Przerażenie rosło z każdą sekundą, gdy utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Miałem ochotę stopić się z krzesłem w jedność, ukryć się, uciec. Rozważałem nawet skok z okna, bo w końcu to tylko 1 piętro, ale zważając na zdarzenia sprzed 2 miesięcy, mógłbym sobie zrobić krzywdę. Jego oczy przeszywały każdy milimetr mojego ciała, a ja choćbym bardzo chciał, nie potrafiłem odwrócić od niego wzroku. Mój Boże, minęło tyle czasu, a ja wszędzie rozpoznałbym TE tęczówki. Charakterystyczne. Nawet bardzo. Piękne.
Wysoki mężczyzna, w siwej bluzie i jeansach. Umięśniony, wysportowany, zawsze go takim kojarzyłem, jednak nie pamiętałem, aby ćwiczył. Moje ręce niebezpiecznie drżały, gdy zauważyłem kolejne tatuaże, pokrywające jego ciało. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na jego twarz. Niegdysiejsze loki, zmieniły się w wystrzyżoną czuprynę, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Przełknąłem ślinę i złapaliśmy na nowo kontakt wzrokowy. Te oczy były piękne, a zarazem przerażające. Jedno szare, drugie brązowe. Nie mógłbym ich nie zapamiętać, skoro kiedyś były moim codziennym widokiem, za każdym razem, gdy mnie bili, poniżali lub znęcali się.
- Rocky...- szepnąłem. Mój głos był piskliwy, wystraszony. Chyba gorzej nie mogłem trafić. Chłopak, który prześladował mnie w szkole średniej, jest teraz tutaj. Obok. Stoi właśnie przede mną. Co ja takiego zrobiłem, że życie uderza mnie po twarzy?! Oh, no tak. Ciągle robiłem coś źle. Ale myślałem, że jak tyle wycierpiałem, to mogę...
- Cześć kolego.- odpowiedział niepewnie, a ja przysunąłem się jeszcze bliżej oparcia. Wyglądałem jak ta małe zwierzątko, struchlałe, chowające się w kącie, aby ominąć kary. Doktor niespokojnie wpatrywała się we mnie, czekała aż zgodzę się, żeby mężczyzna usiadł. Za żadne skarby świata nie pozwolę mu się zbliżyć do siebie. Już za dużo wycierpiałem, aby teraz móc tak po prostu usiąść obok niego i porozmawiać. Ciekawe jakby to wyglądało. "Oh, Louis tyle lat minęło, co u ciebie słychać?", "a po staremu, już nikt się nade mną nie znęca, chcesz może kostkę cukru?", "Ależ oczywiście! Dziękuję ci mój przyjacielu!". Ugh, aż ciarki mnie przeszły na samą myśl o przyjaźni ze słynnym Rockym. Oglądałem go uważnie, nie śmiałem nawet powiedzieć głupiego "hej", na które nie zasługiwał tak w ogóle.
- Louis, słuchaj... dużo rozmawialiśmy o twojej przeszłości, opowiadałeś mi trochę o szkole średniej, jak to w niej było, co się działo.- powiedziała trochę speszona doktor.- Dlatego nawiązałam kontakt właśnie z jednym z twoim starych "znajomych". Rocky skorzystał z okazji i chciał cię przeprosić, porozmawiać. Wolałam być przy tym oczywiście, bo nie ufałam wam w pełni, więc...- zacięła się i spojrzała na mnie wyczekująco. Nie. Nie. Nie. Nie! Nie chcę go tutaj!
Louis kochał piłkę nożną. Był to jego ulubiony sport i jeśli miałby wybierać jedną rzecz, którą robiłby do śmierci, byłaby właśnie to gra ze swoją drużyną. Kopanie piłki, kiwanie się, nawet kibicowanie, podczas siedzenia na ławce, było dla niego czymś wyjątkowym i magicznym. Nigdy w życiu by tego nie zamienił. Grał najlepiej jak potrafił, traktował to jako zabawę, ale z odrobiną powagi. Wiedział, że gra zespołowo, że nie jest jedynym zawodnikiem i musi pamiętać o pozostałych. Były dni, kiedy to on zostawał wyniesiony na laurach, a innym razem, któryś z jego kolegów. Cieszył się z każdej wygranej, płakał po porażce, pomagał, wspierał każdego, doradzał. To była jedyna rzecz, która cieszyła go w życiu. Kochał to. Jedyna miłość jaką czuł to właśnie miłość do piłki nożnej, adrenaliny, sportu, biegania, zapachu świeżo skoszonej trawy. Bicie serca, zabawa, pasja. Dumny z sukcesów swoich i swoich kolegów. Jednak nie na długo miało pozostać. W połowie roku szkolnego, jego przedostatniego w tej szkole, niedługo przed jego urodzinami ich kapitan złamał nogę. Wszyscy się załamali, bo John był na prawdę dobrym kapitanem! Dopingował, pomagał, podnosił z dołka. Pozostali gracze proponowali Louisa na nowego kapitana ich drużyny, co trochę onieśmieliło niebieskookiego, jednak gdy trener pojawił się z zupełni nowym, obcym zawodnikiem, każdy był w szoku. Pan Malton oznajmił, że mają teraz słuchać się Rocky'ego - chłopaka z rocznika Lou, który gnębił go a biologii, chemii, matematyce, angielskim i na korytarzu oraz na stołówce. Był jego popychadłem, zabawką w jego rękach, małym pionkiem w jego kompromitującej grze. Charakteryzowały go oczy, w dwóch różnych kolorach. Przesiąknięty nietolerancją, wrogim nastawieniem do słabszych. Jeszcze tego samego dnia zrobił przegrupowanie. Louis z 1 składu trafił na ławkę rezerwowych, co sprawiło, że pozostali się zdenerwowali. Jednak nikt nie ośmielił się podważyć jego zdania. Podczas treningu Rocky i jego paczka ciągle wpadali na Lou, przewracali go, uderzali, aż skończyło się to podbitym okiem i rezygnacją. Stracił to co kochał. To co sprawiało, że czuł się szczęśliwy. Stracił swój powód do życia.
Łzy zebrały się pod moimi powiekami. Siedzieliśmy tak już 30 minut, zostało jakieś 5 do końca wizyty. Rocky przez ten czas ciągle mnie przepraszał, opowiadał jak bardzo żałuje swoich uczynków, że gdyby mógł cofnąć czas, postąpiłby inaczej. Pierdolenie. Nie wierzyłem mu za nic. To było widać w jego oczach. Udawał przed moją doktor, która była wniebowzięta, że z nim normalnie rozmawiam. Gdy spytała się, czy chciałbym się zemścić, odpowiedziałem "nie". W sumie było to prawdą. Nie chciałem się mścić. To nie było w moim stylu, chociaż będąc nastolatkiem, nie marzyłem o niczym innym. W końcu pani Robyn powiedziała, że to koniec dzisiejszych zajęć. Zerwałem się na równe nogi i popędziłem do drzwi. Mój były prześladowca podążył zaraz za mną, równo przekroczyliśmy próg gabinetu, rzucając krótkie "do widzenia" i wyszliśmy na korytarz. Jak tylko zamknęliśmy za sobą drzwi, twarz mężczyzny zmieniła się momentalnie. Na jego usta wkradł się łobuzerski uśmiech.
- Co Tomlinson? Myślałeś, ze zostawię cię w spokoju? Wiedziałem, że jesteś popierdolony, ale żeby wylądować w psychiatryku?- prychnął. Poczułem się taki mały, bezbronny, tak jak kiedyś. Boże, niech on już stąd idzie.- Lepiej pilnuj swojego chłoptasia Stylesa, bo gdybym wiedział kiedyś, że to pedał to zająłbym się i nim, a nie tylko tobą.- po tych słowach odwrócił się i zszedł po schodach, pozostawiając mnie samego z dudniącym sercem, łzami w oczach oraz najgorszymi myślami. On coś zrobi Harry'emu. Albo już zrobił. I on go pamiętał (co było okropne, bo ja nie). Boże, on zrobi mu krzywdę. On. Mu. Zrobi. Krzywdę. Kurwa. A ja nie mogłem nic na to poradzić. Czułem się taki bezbronny. Miałem świadomość, że nawet jeśli mnie tu by nie było, to i tak nie umiałbym pomóc Hazzie. Jestem za słaby teraz. Od kilku miesięcy nie ćwiczyłem, schudłem, wyglądałem jak kluska, a nie jak ten dobrze zbudowany mężczyzna, jakim byłem na początku wakacji. Jak stąd wyjdę to zabieram się za siebie. Postanowione. Muszę.
Harry's POV
Siedziałem z Rose, Teddy i Niallem w moim mieszkaniu. Graliśmy w jakieś głupie gry, ale mała była zadowolona, więc siedzieliśmy już tak chyba 3 godzinę, w tle leciała muzyka, Blondyn z moją Rosie ciągle się przytulali, a ja siedziałem jak na szpilkach. Rano dostałem sms'a od doktor, że zadzwoni do mnie po południu i będziemy musieli pogadać poważnie. Spojrzałem na te gołąbeczki. Byli zapatrzeni w siebie jak w obrazek. Ugh, zakochani. Dobra, może trochę przesadzam, bo zazdrościłem im, że mogą być obok siebie, gdy ja mam Lou na drugim końcu miasta. W dodatku nie mogłem go odwiedzić.
Poczułem jak ktoś szarpie mnie za rękaw. Spojrzałem się w dół i uśmiechnąłem się szeroko. Teddy podała mi kostkę do gry, co oznaczało, że teraz moja kolej. Już miałem rzucić kostką, gdy nagle mój telefon zadzwonił. Gwałtownie się podniosłem, a oczy 3 osób siedzących tutaj, powędrowały w moją stronę. Nie zważając na nich odebrałem i bez słowa wstępu usłyszałem:
- Może pan jutro zabrać Louisa ze szpitala. Ustalimy dni, kiedy będzie przyjeżdżał na wizyty, ale teraz najlepszym psychologiem będzie pan, a nie terapia.- po tych słowach łzy zebrały mi się pod powiekami. Lou wróci tutaj. Wróci. Spotkam go.
Louis' POV
Ostatnie minuty spędzone tutaj. Nie mogłem się doczekać. Rano doktor oznajmiła mi, że moi przyjaciele po mnie przyjadą i będę mógł wrócić do domu. Nic nie zepsuje mojego humoru. Nic, a nic. Nawet to, że obudziłem się w kałuży krwi. Czy, że zepsuł mi się laptop. Nawet pielęgniarka, która oblała mnie zupą, była zdziwiona, że na nią nie krzyknąłem. Cieszyłem się, bo Vivienne po mnie przyjedzie, prawdopodobnie z Liamem, żeby pomógł mi zanieść wszystkie walizki na górę. Ciekawe, czy dopilnowali pracy na budowie? Ciekawe jak wygląda mój nowy dom? Byłem tak podekscytowany, że wyjdę z tego głupiego miejsca i nie wrócę. Mój Boże, to się dzieje naprawdę!
Jak tylko spakowałem moje rzeczy i zniosłem je z Tristanem na zewnątrz, to usiadłem z Eleanor na naszej ławeczce. Siedzieliśmy w ciszy. Było mi trochę przykro, że ją opuszczam, ale pewnie nadal będziemy utrzymywać kontakt. Jest moją przyjaciółką, dużo mi pomogła. Przyczyniła się do mojego normalnego funkcjonowania tutaj.
- Będę tęskniła.- szepnęła.
- Jeszcze nie raz się zobaczymy.- położyłem dłoń na jej ramieniu. Uśmiechnęła się delikatnie. Złożyła pocałunek na moim policzku i ruszyła do ośrodka, bo zaraz miały zacząć się jej zajęcia. Czekałem chwilę, aż zobaczę moich przyjaciół. Nie musiałem długo się zastanawiać, czy liczyć minut. Dziewczyna wbiegła równo o 10, tak jak umówiła się z doktor. Ruszyłem w jej stronę, aby ją uściskać, lecz zatrzymałem się w połowie drogi, gdy zobaczyłem kto za nią stoi. To na pewno nie był Liam.
Szczęka mi opadła. Cóż... to był on, ale nie wyglądał tak samo. Zdecydowanie nie.
- Kurwa Harry.
***
- Cześć kolego.- odpowiedział niepewnie, a ja przysunąłem się jeszcze bliżej oparcia. Wyglądałem jak ta małe zwierzątko, struchlałe, chowające się w kącie, aby ominąć kary. Doktor niespokojnie wpatrywała się we mnie, czekała aż zgodzę się, żeby mężczyzna usiadł. Za żadne skarby świata nie pozwolę mu się zbliżyć do siebie. Już za dużo wycierpiałem, aby teraz móc tak po prostu usiąść obok niego i porozmawiać. Ciekawe jakby to wyglądało. "Oh, Louis tyle lat minęło, co u ciebie słychać?", "a po staremu, już nikt się nade mną nie znęca, chcesz może kostkę cukru?", "Ależ oczywiście! Dziękuję ci mój przyjacielu!". Ugh, aż ciarki mnie przeszły na samą myśl o przyjaźni ze słynnym Rockym. Oglądałem go uważnie, nie śmiałem nawet powiedzieć głupiego "hej", na które nie zasługiwał tak w ogóle.
- Louis, słuchaj... dużo rozmawialiśmy o twojej przeszłości, opowiadałeś mi trochę o szkole średniej, jak to w niej było, co się działo.- powiedziała trochę speszona doktor.- Dlatego nawiązałam kontakt właśnie z jednym z twoim starych "znajomych". Rocky skorzystał z okazji i chciał cię przeprosić, porozmawiać. Wolałam być przy tym oczywiście, bo nie ufałam wam w pełni, więc...- zacięła się i spojrzała na mnie wyczekująco. Nie. Nie. Nie. Nie! Nie chcę go tutaj!
Louis kochał piłkę nożną. Był to jego ulubiony sport i jeśli miałby wybierać jedną rzecz, którą robiłby do śmierci, byłaby właśnie to gra ze swoją drużyną. Kopanie piłki, kiwanie się, nawet kibicowanie, podczas siedzenia na ławce, było dla niego czymś wyjątkowym i magicznym. Nigdy w życiu by tego nie zamienił. Grał najlepiej jak potrafił, traktował to jako zabawę, ale z odrobiną powagi. Wiedział, że gra zespołowo, że nie jest jedynym zawodnikiem i musi pamiętać o pozostałych. Były dni, kiedy to on zostawał wyniesiony na laurach, a innym razem, któryś z jego kolegów. Cieszył się z każdej wygranej, płakał po porażce, pomagał, wspierał każdego, doradzał. To była jedyna rzecz, która cieszyła go w życiu. Kochał to. Jedyna miłość jaką czuł to właśnie miłość do piłki nożnej, adrenaliny, sportu, biegania, zapachu świeżo skoszonej trawy. Bicie serca, zabawa, pasja. Dumny z sukcesów swoich i swoich kolegów. Jednak nie na długo miało pozostać. W połowie roku szkolnego, jego przedostatniego w tej szkole, niedługo przed jego urodzinami ich kapitan złamał nogę. Wszyscy się załamali, bo John był na prawdę dobrym kapitanem! Dopingował, pomagał, podnosił z dołka. Pozostali gracze proponowali Louisa na nowego kapitana ich drużyny, co trochę onieśmieliło niebieskookiego, jednak gdy trener pojawił się z zupełni nowym, obcym zawodnikiem, każdy był w szoku. Pan Malton oznajmił, że mają teraz słuchać się Rocky'ego - chłopaka z rocznika Lou, który gnębił go a biologii, chemii, matematyce, angielskim i na korytarzu oraz na stołówce. Był jego popychadłem, zabawką w jego rękach, małym pionkiem w jego kompromitującej grze. Charakteryzowały go oczy, w dwóch różnych kolorach. Przesiąknięty nietolerancją, wrogim nastawieniem do słabszych. Jeszcze tego samego dnia zrobił przegrupowanie. Louis z 1 składu trafił na ławkę rezerwowych, co sprawiło, że pozostali się zdenerwowali. Jednak nikt nie ośmielił się podważyć jego zdania. Podczas treningu Rocky i jego paczka ciągle wpadali na Lou, przewracali go, uderzali, aż skończyło się to podbitym okiem i rezygnacją. Stracił to co kochał. To co sprawiało, że czuł się szczęśliwy. Stracił swój powód do życia.
Łzy zebrały się pod moimi powiekami. Siedzieliśmy tak już 30 minut, zostało jakieś 5 do końca wizyty. Rocky przez ten czas ciągle mnie przepraszał, opowiadał jak bardzo żałuje swoich uczynków, że gdyby mógł cofnąć czas, postąpiłby inaczej. Pierdolenie. Nie wierzyłem mu za nic. To było widać w jego oczach. Udawał przed moją doktor, która była wniebowzięta, że z nim normalnie rozmawiam. Gdy spytała się, czy chciałbym się zemścić, odpowiedziałem "nie". W sumie było to prawdą. Nie chciałem się mścić. To nie było w moim stylu, chociaż będąc nastolatkiem, nie marzyłem o niczym innym. W końcu pani Robyn powiedziała, że to koniec dzisiejszych zajęć. Zerwałem się na równe nogi i popędziłem do drzwi. Mój były prześladowca podążył zaraz za mną, równo przekroczyliśmy próg gabinetu, rzucając krótkie "do widzenia" i wyszliśmy na korytarz. Jak tylko zamknęliśmy za sobą drzwi, twarz mężczyzny zmieniła się momentalnie. Na jego usta wkradł się łobuzerski uśmiech.
- Co Tomlinson? Myślałeś, ze zostawię cię w spokoju? Wiedziałem, że jesteś popierdolony, ale żeby wylądować w psychiatryku?- prychnął. Poczułem się taki mały, bezbronny, tak jak kiedyś. Boże, niech on już stąd idzie.- Lepiej pilnuj swojego chłoptasia Stylesa, bo gdybym wiedział kiedyś, że to pedał to zająłbym się i nim, a nie tylko tobą.- po tych słowach odwrócił się i zszedł po schodach, pozostawiając mnie samego z dudniącym sercem, łzami w oczach oraz najgorszymi myślami. On coś zrobi Harry'emu. Albo już zrobił. I on go pamiętał (co było okropne, bo ja nie). Boże, on zrobi mu krzywdę. On. Mu. Zrobi. Krzywdę. Kurwa. A ja nie mogłem nic na to poradzić. Czułem się taki bezbronny. Miałem świadomość, że nawet jeśli mnie tu by nie było, to i tak nie umiałbym pomóc Hazzie. Jestem za słaby teraz. Od kilku miesięcy nie ćwiczyłem, schudłem, wyglądałem jak kluska, a nie jak ten dobrze zbudowany mężczyzna, jakim byłem na początku wakacji. Jak stąd wyjdę to zabieram się za siebie. Postanowione. Muszę.
Harry's POV
Siedziałem z Rose, Teddy i Niallem w moim mieszkaniu. Graliśmy w jakieś głupie gry, ale mała była zadowolona, więc siedzieliśmy już tak chyba 3 godzinę, w tle leciała muzyka, Blondyn z moją Rosie ciągle się przytulali, a ja siedziałem jak na szpilkach. Rano dostałem sms'a od doktor, że zadzwoni do mnie po południu i będziemy musieli pogadać poważnie. Spojrzałem na te gołąbeczki. Byli zapatrzeni w siebie jak w obrazek. Ugh, zakochani. Dobra, może trochę przesadzam, bo zazdrościłem im, że mogą być obok siebie, gdy ja mam Lou na drugim końcu miasta. W dodatku nie mogłem go odwiedzić.
Poczułem jak ktoś szarpie mnie za rękaw. Spojrzałem się w dół i uśmiechnąłem się szeroko. Teddy podała mi kostkę do gry, co oznaczało, że teraz moja kolej. Już miałem rzucić kostką, gdy nagle mój telefon zadzwonił. Gwałtownie się podniosłem, a oczy 3 osób siedzących tutaj, powędrowały w moją stronę. Nie zważając na nich odebrałem i bez słowa wstępu usłyszałem:
- Może pan jutro zabrać Louisa ze szpitala. Ustalimy dni, kiedy będzie przyjeżdżał na wizyty, ale teraz najlepszym psychologiem będzie pan, a nie terapia.- po tych słowach łzy zebrały mi się pod powiekami. Lou wróci tutaj. Wróci. Spotkam go.
Louis' POV
Ostatnie minuty spędzone tutaj. Nie mogłem się doczekać. Rano doktor oznajmiła mi, że moi przyjaciele po mnie przyjadą i będę mógł wrócić do domu. Nic nie zepsuje mojego humoru. Nic, a nic. Nawet to, że obudziłem się w kałuży krwi. Czy, że zepsuł mi się laptop. Nawet pielęgniarka, która oblała mnie zupą, była zdziwiona, że na nią nie krzyknąłem. Cieszyłem się, bo Vivienne po mnie przyjedzie, prawdopodobnie z Liamem, żeby pomógł mi zanieść wszystkie walizki na górę. Ciekawe, czy dopilnowali pracy na budowie? Ciekawe jak wygląda mój nowy dom? Byłem tak podekscytowany, że wyjdę z tego głupiego miejsca i nie wrócę. Mój Boże, to się dzieje naprawdę!
Jak tylko spakowałem moje rzeczy i zniosłem je z Tristanem na zewnątrz, to usiadłem z Eleanor na naszej ławeczce. Siedzieliśmy w ciszy. Było mi trochę przykro, że ją opuszczam, ale pewnie nadal będziemy utrzymywać kontakt. Jest moją przyjaciółką, dużo mi pomogła. Przyczyniła się do mojego normalnego funkcjonowania tutaj.
- Będę tęskniła.- szepnęła.
- Jeszcze nie raz się zobaczymy.- położyłem dłoń na jej ramieniu. Uśmiechnęła się delikatnie. Złożyła pocałunek na moim policzku i ruszyła do ośrodka, bo zaraz miały zacząć się jej zajęcia. Czekałem chwilę, aż zobaczę moich przyjaciół. Nie musiałem długo się zastanawiać, czy liczyć minut. Dziewczyna wbiegła równo o 10, tak jak umówiła się z doktor. Ruszyłem w jej stronę, aby ją uściskać, lecz zatrzymałem się w połowie drogi, gdy zobaczyłem kto za nią stoi. To na pewno nie był Liam.
Szczęka mi opadła. Cóż... to był on, ale nie wyglądał tak samo. Zdecydowanie nie.
- Kurwa Harry.
***
notka od autorki: tak, tak. Krótki, wiem ;-; wybaczcie mi, ale dzisiaj mój chrześniak miał urodzinki i nie miałam czasu, ten rozdział nie jest najlepszy, mało wnosi, ale daje do myślenia. Chyba. XD
Dodam, że Rocky to postać epizodyczna, nie zamartwiajcie się o niego C: Jeszcze raz przepraszam, do następnego :*
Wasza Lucy xx
Jak mogłas przerwać kurwa w takim momencie?
OdpowiedzUsuńWyglądał jak kluska?! Hahahahah rozwalilas mnie z tym XDD
OdpowiedzUsuńKURWA MAĆ, CO TO MA BYĆ, BOŻE
OdpowiedzUsuńMY FEELS >>>>>>>>
KURWA, W KOŃCU SIĘ ZOBACZYLI, W KOŃCU SIĘ SPOTKALI, W KOŃCU MOGĄ BYĆ RAZEM, MÓJ BOŻE
KOCHAM CIE ZA TO
/@louzstyles
Jak mogłaś akurat teraz ?? :o Jesus Harry <3
OdpowiedzUsuńKURWA HARRY
OdpowiedzUsuńJezu *____* chcesz mnie zabic naprawde xd
OdpowiedzUsuńw takim momencie nie noo :o chce tak bardzo juz kolejny ze nie wytrzymam chyba *,* swietnie ze juz wychodzi i harry jego zabiera wkoncu sie zobaczyli yay:**** kocham kocham i jeszcze raz kocham to :3 @nxd69
Jak mogłaś?! Byłam taka zachwycona, że to na pewno Harry, a ty wyskakujesz z Rocky'm ;-; No już nie ważne. Jejku ten rozdział jest tak bardzo niesamowity. Chciałabym zobaczyć minę Lou, gdy Harry wszedł na dziedziniec budynku. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i momentów larry'ego *o* Cieszę się że wreszcie nadrobiłam i teraz będę już na bieżąco komentować i wspierać do dalszego pisania <33 @dreamstobottom
OdpowiedzUsuńJuż chciałam napisać, że jesteś wredotą, skoro Louis spotkał Rocky'iego, zamiast Harry'ego, ale rany, oni się w końcu spotkają! Ciekawi mnie strasznie wygląd Harry'ego, co miałaś na myśli? W głowie krążą mi teraz te przeróbki cupcake'a z tatuażami, haha :D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Louis jest jest teraz częściowo "wolny", ale przeczuwam, że niedługo stanie się "coś". Coś złego... (mój nawyk mówienia "trzykropek" jest straszny).
Bardzo dziękuję za informowanie, mam nadzieję, że dobrze bawiłaś się na urodzinach maluszka. ^^
Do następnego? :)
@smolipaluch
***
"(...) łzy zebrały mi się pod powiekami. Lou wróci tutaj. Wróci. Spotkam go."
Że co proszę myślałam że spotka się z Harrym a nie z jakimś debilem który go prześladował jak jeszcze chodził do szkoły normalnie Rocky powinienem dostać zjeby i dlaczego akurat w takim momencie skonczylas nie mogę się doczekać następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńPierdolony Rocky... Udusiłabym gnoja za to co zrobił Lou.. wrr-,-
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie będzie nękał ani Louisa, ani Harry'ego.
Brakuje tu Zayna:(
I wgl byłam pewna, że to Harry na początku go odwiedził:)
Ale przyjechał po niego! Czekam na nn :) xx
Rocky to swinia, Hazza... w końcu się spotkali! <3 Strasznie ale to strasznie podoba mi się opowiadanie, nie pisze swojego tylko czytam Twoje... to nie fair! :D zostajesz oskarżona za moje jutrzejsze złe oceny przez pisanie zbyt dobrych i wciągających opowiadań <3
OdpowiedzUsuńbtw. zapraszam Cie do siebie, dopiero zaczynam i wszelkie uwagi i rady od Ciebie byłyby cenne <3
http://fresh-start-fever.blogspot.com/
Jejuuuuu jak w takim momencie ?! Wydaje mi się że teraz ff nabrało tempa bo pojawił się ten cały Rocky, zastraszał Lou i Harry przyjechał, hifiwwkgiddkjfhggxhxch ❤❤❤❤ kocham
OdpowiedzUsuń@shipbulshit
Ja plakalam pod tamtym rozdzialem i myslalam ze wtedy Harry przyszedl XDDDD
OdpowiedzUsuń