środa, 16 września 2015

Rozdział 28

Louis' POV

 - Wszystko masz?- spytał mnie Harry, gdy poprawiał moją muszkę od garnituru. Spojrzałem prosto w jego zielone oczy, przepełnione bólem i smutkiem. No tak... za 15 minut miał się odbyć ten niby pieprzony ślub z Eleanor. Ani Harry, ani ja nie byliśmy na to gotowi, jednak ja wiedziałem o jednej rzeczy, która ciągle dawała mi nadzieję, że skończy się to dobrze.
 - Wszystko. Ale mam nadzieję, że kiedyś wziąłem ślub w Vegas i teraz ktoś wyskoczy z jakimś papierkiem i nie będę mógł ożenić się z Eleanor.- powiedziałem i złapałem jego twarz w dłonie.- Idź już na salę. Wszyscy goście są, zaraz przyjdę z Zaynem.- dodałem, bo nie mogłem dłużej wytrzymać. Chciałem mu powiedzieć, ale... ale nie potrafiłem. Chciałem, aby miał niespodziankę, ale zatajanie przed nim informacji nie było mi po myśli.
 - Nadal nie wiem, po co to jest moja rodzina.- burknął i ruszył w stronę drzwi.- Oh, hej Zayn.- zawołał i wyszedł na korytarz, udając się do sali, w której miał się odbyć ślub. Na jego miejscu pojawił się Mulat w eleganckim, czarnym garniturze, białej koszuli i nażelowanych włosach, oczywiście postawionych do góry.
 - Powiedziałeś mu?- zapytał mój świadek. A dokładniej jeden z moich dwóch świadków, bo drugim ma być Liam. Pokręciłem głową, a Zaynie westchnął.- Zbieramy się? Twoja narzeczona czeka.- na te słowa moje ciało przeszły ciarki, ale poszedłem za Malikiem i ruszyliśmy korytarzem w stronę sali, gdzie miał odbyć się ślub. Z jednej strony byłem wkurzony i przygnębiony, a z drugiej, jeśli wszystko wyjdzie po mojej myśli to wyjdę stąd jako najszczęśliwszy człowiek na świecie.
 Przeszliśmy obok sali, w której miało odbyć się potem przyjęcie. Były rozwieszane końcowe dekoracje i rozkładane talerze. Miało być idealnie, więc wszędzie były kwiaty i pastelowe kolory. Dominował fiolet i róż, gdzieniegdzie była też biel. Udaliśmy się w końcu do sali, gdzie miał się odbyć ślub. Wszystkie kobiety spoglądały na mnie, te z mojej rodziny ze zdziwieniem, a z rodziny Eleanor ze łzami w oczach. Rodzina Harry'ego była z lekka zdezorientowana, lecz nie było tutaj dużo osób od niego. Rodzice, siostra (no bo dziewczyna mojego brata), najbliższe kuzynostwo, wujkowie, ciocie i babcia. W sumie może z 15 osób. Ode mnie również było ze 30, a od Eleanor powyżej 100. Moich znajomych też było niewielu, gdzieś koło 20. W sumie wyszło 170 osób. 170 osób, którzy teraz patrzyli się na mnie i czekali z niecierpliwością na rozwój wydarzeń.
 Sala była ciepła, więc, gdy zobaczyłem, że Eleanor ma tylko jasnobłękitną sukienkę, a na nią zarzucony sweter, wcale się nie zdziwiłem. Mimo iż był 23 grudnia, wszyscy byli ubrani, jakby była co najmniej wiosna. Dziewczyna szła w moją stronę, prowadzona przez Tristana, we włosy miała wpleciony wianuszek, a na jej twarzy gościł uśmiech. Przełknąłem ślinę. Przecież to nie może się stać...
 Rozglądałem się po sali, szukając ratunku. Harry - nawet na mnie nie spoglądał. Vivienne - nie mogłem jej znaleźć. Rosie i Niall - smutni, trochę zdenerwowani. Moi bracia - cała trójka zdenerwowana, obserwowali Hazzę. Już po chwili Eleanor stanęła tuż obok mnie, a Tristan rzucił srogie spojrzenie w moją stronę. Wystraszyłem się i po raz ostatni spojrzałem na gości...
 - Eleanor Jane Calder, czy bierzesz sobie tego tu o to Louisa za męża, ślubujesz mu wierność, miłość i bycie przy nim w zdrowiu i chorobie?- spytała urzędniczka, lecz ledwo słyszałem jej słowa. Do moich uszu dochodził tylko płacz Harry'ego. Przecież plan był inny!
 - Tak.- odpowiedziała Eleanor. Pani z urzędu powtórzyła formułę, zmieniając tylko imiona. Przełknąłem ślinę i nie potrafiłem jej odpowiedzieć. ścisnęła mocniej moją rękę, więc się na nią spojrzałem. Ruchem głowy skazała na Tristana. Już otwierałem usta, gdy usłyszałem głośne chrząkniecie. Wszyscy odwrócili się w stronę... Vivienne?! Stała w 6 ławce po lewej stronie, czemu jej wcześniej nie zauważyłem? Tuż obok niej była pani Fenty, a przy drzwiach stała policja. Wreszcie!
 - Proszę wybaczyć, ale panna Calder nie jest zdolna do świadomych decyzji i nie może zawrzeć małżeństwa z panem Tomlinsonem.- powiedziała doktor, a kamień spadł mi z serca. Wreszcie. Kobieta wyszła z tłumu ludzi i podeszła do nas.- Panna Eleanor Calder ma orzeczenie choroby psychicznej i musi przebywać w zakładzie psychiatrycznym. Natomiast pan Tristan Calder zostaje aresztowany za wielokrotny gwałt i znęcanie się nad pacjentami.- dodała, a ja miałem ochotę skakać z radości. Policjanci już wyprowadzali Tristana, a doktor przytrzymywała roztrzęsioną Eleanor. Przyglądałem się jej uważnie, gdy ją wyprowadzali i nie mogłem tego tak pozostawić.
 - Ellie!- krzyknąłem i podbiegłem do niej. Płakała i cała się trzęsła, jednak gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się.
 - Lou... powiedz im, że mnie kochasz... powiedz, dobrze? Proszę.- zaczęła mówić. Złapałem jej twarz w dłonie i spojrzałem prosto w jej oczy.
 - Nie zasługujesz na ten wianek.- zdjąłem go z jej włosów, przy okazji psując fryzurę, po czym wróciłem do pani urzędnik. Mrugnąłem do niej porozumiewawczo, po czym spojrzałem się na Zayna i Liama. Uśmiechali się szeroko i widać, że byli zniecierpliwieni.
 - Więc...- zacząłem, odchrząkując. Wszyscy obserwowali mnie uważnie. Wygładziłem mój granatowy garnitur i spojrzałem po wszystkich z uśmiechem na twarzy.- Chciałbym, aby rodzina Eleanor wyszła. Nie ma tu miejsca dla was.- odpowiedziałem, a 100 osób zebrało się i zaczęło kierować się w stronę wyjścia. Gdy już wszyscy niepotrzebni goście wyszli, uśmiechnąłem się do pozostałych. Bliźniacy patrzyli na mnie jak na wariata, Jerry się chyba domyślał co kombinuję, bo wysłał mi dwa kciuki uniesione w górę. Vivienne była tak podekscytowana, że już zaczęła płakać.- Moi kochani. Przepraszam, że ściągnąłem was na ślub, który się nie odbył.- wytłumaczyłem im, kładąc rękę na sercu.- Wiedziałem, że to tak się skończy, ale bardzo chciałem się z wami zobaczyć. Skoro już tutaj jesteśmy, elegancko ubrani, sale urządzone, prezenty naszykowane, nie wolno chyba marnować okazji.- wszyscy oprócz moich przyjaciół i Jerry'ego wymienili zdziwione spojrzenia. Jednak najbardziej zdezorientowany był Harry, siedzący w pierwszym rzędzie. Podszedłem do niego i złapałem jego dłoń. Stanął obok mnie, a wzrok każdego był skierowany na nas.
 - Lou, co ty...- powiedział, a ja przed nim uklęknąłem. Otworzył szerzej oczy, a ja uśmiechnąłem się. Wyjąłem z marynarki czarne pudełko i je otworzyłem.
 - Mam dla ciebie propozycję. Weźmiemy za pół godziny ślub i będziemy szczęśliwi do końca życia. Piszesz się na to?- zapytałem, a on zakrył usta dłonią. Widziałem łzy w jego oczach, radość, szczęście i ... wahanie?
 - Jesteś popieprzony Lou.- powiedział, a ja się zdziwiłem.- Wiedziałeś o tym, że do tego ślubu nie dojdzie i doprowadziłeś do tego, że ryczałem co noc, bo ktoś mi ciebie odebrał?- zapytał, a łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Zacisnąłem szczękę i nie potrafiłem się ruszyć. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.- Ale za bardzo cię kocham i marzyłem o tym dniu długo.- uznał, a ja założyłem srebrną obrączkę z napisem "love is equal". Uśmiechnął się, a ja się podniosłem. Przytuliłem go mocno i spojrzałem na gości. Było ich zdecydowanie mniej.
 - Możecie się rozejść do bufetu, spotkajmy się tutaj za godzinę. Musimy z Harrym pozałatwiać parę spraw formalnych.- powiedziałem trzymając mojego narzeczonego za rękę. Narzeczonego. Rodzina i znajomi rozeszli się z uśmiechami na twarzy, niektórzy nawet płakali. Spojrzałem na radosnego Hazzę, który wpatrywał się w obrączkę.
 - Hmm... za chwilę będę miał drugą.- powiedział, szczerząc się w moją stronę.- Ładna tak samo jak ta?
 - Ładniejsza.- odpowiadam i kieruje się do naszej pani urzędnik, na której twarzy również gościł uśmiech.- O wiele.- dodałem. Kobieta pokazała nam dokumenty. Wszystko było na swoim miejscu, jak planowałem. Harry sięgnął po długopis, złożył swój podpis na dole kartki i przeczytał jeszcze parę informacji. No tak... Wszystko było przygotowane pod ślub z Harrym. Dokumenty dla par homoseksualnych, dokumenty moje i Hazzy, obrączki wymierzone na nasze palce. Nie było tutaj nic, co uwzględniało Eleanor. Jednak przez chwilę byłem naprawdę wystraszony.
 - Czekaj... mam rozumieć, że miałem tylko podpisać?- zapytał, a ja pokiwałem głową.- To po co chciałeś, żeby się rozchodzili?
 - To proste.- parsknąłem śmiechem.- Kochałem się z chłopakiem, będę kochał się z mężem, a z narzeczonym nie?- zapytałem retorycznie, a na jego policzki wstąpił wściekły rumieniec. Urzędniczka zachichotała i odeszła na bok. Złapałem mojego narzeczonego za rękę i pociągnąłem go w stronę pokoju. Byłem tak szczęśliwy, że nie mieściło mi się to w głowie. Jednak to prawda. Wychodzę za Harry'ego Stylesa.
~*~
 Stałem, patrząc się prosto w oczy Harry'ego. Trzymałem jego dłonie w swoich tak mocno, jakby miał uciec, gdy go tylko puszczę. Wszyscy już siedzieli na miejscach, moja mama i mama Loczka płakały razem, tuląc się do siebie. Zayn i Liam stali tuz za mną, a Niall z Edem obok mojego prawie męża. Hazz oczywiście był zawstydzony obecnością Rudzielca, jednak starał się tym nie przejmować. Nakłoniłem go (oczywiście z pomocą Vivienne) do założenia wianka, który odebrałem Eleanor. Obejrzałem się po wszystkich. Teraz wszystko wydawało się być piękniejsze, gdy Harry był przy mnie. Kwiaty przy ławkach wydawały się bielsze i piękniejsze. Środek sali obłożony czerwonym dywanem, który dodawał ekskluzywności temu wydarzeniu. Spojrzałem na kobietę, która właśnie zaczęła coś mówić. Pierwszy raz poczułem zdenerwowanie, no bo zaraz miały być mowy ślubne... a ja nic nie przygotowałem. Jednak po minie Harry'ego wiedziałem, że nie będę miał najgorzej.
 - Hmm.. no więc zacznę od tego, że totalnie nie spodziewałem się tego, że Lou mi się oświadczy i tego samego dnia weźmiemy ślub...- zaczął, a ja się uśmiechnąłem i ścisnąłem mocniej dłonie, dodając mu otuchy.- To była szalona godzina. Papierki, doglądanie wszystkiego, chociaż Louis nie pozwolił mi obejrzeć tortu, ani obrączek, Ehh...
 - Nie zapominajmy o najważniejszym.- przerwałem mu, a on wściekle się zarumienił. Wiedziałem, że gdyby tylko mógł, własnie poprawiłby pasek od spodni, no bo w tym wszystkim jakoś krzywo go zapiął...
 - Louis, cholera, tu jest moja rodzina.- burknął.- Niemniej jednak uwielbiam w tobie tą bezczelność i bezpośredniość. Mimo wszystkiego co przeliśmy, pragnę być z tobą do końca, nawet jeśli to oznacza więcej takich przygód. Chociaż mam nadzieję, że własnie takich będzie najmniej... Przyrzekam, że codziennie będę sprawiał, aby na twojej twarzy gościł uśmiech, będę budził cię pocałunkiem i śpiewał na dobranoc, mogę prać twoje brudne skarpetki i zmywać po tobie naczynia, bo tego nienawidzisz. Będę o ciebie dbał, troszczył się i pilnował, aby nigdy nie stała ci się krzywda. Będę przy tobie w zdrowiu i chorobie, w deszczu i słońcu, za młodu i na starość. Nikt nas nie rozdzieli, nikomu nie pozwolę, żeby mi cię zabrał. Już nigdy.- zakończył, a ja nie mogłem ukryć emocji. No dobra, popłakałem się trochę, ale cały czas się uśmiechałem. Niall podał obrączkę Harry'emu, a ten przyjrzał się jej uważnie, po czym otworzył oczy ze zdumienia. No cóż, Rosie wiedziała co mu się spodoba. Złota obrączka, a na niej wygrawerowany symbol nieskończoności. Na nim położone były zielone cyrkonie. Obrączka Hazzy miała błękitne, czyli kolory naszych oczu. Ja jestem zajęty przez zielonookiego, on przez błękitnookiego. Przełknął ślinę i dokończył swoją mowę płaczliwym tonem:- Louisie Williamie Tomlinsonie, przyjmij tę obrączkę jako symbol naszej wiecznej miłości. Jesteś moim słońcem, moją radością, moim uśmiechem i nie zamieniłbym cię na nikogo innego.- chciałem zachować powagę, no ale się kurwa nie dało. Rozkleiłem się na dobre, gdy Hazz wsuwał mi złotą obrączkę na mój palec. Musiałem otrzeć łzy i poczekać chwilę, żeby powiedzieć cokolwiek sensownego. Tym razem to Harry się szczerzył, a ja płakałem.
 W końcu się uspokoiłem, odchrząknęłam nieznacznie i spojrzałem na urzędniczkę. Myślałem, że będzie zniecierpliwiona, jednak była spokojna i z uśmiechem przyglądała się tej sytuacji. Zarumieniłem się, po czym spojrzałem na mojego męża. Znaczy... muszę chyba najpierw powiedzieć mowę, prawda?
 - Ta sytuacja była chora i do dzisiaj nie wiedziałem, czy wszystko się uda. Jednak nam wyszło i możemy być tutaj razem. Nie raz marzyłem o tym dniu i zastanawiałem się, jak to będzie. I nigdy nie myślałem, że będzie tak idealnie. Jesteś spełnieniem wszystkich moich snów, kimś na kogo można było czekać. Gdybym teraz miał do wyboru, aby czekać na ciebie 10 lat, a wybrać kogoś innego, wiedz, że będziesz zawsze moim wyborem, ty i tylko ty. Dla ciebie postaram się nie zostawiać skarpet po całym mieszkaniu. Będę grał ci codziennie na gitarze, śpiewał wraz z tobą i cieszył się twoim szczęściem. Bo gdy ty się uśmiechasz, to jakby cały świat nagle się zatrzymał i mógł cię podziwiać. Obiecuję, że stworzymy szczęśliwą rodzinę. Dla ciebie adoptuję psa, kota, żyrafę, jednorożca, co tylko zapragniesz, abyś tylko był zadowolony i z dumą mógł powiedzieć, że masz najlepszego męża... Oh, co za skromność.- zachichotałem, a cała sala wraz ze mną.- Nikt więcej nas nie rozdzieli, nie ważne jakby bardzo pragnęli. Bo będę przy tobie, nawet gdy wyłysiejesz, przytyjesz, czy się skurczysz. Chory, zdrowy, wysoki, niski...- bottom, czy tops, pomyślałem...- Zawsze. Bo jesteś na zawsze w moim sercu.- powiedziałem, kładąc jedną z dłoni na sercu. Harry'emu poleciały pierwsze łzy, a ja odwróciłem się do Zayna, który podał mi obrączkę. Przełknąłem ślinę i spojrzałem na nasze złączone dłonie.- Przyjmij tę obrączkę, jako symbol tego, że nie opuszczę cię już nigdy. Jesteś najlepszą decyzją w moim życiu, jedyną drogą, jaką chcę podążać, wskazujesz mi kierunek, w którym muszę iść. Jesteś moim kompasem, aniołem, bohaterem. Kocham cię jak stąd do księżyca i z powrotem.- włożyłem obrączkę na palec mojego męża i przygryzłem wargę.
 - Na moc prawa stanu Nowy Jork oraz mocy udzielonej mi przez urząd stanu cywilnego, ogłaszam was małżeństwem.- powiedziała nam urzędniczka, a ja spojrzałem się prosto w oczy Hazzy. Widać było w nich radość i niedowierzanie. Uścisnął  moje dłonie.- Możecie się pocałować.- dodała, a moje usta momentalnie znalazły się przy tych Loczka. Na sali słychać było śmiech i brawa. Oderwałem się od mojego męża i złapałem go za rękę.
 - Zapraszamy wszystkich na wesele!- krzyknąłem, a wszyscy ruszyli do kolejnej z sal, gdzie miało się odbyć przyjęcie.
 Czekaliśmy z Harrym, aż wszyscy wyjdą. Nawet kobieta, która udzieliła nam przed chwilą ślubu, wyszła już do domu. Staliśmy, trzymając się za dłonie i nic nie mówiąc. Spojrzałem do góry i zobaczyłem jego uśmiech.
 - Przydałoby się pójść na nasze wesele, panie Tomlinson.- powiedział mój mąż i podchwycił moje spojrzenie. Wspiąłem się na palcach i musnąłem jego usta.
 - Chyba tak, pani Tomlinson.- odpowiedziałem i pociągnąłem go za sobą.
 Chyba jednak w życiu czeka mnie happy-end. To jest moja bajka, którą sam napisałem i dokończę ją wraz z moim mężem. Kto wie - może za kilka lat nasza rodzina się powiększy?
***
a/n.: pytanie do was, chcecie abym tą część skończyła tym rozdziałem + epilog, czy dopisała jeszcze jeden, który miałam w planach? Teraz mam mały dylemat, bo skończyłabym to tak jak jest...
+ beznadziejni to opisałam. To miał być najlepszy rozdział tego ff, pisałam go chyba z 5 miesięcy, ale gdzie?! Kurwa w moim zeszycie :))) a tak chciałam go przepisać... niestety nie pamiętałam niczego, a tamte mowy były cudowne.
Jeśli jesteście spostrzegawczy to w ich mowach znajdziecie zapowiedzi 3 sezonu, który pojawi się w 2016. 
Od przyszłego miesiąca ruszam z ff o Larrym w Howarcie. Ogólnie o 1D pt. "ZA ZASŁONĄ MIŁOŚCI"
link do zwiastunu: https://www.youtube.com/watch?v=-IpPx0CGsOA
Do końca weekendu mam nadzieję, że odpowiecie, czy chcecie 29 czy już epilog C:
29 nie wnosi nic do opowiadania, jest bardziej traktowany jak one shot, dotyczący losów bohaterów. Natomiast epilog daje bardzo dużo, ale to już wasza decyzja.
+ SPEŁNIŁAM JEDNO Z MOICH MARZEŃ I SPOTKAŁAM PIĄTKĘ ZJEBUSÓW (CZYT JANOSKIANS)
 ksdhfdjsg kocham ich so fucking much
Kocham Was! (lub ja pierdole sram na stole was x)
Wasza Lucy x

1 komentarz:

  1. Ja z chęcią przeczytam to co przygotowałam dla nas w 29 rozdziale. Nie mogę się już doczekać kolejnego ff z twojej ręki. A ci do rozdziału to był jest i będzie mega
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy