po spotkaniach nie mogłem się pozbierać, bo poruszała bardzo prywatne tematy. Ale pomogło.- zacząłem. Mój głos drżał. Zauważyłem, jak zielone tęczówki chłopaka spoglądają na mnie z ciekawością poprzez odbicie w lusterku. Jednak nie zwróciłem na to uwagi.- Ludzie byli mili, niektórzy dziwni, innych natomiast unikałem, bo ich przypadki były naprawdę dziwne oraz niepokojące.- zmarszczyłem czoło, przypominając sobie pojedyncze osoby, które za każdym razem mnie przerażały. Blade, wychudzone twarze, nieobecny wzrok, mysie włosy, zniszczone. Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie ich sylwetek. To chyba będzie mnie prześladowało do końca życia.- Zaprzyjaźniłem się z Zaynem, świetny gość, co pewnie już zauważyłaś. Strasznie będę za nim tęsknił- zachichotałem, a tym razem to policzki Viv przybrały koloru czerwieni. Odwróciłem wzrok i spojrzałem się na Hazzę. Zaciskał palce na kierownicy tak mocno, że jego knykcie aż pobielały. Westchnąłem.
     - A Eleanor? Co u niej?- Vivienne zmieniła temat, bo widać było, że kwestia Malika bardzo ją peszy.
     - Dobrze. Nadal prowadzi zajęci muzyczne, dogadywałem się z nią i myślę, że jeszcze nie raz się spotkamy.- wytłumaczyłem zgodnie z prawdą. Trochę mi jej brakowało, jednak nie dawałem po sobie tego poznać. Wbiłem paznokcie w nogi, aby nie dodawać zbędnych informacji. Nie będę ich martwił, może kiedyś im to wytłumaczę... Albo i nie.
     - A dogadywałeś się z Tristanem?- spytała, a ja mocniej zacisnąłem dłonie, wokół drobnych nóg. Pewnie gdyby nie materiał spodni, już pewnie poleciałaby krew. Mój oddech stał się płytki, a pod powiekami zebrały się łzy. Louis, uspokój się! On był tylko twoim ochroniarzem! Ale jednak jego wspomnienie działało na mnie bardzo dziwnie. Jednak zebrałem w sobie siły i wysiliłem się na nikły uśmiech.
     -  Dobrze... Tak, dobrze.- odpowiedziałem krótko, starając się zbyć ją, aby nie pytała się więcej o ośrodek. Byłem bliski powiedzenia im, o tym wszystkim co działo się przez te miesiące, o moich koszmarach, które z każdym dniem były coraz dłuższe i bardziej przerażające. O tym jak przynajmniej 2 razy w tygodniu budziłem się w kałuży krwi. O tym, że gdyby nie Zayn to dawno zrobiłbym to samo, co na tym wieżowcu. Westchnąłem, gdy Viv wróciła do początkowej pozycji i nie wypytywała się już o nic.
     - Harry, zatrzymaj się  przy firmie.- powiedziała po kilku minutach, gdy mijaliśmy budynek T.T.I.C. Zmarszczyłem brwi, gdy chłopak podjechał do krawężnika, aby Vivienne mogła wysiąść. Odwróciła się na chwilę do mnie i pomachała, otwierając drzwi.- Wieczorem podjadę po auto do was, do zobaczenia Lou!- Nie! Nie zostawiaj mnie, proszę! Gdy drzwi się za nią zatrzasnęły, nastąpiła jeszcze bardziej niezręczna cisza. Odwróciłem się, aby ujrzeć dziewczynę w szarych spodniach i fioletowym żakiecie, która na swoich czarnych obcasach podążała do wejścia budynku. Każdy po drodze jej się kłaniał, jak to robił kiedyś przede mną. Widać, że spisywała się odpowiednio, muszę ją docenić wreszcie. Taka Vivienne to skarb. W końcu ruszyliśmy. Przełknąłem ślinę. Delikatnie pochyliłem się do przodu, wyciągając rękę, aby włączyć radio. Przez chwilę moja dłoń dotykała chłodnej skóry Harry'ego, a moje ciało przeszedł dreszcz. Przekręciłem włącznik i nastawiłem odpowiednią stację, po czym wróciłem do poprzedniej pozycji. Zachowywałem się jak małe dziecko, urwis czekający na wizytę w gabinecie dyrektora, który nie mógł nic robić, aby nie mieć większych kłopotów.
    Droga minęła w ciszy. Teoretyczne 10 minut podróży dłużyło się w nieskończoność. Obserwowaliśmy się ukradkiem, jednak żaden nie wypowiedział ani słowa. W końcu zatrzymaliśmy się przed moim blokiem. Wysiadłem pospiesznie z auta, aby nie narażać się na pomoc ze strony Harry'ego. To nie tak, że nie chciałem, aby mi pomógł. Tylko o to, żebyśmy mogli normalnie porozmawiać. W domu. W ciszy. Stanąłem na chodniku i podniosłem głowę. Dziewięćdziesiąt sześć pięter, mieszkania większe i mniejsze. Apartamenty, czy nawet jednopokojowe. Tutaj można był znaleźć wszystko, jeśli tylko były wolne miejsca. 4 podziemne piętra parkingów, plac z tyłu, gdzie było więcej miejsc, oczywiście wszystko strzeżone, wypielęgnowane, dopięte na ostatni guzik. Ujrzałem podest, gdzie siedział mężczyzna myjący okna. Prychnąłem na wspomnienie upadku. Taa, nawet zabić się nie potrafiłem. W końcu wróciłem do rzeczywistości. Harry minął mnie, idąc w stronę wejścia. Ruszyłem za nim, pozostawiając wolną przestrzeń między nami. Wchodząc do środka, zauważyłem, że osoby znajdujące się na hallu czy przy recepcji, spoglądają na mnie zdziwieni, zaniepokojeni. Jednak każdy rzucał "dzień dobry", nie ukrywając szoku, w jakim pewnie jeszcze pozostawiały przez dłuższy czas. Nie odpowiadałem im. Zaczęli szeptać, co doprowadzało mnie do szału. Hazz oczywiście już wcisnął guzik przywołujący windę. Staliśmy obok siebie. Ramię w ramię. Znaczy teoretycznie, bo moje ramię dosięgało do jego klatki piersiowej. W końcu się odwróciłem i zlustrowałem każdego wzrokiem.
     - Nie wiem, kto wam naopowiadał głupot o mnie, ale zamknijcie się wreszcie. Tak, chciałem się zabić, ale kurwa żyję i to wszystko słyszę.- warknąłem. Ludzie zapłonęli ze wstydu i odwrócili swoje ciekawskie spojrzenia ode mnie. W końcu usłyszałem dźwięk przywołujący windę, wzniosłem oczy do nieba, dziękując w duchu, że wracam już do domu. Wsiedliśmy jako jedyni do środka, jakby pozostali nie mieli odwagi jechać z nami. I dobrze. Spojrzałem się na panel sterujący. Przytrzymałem guzik, gdzie narysowana była kratka. Na ekranie pojawił się napis "proszę wprowadzić kod", a ja przełknąłem ślinę. Czułem na sobie spojrzenie chłopaka, jednak nadal trwaliśmy w milczeniu.- Dwa...- szepnąłem. wcisnąłem pierwszy przycisk.- Osiem...- nacisnąłem drugi.
      - Zero, sześć.- długie palce chłopaka pojawiły się tuż obok moich, wpisując dwie ostatnie cyfry kodu, prowadzącego do mojego mieszkania. Spuściłem wzrok. 28 czerwca. Dzień, kiedy spotkaliśmy się w piekarni. Gdy był uroczym chłopakiem, zarumieniony, brudnym od mąki. Nasza relacja od początku była niezdrowa, sztuczna, jednak przeobraziła się w coś, czego do tej pory nie umiem opisać. Czy to miłość, nadal nie wiem. Bynajmniej wiem, że nie chcę tego kończyć. Oparłem się plecami o ścianę windy i czekałem, aż znajdziemy się na górze. Drżałem. Nie wiedziałem, co mogę tam zobaczyć. Pustkę? Zakurzone meble? Stare produkty w lodówce i szafce? Mimo, że to ja byłem właścicielem tego lokum, nadal nie byłem pewny, czy naprawdę jest ono moim mieszkaniem. Umarło razem ze starym mną. Nie mogłem się już doczekać, gdy wyprowadzę się stąd i zamieszkam w domku. Vivienne mówiła, że dużo było gotowe. Wystarczy kupić meble, pomalować pokoje, ułożyć płytki i panele. Nie martwiłem się, więc o szczegóły. Mógłbym nawet spać na materacu, zanim pojawią się pozostałe rzeczy, aby tylko być tam, a nie tu.
    W końcu winda się zatrzymała. Drzwi się uchyliły, a ja nie mogłem ukryć szoku. Tu... tu było pięknie. W końcu postawiłem pierwsze kroki na korytarzu, oglądając się dookoła. Przejechałem palcem po szafce, stojącej obok mnie, gdzie zwykle trzymałem buty. Zero śladów kurzu. Powoli stąpałem do kolejnych pomieszczeń. Słońce jasno rozświetlało pokój dzienny. Nie było widać różnicy, wyglądało jakby na co dzień nadal ktoś tu mieszkał. Na stoliku w wazonie znajdował się bukiet kwiatów, co dodało miłego charakteru. Na moich ustach pojawił się uśmiech. Ruszyłem dalej, nie będąc pewnym, czy kolejne pokoje wyglądały podobnie. Mój gabinet... posprzątane, na biurku leżały kolejne kwiaty, a w kącie stała donica z fikusem. Pokój muzyczny... był w lepszym stanie niż wcześniej. Gitary poodkurzane, klawisze fortepianu i keyboardu umyte, nawet biurko gdzie około rok temu pisałem piosenki, było w lepszym stanie. Moje mieszkanie zmieniło się nie do poznania. W końcu wyszedłem z pomieszczenia. Udałem się w stronę kuchni, gdzie Harry szukał czegoś po szafkach. W końcu wyjął naczynie żaroodporne. Teraz dopiero dostrzegłem, że na blacie leży kurczak. Odwrócił się do mnie, w rękach trzymając naczynie.
     - Głodny?- spytał obojętnym tonem. Przymknąłem oczy na dźwięk jego cudownego głosu. Tak bardzo za nim tęskniłem. Założyłem ręce na piersi i oparłem się o futrynę. Spoglądałem na niego uważnie.
     - Byłeś tutaj.- nie odpowiedziałem na zadane przez niego pytanie. Stwierdziłem fakt, którego nie mógł się wyprzeć. Kwiaty były świeże. Z dzisiaj. Maksymalnie z wczoraj. I nie było warstwy kurzu, jakiej się spodziewałem.
     - Byłem.- przytaknął, kiwając głową. Uniosłem brew.- Codziennie.- dodał, a moje serce zabiło mocniej.
     - Szkoda, że nie było cię przy mnie codziennie.- powiedziałem łamiącym się głosem.- Każdego dnia cierpiałem. Każda minuta bez ciebie była dla mnie katorgą. Sprawiałeś ból, choć cię nie było. Nie mówiłeś nic do Viv, nie miałem żadnych wieści od ciebie, czy o tobie. Czułem się, jakbym umierał. Bałem się o ciebie.- łzy zaczęły spływać po mojej twarzy.- Każdej pierdolonej nocy umierałem ze strachu, że ktoś zrobił ci krzywdę. Nienawidziłem tego miejsca. Wiesz czemu?- jęknąłem żałośnie. Czułem się bezsilny, bezradny. Ale w końcu mogłem powiedzieć co czuję.- Bo zrozumiałem mój błąd. Zrozumiałem, że bez ciebie jestem nikim. Pustą skorupą, bez żadnych uczuć. Ty mnie zmieniłeś. Ty spowodowałeś, że stałem się człowiekiem. To ty nauczyłeś mnie kochać. I również mnie zostawiłeś. Ani jednej wiadomości. Ani jednego telefonu. Każdego dnia wyczekiwałem przy oknie, czy przy schodach, że się pojawisz. Że zobaczę twoje cudowne dołeczki które pojawiały się przy każdym szczerym uśmiechu. I te zielone oczy, powodujące topnienie mojego serca. Ale nie. Ciebie nie było. Myślałem, że którego dnia usłyszę od Vivienne jedno zdanie, na którym mi tak bardzo zależało - "Harry się pyta co u ciebie"- udawałem głos Viv.- Ale nic takiego się nie zdarzyło!- krzyknąłem w końcu, dając upust emocjom. Harry z hukiem postawił naczynie na blacie i zbliżył się gwałtownie do mnie. Nasze klatki piersiowe się stykały, obserwował mnie z góry, co powodowało, że miał nade mną przewagę.
     - Byłem u ciebie każdego pieprzonego dnia. Ale niestety nie mogłem się zobaczyć. Zabraniano mi. Zabroniono z tobą rozmawiać, dzwonić, utrzymywać kontakt. Mieli jakieś durne powody, których nie rozumiem do tej pory i nigdy nie zrozumiem. Jak ty siedziałeś z Vivienne, albo z tym całym Zaynem, ja byłem tuż obok. U twojej cudownej pani doktor. Modliłem się, żeby wreszcie powiedziała mi coś innego niż "jest w porządku.- powiedział i zauważyłem, że jego warga niebezpiecznie drży.- Obaj cierpieliśmy, nie myśl sobie, że dla mnie to było łatwe. Każdego dnia błagałem Viv, żeby mnie ze sobą zabrała. Żeby mnie przebrała i choć chwilę mógłbym spojrzeć ci prosto w oczy. Bo ona nie zobaczy tego co ja. Nikt nie dostrzegłby bólu, czy cierpienia. Dlatego ich głupie "w porządku" nie koiło moich nerwów.- jęknął i zamknął oczy.- Nie wiesz, że telefon od doktor, mówiącej, że mogę cię zabrać to było moje zbawienie. Dziękowałem, że się zobaczymy. Nie wierzyłem, że po takim czasie będzie z tobą dobrze, ale to ja chciałem być twoim lekarstwem. Nie ta terapia, nie ta lekarz, nie ludzie tam. Ja i tylko ja, bo ty jesteś mój. Na zawsze w moim sercu.- powiedział w końcu. Nie mogłem się powstrzymać i w końcu zbliżyłem nasze usta do siebie. Na początku niepewnie muskaliśmy swoje usta, aby potem przejść do upragnionego, namiętnego pocałunku. Stęsknieni, spragnieni swojego dotyku, w wirze emocji i uczuć, które narastały z każdym dniem nieobecności tego drugiego. Zakochani. Tylko tak mogłem opisać to, co czułem podczas tego pocałunku. Byliśmy tak blisko siebie, że nawet kartka papieru nie zmieściłaby się między nasze ciała. To było to, na co czekaliśmy tyle miesięcy. Gorące usta, z utęsknieniem czekające na dotyk.
      - Nigdy więcej mnie nie opuszczaj, błagam.- powiedziałem, odsuwając się na chwilę od niego. Teraz już wszystko będzie w porządku.
***
notka od autorki: Jestem chora, wszystko mnie boli, mam w chuj testów do zaliczenia, ale i tak siedzę i pisze dla was rozdział, więc prosiłabym o komentarz. To jeden z powodów. Drugi to taki, że bardzo lubię "8", bo jest taka asjdhkashc, a wy co sądzicie :D? A trzeci powód to takie pytanie do was - uważacie, że poprawiłam się w pisaniu? Że każdy rozdział, począwszy od rules, aż do teraz, jest lepszy jakościowo, ilościowo itd? 
Wgl. zaczęłam poprawiać rules, dopisywać szczegóły, uściślać fakty, poprawiać błędy, więc jak będzie już całe edytowane to wam powiem. Będziecie mogli przeczytać je od nowa C: . Wgl, czy tylko ja w niektórych momentach mam ochotę dodać emotkę? XD
Do następnego!
Wasza Lucy xx
PS.: ZACZYNAJĄ SIĘ FLUFFY ROZDZIAŁY! JRJJRJRJRJRJR

11 komentarzy:

  1. NARESZCIE!
    NARESZCIE LARRY!
    boże będą fluffy o tak, tyle na to czekałam!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. jezu chryste, popłakałam się. naprawdę! /louzstyles

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg! Nareszcie mogli sie zobaczyć! Ten rozdział był tak bardzo niesamowity. Louis z tą całą swoją złością jest taki rozkoszne i łapiący za serce. Moment kiedy zaczęli sie całować, moje serce sie rozpłynęło 😍 tak tez czasami mam ochotę dodać emotkę ps. nie moge doczekac sie kolejnego rozdziału <3333

    OdpowiedzUsuń
  4. Gesgbjpirdcdqw jak zwykle zajebistyy *-* kocham, pozdrawiam i zycze weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Awww cuuudo jezu wkoncu razem *,*
    Ta ich rozmowa i tesknota ahhgssbxnnx*_*
    Uwielbiam po prostu uwielbiam :* jeju to takie urocze ze normalnie wzruszajace,nie wiem co mam myslec ohh nie moge sie doczekac kolejnego <33 zdrowiej skarbie:3 ja tez uwielbiam 8 xdd mam tak samo najlepiej dodawalabym emotki co chwile 😍😍 @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekałam... Tyle czekałam! O Boże ile czekania. To tylko kilka dnia aciągnie się w nieskończoność by przeczytać w końcu ten rozdział i... WARTO BYŁO CZEKAĆ rozdział jest asdadjahgdfshglhj *-* CUDOWNY! Zdrowiej <3

    OdpowiedzUsuń
  7. To było takie hazhdgdgjsjs! Tak, poprawiłaś sie w pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten rozdział jest niesamowity!! Kocham Cie! Tyle uczucia w to włożyłaś, ze awww *,* genialny

    OdpowiedzUsuń
  9. Na wstępie, padłabym na kolana i zaczęła Cię przepraszać za tak późny komentarz, ale raczej nie chciałabyś tego, więc już się zamykam. Gdybym wiedziała, że ósemka będzie *taka*, rzuciłabym książką od biologii i wydałabym okrzyk radości. Ale zrobię to teraz! :D
    (http://karukara.tumblr.com/image/54839902192).
    Myślałam, że po tym rozdziale poczuję towarzyszącą melancholię, ponieważ Harry, cholera. Tak, ja oczekiwałam, że rzuci się na Louisa, przytuli, pocałuje, będzie dobrze. Ale to zbyt przesłodzona wizja, a Ty napisałaś to tak odpowiednio, prawdziwie... jesteś moją idolką, haha.
    Niech Larry wyjadą do tego "małego domku", w gęstym lesie, tylko oni. Niech naprawią te ostatnie miesiące, i niech będę całkowicie dla siebie. Nie zważaj na moją naiwność, tak to sobie wyobrażam. :)
    Żeby nawiązywać do 22 lutego, zbyt dużo...
    Co do Twojego pytania, oczywiście, że się poprawiłaś! Chyba najbardziej trzeba zwrócić uwagę na Twoje powodujące łzy opisy. Te wszystkie wyznania, jakimś cudem, są one jeszcze bardziej cudowne.
    Magdo, to takie oklepane, ale życzę Ci zdrowia, i hej, nie zapominaj o herbatce i kocyku c:
    Do następnego? :)
    @smolipaluch
    (Zaskoczyłaś mnie tymi fluffami, 'przewidywałam' angsty, krew, flaki i takie tam).
    ***
    Mam kilka, bo czemu nie?
    "(...) chciałem się zabić, ale kurwa żyję".
    "(...) jesteś mój. Na zawsze w moim sercu." *łapie się za serce, wzdycha*
    "Nigdy więcej mnie nie opuszczaj, błagam." (musiałam)

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialny *.*
    Przepraszam, że komentarz taki, krótki ale jestem na telefonie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dopiero po 20 minut placzu sie uspokoilam teraz :)))))
    Rozjebal mnie ten rozdzial
    Jest 8 rano czytalam pół nocy
    Obudzialam brata swoim placzem
    Kocham to ff tak bardzo

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy