niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 11

NIE ZAPOMNIJCIE PRZECZYTAĆ ROZDZIAŁU 10! 

Louis' POV

    Wyjechałem spod budynku jak najszybciej się dało. Mijając Tristana w drzwiach, uczucia powróciły. Przypominał mi o tym miejscu, którego tak nienawidziłem. Oczywiście przywitałem się, chwilę porozmawialiśmy, chciał, żebym został dłużej. Jednak telefon od Harry'ego mnie wybawił. Do tej pory jego natarczywość uważałem za natrętną, co chwila dzwonił, przychodził, bał się, jakbym miał znowu skoczyć. Tym razem w duchu dziękowałem, że tak się przejmuje.
    Dzisiaj był czwartek, więc musiałem się pojawić na wizycie u doktor Fenty. Rozmawialiśmy o oderwaniu się od rzeczywistości, znalezieniu własnej pasji, moich talentach, hobby. Opowiedziałem jej, że w szkole średniej grałem w piłkę nożną, kiedyś pogrywałem na gitarze i pisałem piosenki. Powiedziałem jej, że tęsknie za tym, więc uznała, że powinienem do tego wrócić. W pewnym momencie zaczęliśmy nawet śpiewać. Też miała niczego sobie głos.
    Wracając do domu, myślałem tylko nad słowami kolejnej piosenki. Pozwól mi być swoim superbohaterem. Pozwól mi ratować siebie każdego dnia. Zamiast skupić się na drodze,  która dzisiaj była nieźle zakorkowana, wystukiwałem rytm na kierownicy. Wjeżdżając na parking, byłem w bardzo dobrym humorze. Nie mogłem się doczekać, aż znowu odwiedzę mój mały pokój muzyczny. Może wtedy będę wreszcie szczęśliwy? Przy Harrym czuję się dobrze, jestem zadowolony, uśmiechnięty, choć koszmary powracają każdej nocy nawet jeśli Loczek jest obok. Jednak to nie jest to, czego szukam. W środku czuję się pusty. Jest tak już od dłuższego czasu, myślałem, że to z powodu braku Hazzy. Teraz on jest obok, a ja nadal nie mogę znaleźć swojego miejsca w świecie. Jestem radosny, często mam dobry humor. Ale nadal mi czegoś brakuje. Może to będzie właśnie pasja? Muzyka? A może, gdy zacznę wszystko od nowa? Kto wie.
    Wcisnąłem guzik przywołujący windę i czekałem, aż znajdę się na górze. Spojrzałem na zegarek. Miałem godzinę, zanim Harry przyjedzie po pracy, więc będę mógł posiedzieć w pokoju muzycznym. Palce mi już drżały, na myśl, że zaraz będą błądziły po strunach jednej z moich gitar. Serce przyspieszyło, wywołując rytm piosenki. Może to moje szczęście?
~*~

Sometimes love’s a scary place
It’s like standing in the dark
Flying through the universe
Trying to fix your broken heart

It’s okay to let it go
You don’t have to be so brave
Take a chance if someone else
Is gonna sweep in and save the day

You don’t have to face your fears alone
‘Cause whenever you’re in trouble
I’ll know

Let me be your superhero
There isn’t a place I won’t go
Whenever you need me by your side
I’ll be there, be there

Never be afraid if you fall
I’ll carry you away from it all
Let me be your superhero
Let me be your superhero

Take off your mask, put down your guard
Don’t need a symbol on your chest
It’s all right for once to play
The boy in distress

You’re gonna use up all your strength
Trying to be so strong
Don’t have to shoulder all the weight
Together we can take it on

You don’t have to face your fears alone 

(You’re not alone, baby)
‘Cause whenever you’re in trouble
I’ll know, oh

Let me be your superhero
There isn’t a place I won’t go
Whenever you need me by your side
I’ll be there, be there

Never be afraid if you fall
I’ll carry you away from it all
Let me be your superhero
Let me be your superhero

Woah woah oooh
Woah woah oooh
Let me be your super hero
Woah woah oooh, yeah yeah
Woah woah oooh

Sometimes love’s a scary place
It’s like standing in the dark
Flying through the universe
Trying to fix your broken heart
Yeah

Let me be your superhero
There isn’t a place I won’t go (I won't go)
Whenever you need me by your side
I’ll be there, be there

Never be afraid if you fall
I’ll carry you away from it all (I’ll pick you up, baby)
Let me be your superhero
Let me be your superhero

(Woah woah oooh)
Yeah, I can be your superhero
You know I will, baby
Woah woah woah oh oh
Let me be your superhero*

    Trzymałem w opuszkach kostkę, wyśpiewując kolejne słowa piosenki. Wczułem się w to, oddałem serce w słowa, które napisałem chwilę temu. Elektryczna gitara idealnie pasowała do całej kompozycji, to było coś niesamowitego. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy skończyłem śpiewać, a całość piosenki była już nagrana. Zatrzymałem wszystko i nagle za mną rozległy się oklaski. Wzdrygnąłem się i gwałtownie odwróciłem. Wypuściłem powietrze z płuc, zauważając, że to tylko Harry. Obserwował mnie z troską i dumą w oczach. Odłożyłem Ellie na miejsce, czyli pomiędzy Bellą, a Nancy. Miałem słabość do nazywania różnych rzeczy, nie tylko budynków, więc każda z moich 5 gitar miała swoje imię. Hazz zbliżył się do mnie i czule pocałował w usta. Moje usta rozciągnęły się w uśmiechu.
     - Pięknie śpiewasz kochanie.- powiedział, obejmując mnie. Przeszliśmy na czerwony, skórzany narożnik, zielonooki położył coś na stoliku, stojącym tuż obok i rozłożył się na kanapie. Spojrzałem na niego z góry i wziąłem gazety do rąk.- Mieliśmy dzisiaj wybrać rzeczy do kuchni.- powiedział, a ja palnąłem się w czoło. Zapomniałem!
     - No to zabierajmy się do pracy.- stwierdziłem, siadając obok niego. Zacząłem przerzucać strony gazety, lecz po chwili poczułem jak chłopak łapie mój nadgarstek.
     - Może najpierw omówimy to co lubimy, a potem ewentualnie wybierzemy wykończenia? Przecież nie musi być idealnie.- stwierdził, a ja zapłonąłem ze wstydu. Miał rację. Westchnąłem i odłożyłem katalog na swoje mielce.- Więc... ty lubisz bordowy, ja wolę czerwony, a akurat kuchnia jest połączona z salonem, możemy to wykorzystać. Szare i bordowe ściany, białe fronty z czarnymi blatami i uchwytami, widziałem właśnie taki fajny zestaw tam. 
     - Hmm... do tego stolik. Bordowe nogi z szarym blatem. Krzesła z białymi obiciami.- dodałem. Harry wyszczerzył się i pokiwał entuzjastycznie głową.- białe płytki?
   - Białe.- potwierdził mój pomysł i przekartkował katalog, pokazując mi meble, o których wspominał.- I bordowy okap oraz lodówka. Dwudrzwiowa czy jedno?
      - Dwudrzwiowa ładniej wygląda, ale czy będzie nam potrzebna taka duża?- spytałem się, a Hazz przez chwilę się zamyślił.- Dobra, takie detale to później. Na razie wybierzmy farby. Więc... szary, bordowy i do salonu czerwień?
     - Myślałem, żeby zrobić tak, że na tych ścianach, gdzie są okna będzie szary, a te boczne będą czerwone lub bordowe.
    Mijała sekunda za sekundą, minuta za minutą, godzina za godziną, nie wiedząc kiedy, w pomieszczeniu zrobiło się całkowicie ciemno. Za oknem świecił już księżyc, a my nadal siedzieliśmy i omawialiśmy szczegóły parteru. Uznaliśmy, że póki obaj mamy czas, możemy ustalić jak najwięcej. Nim się obejrzeliśmy, było już po północy. Ciemnofioletowy pokój pogrążony był w mroku, a światło dawała tylko lampka, która stała na stoliku przed katalogami.
    - Muszę wraaaacać do domu.- powiedział Loczek, ziewając. Pokręciłem głową, żeby oprzytomnieć. Chyba na chwilę usnąłem. Spojrzałem na chłopaka, który również wydawał się śpiący.
      - Zostań. Nie przeszkadzasz mi.- uśmiechnąłem się, gładząc jego włosy. Spojrzał na mnie spod wpółprzymkniętych powiek.
      - Dobra, akurat rano cię zabiorę ze sobą i nie będziesz musiał sam zostać.- powiedział. Złapał moją dłoń i pocałował ją delikatnie.
        - Hazz, nie przesadzasz aby? Codziennie mnie ze sobą ciągasz, jak masz chwilę wolnego, to zamiast pójść coś zjeść, czy napić się kawy, ty przyjeżdżasz tutaj i sprawdzasz, czy żyję. Zawozisz mnie wszędzie, jakbym miał zaraz wpaść pod samochód, czy ulec wypadkowi. Żeby dzisiaj samemu pojechać do lekarza, musiałem męczyć cię dwie godziny, zagrozić, że się więcej nie odezwę i obiecać, że zadzwonię jak dojadę na miejsce, wyjdę stamtąd i  jak wrócę do domu. Kocham twoje towarzystwo, naprawdę. Jednak nie możesz mi tak matkować. Kiedy ty ostatni raz byłeś u siebie w domu?- zapytałem, a Hazz spalił się rumieńcem.- Wiesz co? Mam świetny plan. Przywieź tu swoje rzeczy, sprzedaj mieszkanie i zamieszkaj ze mną.- klasnąłem w dłonie, delikatnie się rozbudzając. Hazz otworzył szerzej oczy i zamrugał parę razy.- No co? Wtedy będziesz pewien, że nic mi nie jest. Ale nie możesz mnie tak pilnować. Jestem dorosły.- położyłem dłoń na jego ramieniu. On pochylił się i musnął moje czoło, potem nos i na końcu wargi.
     - Kocham cię, wiesz? I po prostu się martwię.- stwierdził. Westchnąłem i usiadłem mu na kolanach. Chciałem coś dodać, jednak on położył dłoń na moich ustach.- Ale cieszę się, że chcesz ze mną zamieszkać, choć nie jestem pewny czy to dobry pomysł... jesteśmy krótko razem, boję się, że jak będziesz się chciał rozstać, to nie będę miał się gdzie podziać, jeśli sprzedam to mieszkanie.
      - Po pierwsze - to nie mam zamiaru z tobą zrywać. Nigdy.- wywróciłem oczami.- Po drugie - jeśli nie chcesz na razie sprzedawać, to je zachowaj. Sprzedasz je, gdy będziesz pewny tego, że cię nie zostawię, czyli pewnie po ślubie.- Hazz zesztywniał. Spojrzał na mnie zdziwiony, a jego policzki pokrywał rumieniec. Zachichotałem na ten widok, jednak on się nie odezwał. Pomachałem mu dłonią przed oczami.
     - Ale.. Ten.. No.. Ee.. Yy.. Huh?- nie potrafił zebrać swoich myśli słowa. Pokręciłem głową z politowaniem i pocałowałem go w usta.
     - Nie mówię, że teraz. Może za rok? Albo dwa? Kto wie. Wiem, że kocham cię najmocniej na świecie i nie opuszczę cię. Nie raz myślałem o naszym przyszłym życiu.- stwierdziłem. Widziałem szczęście w jego oczach, miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze.- A tak nawiązując do ślubu, to w następny weekend jest wesele Liama, więc mam nadzieję, że idziesz ze mną.
     - Oczywiście panie Tomlinson.- stwierdził.- A teraz spać, bo rano idę do pracy i muszę przywieść  moje rzeczy, gdy ty będziesz się lenił w domu.
     - I tak przez najbliższe dwa tygodnie.- dodałem, podnosząc się z jego kolan.
~*~
     Siedziałem w mojej garderobie i patrzyłem na Hazzę spod przymkniętych powiek. Moje ubrania były porozwieszane w pierwszej części pokoju, a jego jeszcze były w kartonach. Byłem na niego zły. Na niego i jego durne pomysły. Ugh!
     - Nie. Ty będziesz miał tam rzeczy, a ja tutaj.- stwierdziłem. Mówiłem powoli, akcentując każde słowo.- Już ułożyłem rzeczy, więc swoje możesz położyć tam.
     - Nie możemy mieć tak jak było wcześniej? Tutaj twoje garniturki, a tam rzeczy codzienne? Dobrze wiesz, że ja mam tego mniej, a ty się nie pomieścisz. Zobacz jak te rzeczy są rozwalone.- stwierdził, podnosząc głos. Zacisnąłem dłonie w pięści.
     - No, ale wtedy pomieszają nam się ubrania!- warknąłem, ustając przy swoim. Nie byłem jeszcze na tyle przyzwyczajony, żeby się dzielić swoim "terytorium".
      - Na pewno! Kurwa, jestem od ciebie dużo wyższy, mam tylko dwa garnitury, parę koszul, naprawdę nam się pomylą!- krzyknął, unosząc ręce do góry.- Ja pierdole, jaki ty jesteś egoistyczny i samolubny!
      - To moje mieszkanie, więc będzie tak jak ja chcę!- uniosłem głos, mówiąc te słowa, których po chwili pożałowałem.- Harry, ja...
      - Super. To twoje mieszkanie, więc co ja tutaj robię?! Po co ta cała szopka z wprowadzaniem się?! Tak ma to wyglądać?! Nie Harry, nie rób tego, to moje. A nie Harry, nie możesz kąpać się w tej łazience, bo jest moja.- zaczął mnie przedrzeźniać. Zacisnąłem powieki, starając się powstrzymać łzy.- Tak?! Tak będzie wyglądać?!- powiedział, kopiąc pudełko ze swoimi rzeczami. Zabrał swój płaszcz i wybiegł z pomieszczenia.- Pierdol się Louis.- powiedział na odchodne. Gdy usłyszałem jak wsiada do windy, łzy uwolniły się spod moich powiek. Zacząłem płakać nad swoją głupotą. Jak ja mogłem to powiedzieć?! Jestem dupkiem, idiotą, nie zdziwię się, jeśli nie przyjdzie tutaj przez kilka dni. Łzy tworzyły mokre ścieżki na moich policzkach, a ja wyciągnąłem telefon z kieszeni. Próbowałem się do niego dodzwonić, jednak musiał wyłączyć telefon, bo włączyła się poczta głosowa. I tak za każdym razem.
    W końcu się podniosłem i zacząłem zrzucać wszystko z wieszaków, półek zrobiłem niezły śmietnik na podłodze. Łzy nadal spływały po moich policzkach, jednak teraz chciałem naprawić swój błąd. Spojrzałem na zegarek. Jest po 12. Harry miał zacząć po pierwszej sesje ślubną jakiejś gwiazdki operowej, więc pewnie szybko nie wróci. W dodatku był na mnie zły, co oznacza, że zobaczymy się wieczorem. Zacząłem układać ubrania tak, jak zaplanował to Harry. W jednym pomieszczeniu eleganckie, w drugim codzienne.
    Po skończonej pracy, zrozumiałem, że Harry miał rację. Jego eleganckie rzeczy zajmowały o wiele mniej miejsca, niż gdy przeniosłem moje rzeczy na jedną część pokoju. Wyglądało to o wiele estetyczniej. Zrobiłem też porządek w ciuchach, wyrzuciłem te, w których nie chodzę lub są na mnie za małe. Westchnąłem. Zgasiłem światło i zszedłem po schodach do salonu, owinięty bluzą Harry'ego, która już od dawna należała do mnie. Usiadłem na kanapie i skuliłem nogi, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Na dworze robiło się ciemno, zbliżała się godzina 7, a Hazz nadal nie odbierał. Trzymałem telefon w dłoni i czekałam, aż się odezwie, jednak nie nastąpiło to przez następną godzinę. W końcu usłyszałem otwieranie się windy, przymknąłem oczy i szepnąłem nieme "dziękuję" i odwróciłem się w stronę korytarza. Loczek szedł ze spuszczoną głową, na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, trzymał ręce za sobą. Przełknąłem nerwowo ślinę, czekając, aż podejdzie do mnie. Szybko się zbliżył, siadając tuż obok mnie. Wyciągnął dłoń przed siebie i podał mi bukiecik stokrotek. Spojrzałem się na nie, potem na Hazze i wybuchłem śmiechem.
     - To, że mam chłopaka, nie czyni mnie dziewczyną.- zachichotałem.- Przepraszam...- szepnąłem, zabierając od chłopaka kwiaty i kładąc je na stoliku. Złapałem jego dłonie i spojrzałem na niego.- Nie chciałem tego powiedzieć... naprawdę mi głupio. Wybaczysz mi?- ledwo co skończyłem mówić, a chłopak przycisnął swoje usta do moich. Pogłębiłem pocałunek, rozkoszując się jego bliskością.- Mhm... to chyba znaczy tak.- uśmiechnąłem się.
     - Przecież wiesz, że za bardzo cię kocham, żeby cię zostawić.- powiedział. Sięgnąłem dłonią do jego czoła, a potem złapałem oprawkę okularów i ściągnąłem je z jego nosa, choć próbował mnie powstrzymać. Jęknąłem głośno, odsuwając się na widok jego oczu. Przejechałem opuszkami palców po dużym siniaku, odznaczającym się na jego twarzy. Syknął z bólu, przekręcając głowę.
     - Kto ci to zrobił?- nawet nie wiedziałem, czemu mój głos się załamał. Trzęsłem się ze strachu i moje pierwsze myśli, krążyły wokół Rocky'ego i jego słów. Boże. A co jak zrobi mu coś więcej?! A co jeśli go za... nie, nie zrobi tego. Nie jest zdolny.
    - Shh,,, Lou, nic się nie dzieje. Nie płacz.- Hazz pocałował mnie w czoło i kciukami starł pojedyncze krople łez.- Byłem na siłowni, uderzyłem się, musiałem trochę odreagować... przepraszam, że nie mówiłem ci o tym, ani nie odbierałem telefonów.- szepnął, a ja się uspokoiłem. W sumie na siłowni mogą zdarzać się różne wypadki. Prawda?
~*~
     Biegłem ile sił w nogach. Wszędzie było ciemno, a ja potykałem się o swoje krótki nóżki. Las był ogromny, konary wielkich drzew wystawały prawie do 30 centymetrów nad ziemią. Jednak nie mogłem się zatrzymać. Musiałem biec, uciekać, jak najdalej stąd. Nie mogłem pozwolić aby mnie złapał. Przewróciłem się. Kurwa. Z mojej kostki leciała krew. Bałem się. Ciemność opanowała najbliższą okolicę. Tylko drzewa, ja i ten psychopata. Nie mogłem się podnieść. Noga przeraźliwie bolała. Łzy spływały mi po policzkach. Usłyszałem szelest liści. Ktoś nadepnął na gałąź. On tu szedł. Idzie tu, idzie. Zrobi mi krzywdę. Nie, proszę... zostaw! Był coraz bliżej. Bliżej. Bliżej. Z każdym krokiem. Łamanie gałązek. Szelest liści. Wtuliłem się w konar. Szedł po mnie. Nie uda mi się schować. Nie ucieknę. Pomocy. Niech mnie zostawi. Jego dłoń. Boże. To mój koniec. Jest już obok. Jego twarz pojawiła się zza pnia drzewa. Nie. Proszę. Odejdź! Krzyczałem. Bałem się. Na twarzy pojawił mu się cyniczny uśmiech. On znowu to zrobi. Skrzywdzi mnie. Jedna łza. Druga. Schylił się po mnie. On chce mnie zniszczyć. Podniósł mnie. Odwróciłem głowę. Poczułem uderzenie w policzek. Nie. Nie. Nie!
     - Louis! Cholera, Louis!- poczułem silne szarpanie. Ktoś trzymał moje ramiona. Byłem taki zagubiony, krzyczałem, łzy spływały po moich policzkach. Otworzyłem oczy i od razu wtuliłem się w ciepłe ciało Harry'ego. Oddech mi przyspieszył, a głos uwiązł w gardle. Otoczony silnymi ramionami chłopaka, poczułem się bezpieczny. Przyglądałem się moim rękom, nogą... Przypominały mi się chwilę w psychiatryku. Każdy siniak, każda blizna, kropla krwi. Wspomnienia wracały z każdym dniem i nie mogłem się ich pozbyć.- Nie płacz, nie martw się, wszystko będzie w porządku. Kocham cię, rozumiesz? Będę obok ciebie i razem sobie z tym poradzimy.- słyszałem jego słowa, trochę jak zza mgły, lecz rozumiałem ich znaczenie. Jednak czy on mi z tym pomoże?
***
*Ross Lynch - Superhero, tekst trochę zmieniony (z formy żeńskiej na męską)
notka od autorki: soooł, jak wam się podobało? C: Wystarczająco fluffy? Przykro mi, że pod 10 było tylko 5 komentarzy na bloggerze, a na wattpadzie 1 :< przepraszam, że był opóźniony, no ale moglibyście skomentować, a nie się mścić ;-; 
Dobra nie meczę was, powiem tylko, że jestem wybierzmowana, jestem mega szczęśliwa i dumna z siebie. ♥♥♥
Wasza Lucy (od wczoraj Faustyna)

8 komentarzy:

  1. Huhuhu Harry chyba ma okres, a Louis jest w ciąży. Nie dziwie sie, że mają takie wahania nastojów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww jak slodko *.* ta piosenka swietnie pasowala,jeju a tej klotni sie nie spodziewalam naprawde i takie zdziwienie wielkie hihi ale dobrze ze Harry wrocil do domku a co do tego sniaka mam nadzieje ze nie klamal,ehh te koszmary Lou sa straszne niech mu mina i zeby dobrze spali ale ciesze sie z Hazz tam jest obok i tuli go pocieszajac tymi pieknymi slowkami aww uwielbiam ich:33 czekam z niecierpliwoscia na nastepny :* @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział chociaż żałuję że nie jest dłuższy ❤ Nie mogę się doczekać następnego i kiedy pojawią się bliźniaki❤
    @Larry_for_1D

    OdpowiedzUsuń
  4. no nie, jak zwykle pogrywasz sobie z moimi emocjami. skoro ja przeżywam takie chwile to boję się wyobrazić sobie jak będę przeżywać te najcięższe i najszczęśliwsze rozdziały. świetnie, czekam do następnego rozdziału /louzstyles

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam jak ktos tak prawdziwie okazuje emocje bohaterow mimo iz nimi nie jest :) Swietny blog, czytam od dawna ale teraz dopiero komentuje :) oby tak dalej, i zycze weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę przyznać, że choć uwielbiam fluffy w Twoim wykonaniu - te tajemnicze, straszne, niewyjaśnione momenty wywołują u mnie najwięcej uczuć. Wczuwasz się i umiesz sprawić gęsią skórkę. Nie jestem pewna, kto jest mordercą w koszmarze Louisa, ale obecność Harry'ego bardzo pomaga, szczerze wierzę, że go uchroni :(. Z kolei siniak pod okiem, to powód tego chorego boksu, czy kutasa Tristana? (w sensie, nie mam na myśli jego narządu "tam na dole", on cały taki jest... no, rozumiesz XD).
    Jeśli brakującym elementem do szczęścia Boo jest muzyka i kilka małych istotek, jestem całkowicie zauroczona *-* Wyśmiałabym Cię za dobór piosenki, gdyby nie fakt, że Ross ma wspaniały głos i jest nawet przystojny ;p
    Jestem do dupy, wieem. Ale Magdo Faustyno Lucy, obiecuję spiąć dupsko i dodawać regularniej komentarze.
    Do następnego? :)
    smolipaluch
    ***
    Co ja tutaj mogę zacytować? Pozostawiłaś nas z czymś takim :/
    "Aby słyszeć, należy milczeć"
    ~Ogion

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju jaki zajebisty *.*

    @luvmydreams

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam ze nie komentuje zawsze ale tyle emocji mi towarzyszy przy czytaniu ze zapominam po prostu
    Rozdzial cudny, lece czytac dalej xx

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy