poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 13

    Mój Boże. To było tak cholernie idealne, że nie mogłem od tego oderwać wzroku. Cieszyłem się tym jak małe dziecko, ale niestety - tatuażysta musiał zakleić obrazek folią. Nie mogłem wybrać lepszego motywu. Nie dość, że pasował do mojej obecnej sytuacji psychicznej, to w dodatku był jakby połączony z niektórymi tatuażami Harry'ego.
    Kompas.
   Aby wskazywał odpowiednią drogę do szczęścia. Do tej pory wiedziałem, że to nie była muzyka, praca, zdrowe odżywianie, ani nic podobnego. Nawet Harry czasem nie wystarczał, bo to dołujące, że tak wielkie mieszkanie będzie tylko na naszą dwójkę. Cisza, spokój, kurz, tylko nasza dwójka. Przyszłość mnie przytłaczała, bałem się, że nigdy nie spełnię swojego przeznaczenia. Może ten kompas wskaże mi drogę? Na razie było to samo obramowanie, w środku nie było typowych liter, oznaczających cztery strony świata. Była pustka. Jak znajdę to, co mnie w życiu uszczęśliwi, to kompas zostanie wypełniony. Pierwsze co zrobiłem po zapłaceniu to telefon do mojego chłopaka. Nie odebrał. Znowu. Spojrzałem na zegarek i troszkę się przeraziłem, bo obiecałem Viv szybki powrót, a tu okazało się, że już dawno powinienem wrócić do domu. Ohh, jestem dużym chłopcem, chyba nic się nie stało! Chociaż... tym razem zadzwoniłem do Vivienne, ale i ona nie odebrała. Trochę się zdziwiłem, ale okey! Mają mnie gdzieś, jeszcze zobaczą. Wzruszyłem ramionami i tym razem zmieniłem kierunek, aby wrócić do mieszkania.
    Nie miałem ochoty wracać na firmę, żeby zabrać samochód. Rano Harry mnie podwiezie. Na razie miałem inne sprawy na głowie. Jedyną rzeczą, którą chciałem zrobić to było płakanie w poduszkę z tej bezradności. Minęła niecała godzina, gdy znalazłem się pod moim blokiem. Z trudem wszedłem na hall, witając się z ludźmi pracującymi tam. Wsiadłem do windy i już drzwi miały się zamykać,g dy ujrzałem staruszkę truchtającą w moją stronę. Westchnąłem, blokując ręką zatrzaśnięcie się windy, tak aby staruszka nie musiała czekać, aż ta wjedzie na 95 piętro, a potem z niego zjedzie. Kobieta uśmiechnęła się promiennie, stając obok mnie z zadyszką. Wcisnęła guzik z cyfrą 32 i złapała się poręczy. Nigdy wcześniej jej nie widziałem, a zwykle kojarzę moich sąsiadów. Może nie z imienia i nazwiska, ale z widzenia na pewno.
     - Jest pan dobrym człowiekiem.- powiedziała, a ja wzdrygnąłem się na niespodziewany dźwięk jej głosu.
     - Uhh... dziękuję? Chyba.- mruknąłem, niepewny jak mam zareagować. Przecież ona mnie nie znała, a już mówi takie rzeczy.
       - Przypomina mi pan mojego najmłodszego syna.- dodała, spoglądając na mnie. Odwzajemniłem jej gest, lecz nadal nie wiedziałem, o co może jej chodzić. Przecież tylko przytrzymałem jej windę.- Niedawno wziął ślub, a teraz dowiedział się, że jego żona jest w ciąży. Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego. Właśnie jadę go odwiedzić. O! To piętro! Do widzenia panu!
     - Do widzenia...- odburknąłem i pokręciłem głową z politowaniem. Poczułem jakieś kłucie w brzuchu na jej słowa, jednak nie dopuściłem sobie tego do myśli i szybko o tym zapomniałem. Po kilku minutach znalazłem się na swoim piętrze i od razu zauważyłem brak kurtki Harry'ego oraz ego butów. Zbliżała się 20, gdzie on mógł się podziewać? Zdjąłem z siebie płaszcz i poszedłem do kuchni. Nadarzyła się okazja, żeby zrobić romantyczną kolację dla naszej dwójki. Mam nadzieję, że mu się spodoba. Pierwsze co zrobiłem to wzięcie laptopa. Zaniosłem go do kuchni i jak najszybciej włączyłem. Nie wiedziałem ile mam czasu, więc podczas ładowania się systemu, zdjąłem marynarkę i rozwiązałem trochę krawat. Skoro kolacja miała być romantyczna to nie będę się przebierał, racja? Założyłem fartuszek Hazzy z napisem "Kiss the cook" i przejrzałem lodówkę, szafki, a nawet zamrażarkę, żeby dowiedzieć się, co mieliśmy w zapasach. Znalazłem cytrynę i goździki - więc zrobię irlandzkie drinki z whisky. Mięso mielone, papryka, marchew, oliwki, ziemniaki, pomidory, przecier, a nawet jakiś sos - wszystko co potrzeba na zapiekankę! Laptop wreszcie się włączył, więc zacząłem szukać przepisu na internecie, jednak ekran nagle zrobił się czarny. Miałem ochotę rzucić nożem w niego, lecz po chwili pojawił się napis "Zayn dzwoni". Pisnąłem jak mała dziewczynka i natychmiast odebrałem. Wyświetliła mi się poważna twarz Mulata, jednak nie przejąłem się tym zbytnio.
       - Cze...
     - Z kim spotyka się Viv? O której z nim wyszła? Czemu nie odbiera? Jest przystojniejszy ode mnie? Jak długo?- zaczął zadawać mi pytania, a ja ledwo co nadążałem za ich rozumieniem. Po 2 minutach wreszcie się zamknął i czekał na moje odpowiedzi. Ja tylko westchnąłem i założyłem ręce na siebie.
     - Idiota.- mruknąłem i pokręciłem głową. On wywrócił teatralnie oczami, a ja wyszczerzyłem się.- Ciebie również widzieć! Tęskniłem stary.
     - Ja też, a teraz gadaj co z Vivienne.- jęknął.
     - Złożę ci propozycje nie do odrzucenia, co?- uniosłem brew do góry i podszedłem do zlewu, aby umyć warzywa.- Zamknij się.- powiedziałem, uśmiechając się sarkastycznie.- Nie dzwoniłeś ze 2 tygodnie! Myślałem, że chcesz się odizolować od  psychola. I chyba miałem rację, bo gdyby nie wiadomości o Viv, to nie zadzwoniłbyś.- powiedziałem, wyjmując deskę i ostry nóż z szuflady. Spojrzałem na ekran. Zayn miał skruszoną minę. Coś czuję, że na razie się nie odezwie. Zacząłem kroić cebule, lecz po chwili zaprzestałem.- Nie wiesz może, czy najpierw smaży się mięso do zapiekanki, czy pokroić warzywa?- zapytałem, bo przecież miałem znaleźć przepis, a rozmowa z Zaynem mi w tym przeszkodziła.
     - Przepraszam.
     - Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie.- powiedziałem, odkładając sztuciec na blat.- Przyjmuję przeprosiny. A Vivienne z nikim się nie spotyka, czeka, aż ją odwiedzisz. Więc pospiesz się Romeo, bo chodzi ostatnio znerwicowana, co znaczy, że ostatnio nikt jej dobrze nie prze...
    - Zrozumiałem!- przerwał mi. Wybuchliśmy donośnym śmiechem.- Pokrój najpierw warzywa.- powiedział, a ja wróciłem do poprzedniej czynności.- Kolacja z Harrym?
   - Oczywiście. Trzeba dbać o swojego chłopaka!- powiedziałem z uśmiechem na twarzy.- Mieszkamy razem od jakiegoś czasu, ale planujemy przeprowadzkę do domku. Razem wszystko wybieramy. Już mamy pomalowane wszystkie pokoje, ułożone płytki oraz panele, powoli wybieramy meble. Tak się cieszę!
     - Oczywiście. Zgadłem, że ty płacisz za wszystko, prawda?- zapytał, a ja spojrzałem na mojego laptopa. Zayn siedział bez koszulki, pokazując swoje tatuaże. Ten też miał ich wiele. Rozłożył się tak, że jego głowa oparta była o ścianę, a ręce splątane na szyi. Przyglądałem się mu uważnie.
     - Tak. Coś w tym złego?- zdziwiłem się. Przecież to dobrze, że płacę. Gorzej, gdybym miał kraść albo nic nie robić.
     - Nic. Zupełnie nic.- odezwał się. Wziąłem marchewkę do ręki, zanim zacząłem kroić, ugryzłem jej kawałek.- Ugh! Chodzi o to, że Hazz to też facet, co nie? A faceci lubią płacić za swoich ukochanych. Nie możesz zrobić wszystkiego, bo to ma być wasz dom, prawda? On też chce się poczuć jego właścicielem, a nie mieszkańcem.- powiedział Zayn. Stałem jak wryty, wpatrując się tępo w warzywa przede mną. No i co ja teraz miałem odpowiedzieć? Przełknąłem ślinę i wróciłem do krojenia warzyw.
~*~
    Zayn jest totalnym idiotom. Ale takiego go uwielbiam. Gadaliśmy przez dobrą godzinę, śmiał się z mojego/Harry'ego fartuszka, pouczał mnie w kwestii gotowania, a dokładniej udawał, że się zna i specjalnie wprowadzał w błąd, a na koniec powiedział, że nie chce być jeszcze wujkiem i mamy uważać, po czym się rozłączył. No ale zapiekanka się udała! Była już prawie 10 wieczorem, a on nie wracał. Cholernie się martwiłem. Poprawiłem koszulę, krawat, zapaliłem świece w jadalni, rozłożyłem sztućce, talerze. Nawet już drinki zrobiłem, a za 3 minuty jedzenie miało być gotowe.
    Równo z wyjęciem zapiekanki z piekarnika, dźwięk windy oznajmił, że ktoś przyjechał. Kamień spadł mi z serca. Zaniosłem naczynie do jadalni i spojrzałem jeszcze raz, czy wszystko jest gotowe. Uśmiechnąłem się szeroko.
     - LOU! Gdzie jesteś?- usłyszałem ten cudowny głos, trochę zachrypiały, przeszywający moje ciało.
     - W jadalnie!- zawołałem. Po chwili poczułem silne ramiona, oplatające mnie w pasie. Położyłem swoje dłonie na tych jego.- Nietypowa kolacja dla nietypowej pary.- powiedziałem. Delikatnie wyrwałem się z jego uścisku i obróciłem, żeby go pocałować. Jednak natychmiast zakryłem usta, żeby nie wrzasnąć z przerażenia. Hazz odwrócił głowę na bok, jednak ja złapałem jego brodę, żeby spojrzał na mnie. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, co nie umknęło jego uwadze.- Nie wierzę.- odpowiedziałem.- Nie wierzę, że to na siłowni.- odpowiedziałem. Pociągnąłem go z powrotem do kuchni.- Siadaj.- wskazałem blat, a on grzecznie mnie usłuchał. Nie zważając na mokre ślady, tworzące się na moich policzkach, wyjąłem z szafki apteczkę. Cały się trzęsłem. Oczywiście Harry miał podbite oko. Znowu. Do tego rozciętą wargę oraz łuk brwiowy. Wyciągnąłem gazik, wodę utlenioną i przyłożyłem to do skóry mojego chłopaka, na co on syknął niezadowolony.- Nie marudź. Trzeba było nie kłamać.- warknąłem i przełożyłem gazik obok jego ust. Byłem zmartwiony, ale też wściekły na niego. Czemu on to zrobił?! Co mu odbiło?!
     - Ja przepraszam.. Lou... nie bądź zły. Daj mi wyjaśnić...- wyciągnął dłoń w moją stronę, jednak zdążyłem odskoczyć do tyłu. Bałem się jednak, że szybko się złamię... Zszedł ze stołu i zbliżył się do mnie.- Proszę, przytul mnie... Louis, błagam.- ostatecznie wpadłem w jego ramiona, ściskając materiał jego koszulki i wdychając zapach jego perfum... Zaraz. To nie były jego perfumy. Uniosłem głowę do góry, a Hazz po łzach zebranych w moich oczach, musiał się domyślić, co wyczułem. Puściłem go i nie wiedziałem co robić. Inne męskie perfumy. Przecież on nie mógł mi tego zrobić.- Lou. Daj mi to wyjaśnić.
     - Zostaw mnie.- odpowiedziałem. Nie wiedziałem co robić, miałem wrażenie, że moje życie legło w gruzach. Okłamał mnie. Oszukał. Wraca późno. A co jeśli mnie ...
      - Nie zdradziłem cię!- krzyknął, jakby czytał w moich myślach,a ja pokręciłem z głową.- Nie mógłbym tego zrobić, po tym co razem przeżyliśmy. Za bardzo cię kocham.- jego głos też się łamał.- Ja cię przepraszam... chciałem zrobić coś ryzykownego, pokazać, że to, że jestem gejem, nie znaczy, że jestem słaby...- mówił pospiesznie, a ja ledwo co rozumiałem jego słowa.- Nie chodziłem na siłownie, tylko na treningi bokserskie. Walczyłem. Jak nie było ciebie obok, to często tam chodziłem. Teraz zacząłem poważniej walczyć, no i czasem mi się oberwało. Lou, przepraszam, że ci nie powiedziałem. Błagam wybacz mi.- zaczął płakać i upadł na kolana. Nie wiedziałem co robić, więc uklęknąłem obok niego i płakaliśmy tak razem. Wtuleni w siebie.
     - Stygnie nam kolacja.- zachichotałem po chwili. Podniosłem się, łapiąc Harry'ego z dłoń. Pociągnąłem go w stronę jadalni.- Wszystko już ok? Nie boli?- Hazz pokręcił głową.
       - Szczerze? To tatuaże bardziej bolały. W dodatku byłem wtedy gówniarzem, ledwo co 17 lat, sfałszowany dowód, więc miałem stres. Moja mama nic nie wiedziała przez około rok, aż zrobiłem sobie kolejny, a potem następny i jakoś tak poszło z górki.
       - A mówiąc o tatuażach...- powiedziałem odsuwając mu krzesło. Usiadł na nim i niepewnie mnie dotknął. Atmosfera była trochę napięta, a ja nie mogłem się przyzwyczaić do blizn na jego twarzy.- Zrobiłem sobie dzisiaj jeden.- powiedziałem nieśmiało, zajmując swoje miejsce. Hazz otworzył szerzej oczy, czego natychmiast pożałował, bo rana go zabolała. Podwinąłem rękaw i pokazałem mu mój kompas na przedramieniu. Wpatrywał się w niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.- Puste, bo jak odnajdę swoją drogę w życiu, ten kompas będzie mi mówił, że mam iść tylko w tą właściwa stronę.- powiedziałem mu. Uśmiechnął się delikatnie i cmoknął moją dłoń.
     - Jeszcze raz przepraszam. Nie chciałem cię okłamywać, ale bałem się, że będziesz wściekły, albo się załamiesz.- mruknął ze skruchą w głosie.- A te perfumy to zapachy w szatni. Nie chciałbyś tam być.- zachichotałem.- Może pojedziemy w weekend na wieś? Do pana Dowsona?
      - Do kogo?
      - Rose, Teddy, mówi ci to coś?- pokiwałem głową i przygryzłem wargę.
      - Ugh, mam czas się zastanowić, dopiero poniedziałek. Pogadamy o tym potem, okej?
      - W porządku.- znowu cmoknął moją dłoń i sięgnął po naczynie z zapiekanką.- Mój kuchcik.
      - Mój bokser.- uśmiechnąłem się.
    Nie mogłem trafić na kogoś lepszego, niż Harry. 
***
notka od autorki: No bo po cholerę wspierać autorkę? Po co pisać komentarze? Przecież pisanie to jej obowiązek, a my mamy ją w dupie :))
Mam taką ochotę ryczeć, jest ciężko, nie wiem czy jest sens kontynuować to gunwo, zwane shelter 
Lucy.

11 komentarzy:

  1. Nie patrz na komentarze, ważne, że pisanie sprawia ci przyjemność. Tylko to się liczy.
    A co do rozdziału to mega. Wo gule cała ta historia jest świetna. Z niecierpliwością czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przejmuj sie komentarzami. Potraktuj to jak coś co kochasz i nie czekaj na uznanie innych. Rób to tak, abyś Ty sama była z tego zadowolona. ❤
    A rozdział jak zwykle niesamowity. Jakos nie ufam Harry'emu....

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana! Tez czesto tak mam ze w przyplywie emocji po przeczytaniu rozdzialu zapominam napisac komentarz, ale nie gniewaj sie i nie opuszczaj tego cuda zwanego Shelter :) Co do rozdzialu to jak zwykle soslspeusgfmcdytecnwo o w ogole *-* Nie ufam Harryemu... Na poczatku myslalam ze pobil go ten stary wrog Louisa z liceum, no coz, mylilam sie. Prosze nie koncz tego opowiadania chocby dla takich wiernych fanek/ow :) Przesylam buziaczki, cieplutkie pozdrowionka i wszystko co sobie zyczysz :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście, że masz pisać! Nie myśl nawet, żeby przestać!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Skarbie, jak to nikt tego nie czyta? Ja właśnie ryzykuję jutrzejszą poprawkę z matmy, biologii, EDB i sprawdzian z WOSu na rzecz tego opowiadania <3 (a matma i funkcje kwadratowe to nie najlepiej przyswajane przeze mnie tematy) Dlatego ani mi się waż zawieszać!
    Uwielbiam troskliwego Lou <3 Hazza jak zwykle pełen tajemnic...

    OdpowiedzUsuń
  6. Awww to jest boooskie *-* zrobienie tatuazu przez Lou hihi rozmowa z Zayn'em i wyznanie Harry'ego *.*,dobrze ze jest oki a juz myslalam ze bedzie ostrzej i beda sie bardziej klocic a tu niespodzianka i slodkie slowka kuchcik i bokserek :) uwielbiam co do tego to sie skarbie nie przejmuj to jest cuuudo i nie mozesz mi tego zrobic by to przed jakos skonczyc :33 @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  7. "- Mój kuchcik.
    - Mój bokser."

    Zabiłaś mnie tym, przysięgam
    Rozdział był cudowny, misiu błagam nie pisz tak, pisz to dla tych osób które komentują i czytają, to ff jest dla mnie bardzo ważne więc proszę nie przejmuj się :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam ochotę walnąć Harry'ego. Błagam, chciał pokazać, że jako gej - nie jestem słaby?... *prychnięcie* Ale w końcu powiedział Louisowi, a to o wiele ważniejsze. Twoje sugestie dotyczące maleństwa (albo nawet dwóch maleństw ^^) są absolutnie urocze, nie mogę doczekać się jak DALEJ ROZEGRA SIĘ AKCJA, JAKIE BĘDĄ DALSZE, WSPANIAŁE ROZDZIAŁY. Amen.
    Nie będę znowu przysięgała, obiecywała, że poprawię się w komentowaniu, bo moje zachowanie to jedno wielkie gunwo. Jednak chciałabym Ci powiedzieć, że jesteś fantastyczną pisarką. Tak, fantastyczną. Tak, PISARKĄ (troszkę nadużywam caps locka, ups). Szczerze? Rozumiem, że człowiek czasami nie ma motywacji ani chęci. Ale to nie zmienia faktu, że osoby będą tęskniły. Wszyscy kochani komentujący. Taka idiotka, jak ja. Każdy cichy czytelnik. A szczególnie Ty, Magdo. *podchodzi i mocno ściska, ukrywając twarz w zagłębieniu szyi*. Przemyśl to. Może zrób sobie przerwę, by pomyśleć i odpocząć? Nikt nie będzie Cię za to winił. Ale całkowite usunięcie "Shelter" będzie bardzo.
    DO NASTĘPNEGO? :)
    @smolipaluch
    ***
    "Nie mogłem trafić na kogoś lepszego, niż Harry."
    (a to do Ciebie, Słońce) "Życie ma ty­le ko­lorów, ile pot­ra­fisz w nim dostrzec".

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak to nikt nie czyta? Kochanie genialnie piszesz i chce aby to opowiadanie dotrwało do końca. Co do rozdziału zajebisty jak zawsze.

    @luvmydreams

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam to opowiadanie! Rules też czytałam i tak się wciągnęłam że przeczytałam w 2 dni :) Wspaniale piszesz i mam prośbę, żebyś nie zawieszała bo się uzależniłam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowne cudowne cudowne
    NAPRAWDE DZIEKUJEMY CI ZA WSZYSTKO :(
    Nie badz smutna za mala ilosc kom..
    Porozsylam na twitterze to ff i moze zwiekszy sie liczba czytelnikow jak i tych komentarzy

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy