niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 12

WAŻNA NOTKA!

Louis's POV

    Przystawiłem moje rozgrzane usta do warg Harry'ego. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który zagościł na mojej twarzy. Loczek położył swoje duże dłonie na moich plecach i przycisnął mnie do siebie. Nim się spostrzegliśmy, winda wjechała już na nasze piętro, wydając denerwujący dźwięk, sygnalizujący otwieranie drzwi. Jęknąłem, odsuwając się od chłopaka i trochę chwiejnym krokiem wszedłem do mieszkania, a Hazz tuż za mną. Złapał moją rękę i zaprowadził do kuchni. Nie mogłem nie powiedzieć, że bawiłem się źle, bo zabawa była przednia, jednak wolałem siedzieć w domu wraz z moim chłopakiem. Puściłem jego dłoń, siadając na blacie, uprzednio sprawdzając, czy nic na nim nie zostawiłem. Pociągnąłem Harry'ego za krawat, aby zbliżył się do mnie i znów wpoiłem się w jego usta.
     - Nie wierzę, że Liam jest już żonaty.- westchnąłem, wspominając zdarzenia sprzed kilku godzin. Widok Payne'a w garniturze był dla mnie niezwykłym szokiem, bo do tej pory jego jedynym eleganckim ubraniem była koszula i ciemne spodnie. Nawet do tego nosił adidasy.
     - Sophia wyglądała pięknie w tej sukni.- dodał Harry, powoli rozwiązując moją muszkę. dokładniej muszkę Liama, którą złapałem. Mina prowadzącego, gdy zapytał, czy mam dziewczynę, a ja mu odpowiedziałem, że to Harry. Chyba nie był do tego przyzwyczajony. Pani Payne oczywiście uściskała mnie z każdej możliwej strony, prawie się rozpłakała na mój widok i była dumna, że wreszcie kogoś mam. Czasem zachowywała się jak moja druga mama, zostało jej to do tej pory. Uśmiechnąłem się do Loczka. Uniosłem brodę do góry, aby miał lepszy dostęp do mojej szyi, jednak on odebrał to jako zachętę, do zrobienia mi malinki. Jęknąłem, gdy zaczął zasycać moją skórę.
   - Co tam Sophia, jej siostra wyglądała niesamowicie w tej miniówce.- powiedziałem, a on natychmiast się ode mnie odsunął, mrużąc oczy.- Chociaż, gdy stałem tak przy nim i rozglądałem się po gościach, moją uwagę przykuł pewien chłopak, wyglądał na około 20 lat, miał długie, falowane włosy i cudowne, zielone oczy, które chyba pokochałem.- dodałem z uśmiechem na twarzy. Widziałem na twarzy mojego chłopaka ulgę. Mały zazdrośnik. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę z kimś w związku, że ktoś będzie się o mnie troszczył, był zazdrosny.- Wyglądasz cudownie w tym garniturze. Cieszę się, że namówiłem cię do kupienia nowego.- dodałem, poprawiając jego marynarkę.
     - Namówiłeś?- prychnął, łapiąc mnie za nadgarstki. Zbliżył swoją twarz do mojej i cmoknął mnie w nos.- Ty kupiłeś 3 komplety i kazałeś wybrać jeden, bo inaczej zostawisz wszystkie. Mały szantażysta.- zachichotałem i spojrzałem na zegarek znajdujący się na mojej ręce.
     - Jest 4 nad ranem, a jutro idę do pracy. Ty chyba też. Nie sądzisz, że powinniśmy pójść spać, hmm?- uniosłem brew do góry,a on teatralnie przekręcił oczami. Zacząłem rozpinać guziki jego koszuli, nawet na niego nie spoglądając.
      - Daj nam chwilkę.- powiedział, całując mnie namiętnie, popychając mnie na blat tak, że moje plecy stykały się z szafką, a moje ciało przeszedł dreszcz.
~*~
    Przyspieszony oddech, trzęsące się ręce, no i nie mały stres. Stałem w garderobie, tuż przed lustrem i po raz siódmy wiązałem krawat. Jęknąłem, opadając na fotel, ale natychmiast wstałem, żeby nie pognieść garnitury. Ostatnie dwa tygodnie spędziłem w domu, leniuchowałem się, grałem an gitarze, pisałem piosenki. Czasem dzwoniła Vivienne, raz czy dwa przyszła. Jednak w pracy, w biurze będzie inaczej. Znowu będzie moją pracownicą, ja będę szefem, ludzie będą mi podporządkowani. Niby jestem w tym wprawiony, nigdy w życiu mi to nie przeszkadzało. Tylko teraz będzie inaczej. Jak? To się okażę, za 40 minut, gdy wejdę do budynku T.T.I.C, z nadzieją, że wszystko będzie w porządku. Przełknąłem ślinę i złapałem krawat w dłonie, po raz ostatni go wiążąc. Tym razem mi się udało, więc poprawiłem marynarkę, wziąłem teczkę i wyszedłem z pomieszczenia. Zbiegłem po schodach i ruszyłem do kuchni, zobaczyć, czy Hazz już wyszedł. Tak jak przypuszczałem, nie było go już w domu. Zauważyłem białą karteczkę na blacie. Podniosłem ją i uśmiechnąłem się na słowa na niej napisane.
"Kocham cię mocno, pamiętaj, że wszystko będzie dobrze słońce, bo mamy siebie. Twój Harry ♥ "
~*~
    Nienawidziłem już tej pracy. Jaki ja musiałem być zjebany, gdy to miejsce było moim drugim domem, traktowałem je jak świętość. Ja pierdole, co było ze mną nie tak?! Skończyłem szybko pracę za biurkiem, wykonałem parę telefonów, ustawiłem loty, zamówiłem materiały na budowę mojego domu oraz bloków mieszkalnych, zrobiłem nawet rzeczy, którymi na ogół zajmuje się Vivienne, typu kosztorys, wygrałem kolejną giełdę, przyjąłem kolejne zlecenie na domy, nawet zacząłem szukać kolejnej inwestycji, jaką mógłbym się zająć, zabrałem Viv na lunch, zadzwoniłem parędziesiąt razy do Harry'ego, który nie odbierał, więc zostawiłem mu z 30 wiadomości głosowych, wypiłem kawę z panem ochroniarzem. I to wszystko w ciągu 4 godzin, a zostało mi drugie tyle. W dodatku wszyscy, którzy mnie dzisiaj mijali, zachowywali się jakby zobaczyli trupa, ducha, albo jakby wcale mnie nie zauważyli. Komu nie powiedziałem "dzień dobry", to każdy najpierw patrzył na mnie zszokowany, a potem spuszczał głowę i odchodził speszony. W dodatku nie potrafiłem usiedzieć na miejscu. U siebie w gabinecie tylko się wkurwiałem i nudziłem. Vivienne była zajęta. Ciągle z kimś smsowała, zakładam, że był to Zayn, albo odbierała fax, wypisywała faktury, a około pierwszej poleciała na zakupy potrzebne w biurze. Przestałem chodzić na pozostałe piętra, bo tam nie byłem chyba mile widziany. W końcu uznałem, że pójdę na spacer, bo może to mi pomoże? Nawet pisanie nut do nowej piosenki nie pomogło. Muzyka była w pewnym stopniu pocieszeniem, ale nie sprawiała, że jestem szczęśliwy. Bardziej zadowolony. Zdjąłem mój płaszcz z wieszaka, obwiązałem szyję szalikiem i zamknąłem swój gabinet. Podszedłem do biurka Viv i zostawiłem jej kartkę, że wrócę niedługo.
    Świeże powietrze dobrze mi służyło. Spacerowałem wzdłuż ulic, nie spiesząc się, czy zważając na ludzi, których mijałem. W jednej kieszeni spoczywał mój telefon, a w drugiej klucze do gabinetu i portfel. Uśmiechałem się sam do siebie i myślałem nad tym wszystkim. Co noc miałem te koszmary, jednak nikomu nie powiedziałem, kto jest ich powodem. Bałem się o Hazzę, bo często wracał z różnymi siniakami na ciele, jednak nadal nie chciał mi powiedzieć, skąd je ma. Ciągle tłumaczył się siłownią. Straciłem kontakt z Eleanor, nie odbierała telefonów, przestała pracować w ośrodku, podziała się nie wiadomo gdzie. Jęknąłem z dezaprobatą. Chłodny wiatr uderzał w moją twarz, ostatnie liście spadały z drzew, tworząc różnobarwne wzory na chodniku. Próbowałem znowu zadzwonić do mojego chłopaka, lecz z marnym skutkiem.
     - Umm, hej kochanie.- zacząłem, gdy nagranie poczty głosowej się skończyło.- Wiem, że pewnie masz dość moich nagrań, ale chcę ci powiedzieć, że cię kocham i oddzwoń. Ugh, pa!- rozłączyłem się szybko i ruszyłem dalej, chowając ręce do kieszeni. Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić, po prostu szedłem przed siebie, czując silną pustkę w sercu. Nagle poczułem, jak ktoś szarpie mój płaszcz. Zacisnąłem dłonie w pięści.- Słuchaj, jeśli to porwiesz to uwierz, że nie stać cię na drugi taki...- odwróciłem się i nikogo nie zobaczyłem. Rozdziawiłem usta. Czyżby moja wyobraźnia płatała mi figle? Znowu poczułem szarpanie, tym razem mocniejsze. Spojrzałem w dół i myślałem, że moje serce pęknie na tysiąc malutkich kawałeczków. Zobaczyłem malutkiego chłopczyka, wyglądał na jakieś 3 albo 4 latka, cały się trząsł z zimna, był troszkę brudny, zaniedbany, a w jego piwnych oczkach ponownie zbierały się łzy, bo te pierwsze dawno już spłynęły po policzkach, tworząc czystą smugę na jego ubrudzonej buzi. Przykucnąłem i spojrzałem na niego wzrokiem pełnym troski i ciepła. Miałem nadzieję, że nie będzie się mnie bał.- Co tam maluchu?
     - Zgubiłem mamusię.- jęknął i zaczął płakać. Pogłaskałem go po główce, a gdy to nie pomogło, przytuliłem go mocno. Wtulił się we mnie. Przechodnie patrzyli się na nas z obrzydzeniem. A niech się pierdolą, nie zostawię dziecka na pastwę losu.
     - Pokażesz mi, gdzie ją ostatnim razem widziałeś? Pójdziemy jej poszukać, okey?- zapytałem, a on pokiwał główką. Podniosłem się i wystawiłem rękę w jego stronę, którą on mocno chwycił i pociągnął mnie za sobą. Całą drogę opowiadał jaka jego mamusia jest ładna, miła, że opowiada mu bajki i śpiewa piosenki, ze go przytula i robi dobre kanapki. Miałem ochotę sam się rozpłakać, bo to co on opowiadał o swojej rodzicielce to była taka bezwarunkowa miłość, ufał jej jak nikomu innemu, uważał ją za swoją bohaterkę i to chyba było największe szczęście, jakie ktokolwiek mógł otrzymać. Po 20 minutach chłopczyk wyrwał się z mojego uścisku i pobiegł przed siebie. Natychmiast ruszyłem za nim, bojąc się, że zrobi sobie krzywdę, jednak on rzucił się w objęcia jakiejś kobiety i od razu zrozumiałem, że to jego mama. Z ulgą podszedłem do nich, kobieta też nie była w najlepszym stanie. Brudne ubrania, tłuste włosy, trochę zniszczone buty i na pewno było jej zimno.
     - Thomas, mój Boże, znalazłeś się. Nie wiesz jak ja się martwiłam.- szlochała kobieta. Stałem chwilę przy nich, czując się niezręcznie, gdy luzie mijali nas i przyglądali całej sytuacji.
     - Louis mi pomógł!- zawołał chłopczyk i wskazał na mnie. Kobieta od razu podążyła za jego dłonią i spojrzała na mnie. Podniosła się z klęczek i stanęła tuż przede mną, a w jej oczach na nowa zebrały się łzy.
     - Nie wiem jak mam panu dziękować! Nowy York jest taki duży, mogłam go już nigdy nie znaleźć! Bałam się, że wpadnie pod samochód.- szlochała kobieta. Położyłem dłoń na jej ramieniu i nie wiedziałem co powiedzieć.- Mąż nas wyrzucił parę tygodni temu, znalazł sobie kochankę i teraz żyjemy na ulicy. Thomas jest moją ostatnią nadzieją, tylko dla niego żyję.
     - Nie myślała pani, żeby zgłosić się do jakiejś instytucji?- powiedziałem, ale słowa ledwo przechodziły mi przez gardło. W duchu dziękowałem, że ja zawsze miałem gdzie mieszkać, że moja mama o mnie dbała. Teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo kocham moją rodzinę i jak bardzo ważni dla mnie są.
     - Nikt nie chce mnie przyjąć.- załkała.- W urzędach nadal jestem mężatką, myślą, że sobie żartuję.- szlochała. Mały Thomas smutno patrzył na mamę i głaskał ją po policzku.
      - Niech pani tam pójdzie i powoła się na mnie.- wyjąłem z portfela moją wizytówkę i podałem ją kobiecie.- Jeśli nadal pani nie będą chcieli przyjąć, mają zadzwonić, a wtedy nie wiem, czy nadal będą się tak opierać.- Matka małego Thomasa wpatrywała się uważnie w kawałek tektury, a potem przeniosła swój wzrok na mnie,
     - Dziękuję panu. Jest pan aniołem, a nie człowiekiem. Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam panu wynagrodzić to wszystko, ale będę się za pana modliła.- zatkała usta dłonią.- Syneczku, będziemy mieli gdzie spać, słyszysz? Zjesz dobry obiadek i umyjesz się. A to dzięki panu Louisowi.
  - Jesteś super Louis.- powiedział Thomas, a na jego twarzy rozkwitł szeroki uśmiech. Odwzajemniłem ten gest i poczochrałem chłopaczka po główce, na co ten zachichotał.
     - Będzie pan kiedyś wspaniałym ojcem.- dodała kobieta i się odwróciła, żeby podążyć w stronę jakiegoś domu opieki.
    Ojcem? Ja? Niby słowa tego malucha zrobiły na mnie wielkie wrażenie, poczułem się niesamowicie. No bo opinia takich dzieci zawsze jest szczera. Chociaż... Nie raz wyobrażałem sobie, jak siedzę z Harrym w naszym nowym domu, wokół nas biegają małe urwisy, księżniczka i piłkarz, są naszym światem, jesteśmy dla nich najważniejsi... Pokręciłem głową i odwróciłem się, żeby iść dalej. Przecież to niedorzeczne, przynajmniej nie teraz. Za 5 lat owszem, ale czemu myślę o tym w tej chwili? O tym, jakby to było co noc śpiewać małym aniołkom na dobranoc albo budzić je co rano do szkoły, robić im śniadanie... Ugh! Louis! Nagle podeszła do mnie jakas dziewczyna. Wyglądała na nastolatkę, która chce sobie dorobić na rozdawaniu ulotek. W brwi i wardze miała kolczyki, a w dłoni stosik różowych kartek, reklamujących pewnie jakiś salo kosmetyczny, czy pizzerie. Wziąłem od niej papier i rzuciłem na niego okiem. W rogu kartki narysowany był statek i od razu przypomniał mi się tatuaż Harry'ego, umieszczony na jego lewym bicepsie. Zwróciło to moja uwagę, więc zacząłem czytać ofertę tej instytucji. Rozdziawiłem usta i przeczytałem wszystko od początku do końca. Spojrzałem na adres i przyspieszyłem kroku. Przeszedłem parę metrów, gdy moim oczom ukazał się szyld w kolorze takim samym jak ulotka, czyli ciemnofioletowym, przykuwający uwagę przechodniów. Długo się w niego wpatrywałem, zanim podjąłem ostateczną decyzję. W końcu miała ona być na całe życie, nieprawdaż? Powolnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi, które od zewnątrz były całkowicie zaklejone. W środku też nie było najprzyjemniej, a moje ciało przeszedł dreszcz. Spojrzałem na pracownika i przełknąłem ślinę. Podniósł się ze swojego stanowiska i uważnie się mi przyglądał.
     - Dzień dobry...- szepnąłem, wchodząc w głąb pomieszczenia. Wnętrze mnie przerażało.
     - Tatuaż czy piercing?- zapytał bez ogródek, a ja zawahałem się na moment.
     - Tatuaż.- odpowiedziałem. Mężczyzna wskazał fotel, a ja zlękniony usiadłem na nim. Ciekawe, czy dobrze robię?
***
notka od autorki: 1. ELOUNOR ZERWAŁO!
2. Powiedzcie mi co źle robię, że tak mało osób to czyta? Mam coś poprawić? Skończyć z fluffem? A może wy nie jesteście LS i boicie się powiedzieć, że nie chcecie być powiadamiane lub coś? Ostatnio myślę, żeby to zawiesić, już tak od 9 rozdziału to planowałam... :(
Lucy.

10 komentarzy:

  1. Kurde Lucy jak tylko to zawiesisz powieszę Cie za nogę na latarni! I teraz jestem serio serio. Ten rozdział byl rozbrajająco uroczy! Myślałam, że ta kobieta u niego zamieszka XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo, Louis ma jednak serce... 😄
    Bardzo zaciekawiłaś mnie koszmarami Lou...
    😊
    Rozdział extra i czekam na next💙💚💛💜.

    A co do bloga przestań myśleć o zawieszeniu go. To świetny blog i mam nadzieję że z czasem będę mogła przeczytać Roules i Shelter w wersji papierowej jako światowy bestseller. 😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesli zawiesisz tego najlepszego na swiecie bloga, udusze cie! Nawet o tym nie mysl! Rozdzial jak zwykle jaopaksjsbyjsbdjdkd *.* Nie koncz z fluffem! Uwielbiam go czytac w takiej formie jakiej jest :) zycze duuuuuuzo weny i przesylam cieplutkie pozdrowionka :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaciśnięte wargi. Powolny wydech. Zaciśnięcie palców.
    To może być reakcja na dwie rzeczy:
    a) usunięcie komentarza,
    b) czytanie o zawieszeniu bloga.
    Nie potrafiłabym sobie teraz tego uzmysłowić. Nie, kiedy nie znam odpowiedzi na wiele pytań. "Shelter" jest bardzo ważne, chciałabym trwać przy nim do epilogu. Mam wielką nadzieję, że komentarzy przybędzie i zmienisz decyzję.
    ***
    Nie mam pojęcia co zmieniłaś, ale ten rozdział jest absolutnie cudowny! Chyba działają tak na mnie dzieci i tatuaże, haha.
    Wiesz, po cichu kibicuję Louisowi, by rzucił tę pracę w cholerę. Wiem, że to nie takie proste, ale on ma już bardzo dużo pieniędzy, mógłby się ustatkować, przeprowadzić do małego miasteczka, prowadzić życie ze swoją miłością... Chyba zbyt odległe wyobrażenia, wybacz :D Nasuwa mi się na myśl Eleanor, niedługo się ukaże, to dość niepokojące, kiedy i gdzie. I siniaki Harry'ego, które są dla mnie tajemnicą. To cały czas boks, czy coś więcej?... I na dodatek Tristan, uważałam go za bezmyślnego, ale jego rola też może mieć większe znaczenie.
    Dość, dość, odganiam złe myśli. Idę zaraz wziąć kąpiel i iść spać, kolorowych snów, Magdo. xx
    Do następnego? :)
    @smolipaluch
    ___
    "Jest pan aniołem".
    "Będzie pan kiedyś wspaniałym ojcem".

    OdpowiedzUsuń
  5. jeśli zawiesisz to opowiadanie to przysięgam, że dowiem się gdzie mieszkasz, przyjadę i cię powieszę! XD jeju, moje feelsy przy każdym rozdziale są coraz mocniejsze >>
    BTW - tak, doczekaliśmy się końca tej całej szopki, zwanej "Elounor".... W KOŃCU, YAY! /louzstyles

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie rob tego ehh bo inaczej cie znajde i przyjade do cb xd strasznie mi sie podoba i czekam na kolejny booski rozdzial :* @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  7. CZEMU MNIE NIE POWIADAMIASZ JUZ?!?!?!? 😭 /@jjustsurvive

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju misiek ten rozdział był niesamowity i błagam nie zawieszaj bloga bo naprawdę jest bardzo bardzo dobry, przepraszam że nie komentowałam dwóch wcześniejszych rozdziałów ale miałam masę nauki więc nadrobiłam dzisiaj :)
    Popłakałam się trochę przez ten rozdział, ten chłopczyk i ta matka, to że Lou i pomógł i tak dalej, to było wzruszające, te wszystkie fluffy omg idealne, dziękuję za powiadomienia o rozdziałach, ilysm
    Weny i do następnego ❤
    @shipbulshit

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest jedne z najlepszych ff o Larrym jakie cyztam jezuuuuu
    Trzeba rozsylac link wszystkim zeby czytali :o

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy